Rola Giertycha w aferze Biedronia. Mecenas zapowiada pozew
"Nie lubię pozywać osobiście dziennikarzy" - napisał na Twitterze Roman Giertych. Zdecydował się jednak na ten krok. Kategorycznie sprzeciwia się insynuowaniu, że miał coś wspólnego z artykułami na temat Roberta Biedronia.
"Nie lubię pozywać osobiście dziennikarzy, ale dzisiejsza obrzydliwa insynuacja Stankiewicza mnie do tego zmusza. Nie miałem nic wspólnego z tekstem Mittera czy SE na temat Biedronia. Insynuowanie tego było linią obrony Roberta Biedronia i niczym innym. Pan redaktor ma 24 h na przeprosiny" - podkreślił na Twitterze Roman Giertych.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Słowa, które Giertych nazywa insynuacją, padły w tekście dziennikarza Onetu Andrzeja Stankiewicza:
Nie wiem, czy Wielki Mecenas Platformy maczał palce w najnowszym ataku na Biedronia - wyciągnięciem mu rodzinnej sprawy karnej sprzed lat. Wiem, że wierzy w to Biedroń. I pamiętam że, Wielki Mecenas uczestniczył w przeszłości w podobnych akcjach. Wszystko wskazuje na to, że tym razem Biedroń przeciwników z okolic PO ubiegł - to on ma stać za materiałami prewencyjnie opisującymi tę sprawę w sposób dla niego jak najmniej szkodliwy Andrzej Stankiewicz, Onet
"Chcą wykorzystać tę sprawę politycznie"
Nie byłoby tego tekstu, gdyby nie powrót do sprawy sprzed 19 lat. W środę "Warszawska Gazeta" ujawniła, że w 2000 roku Robert Biedroń miał postawione zarzuty za znęcanie się nad matką i spowodowanie uszczerbku na jej zdrowiu. Sprawę jednak warunkowo umorzono, a akta zginęły z Sądu Rejonowego w Krośnie.
Biedroń startuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Pojawiły się tezy, że czas publikacji tekstów o przeszłości Biedronia nie jest przypadkowy. Konkurenci mają szukać na niego haków. Tego zdania jest sam Biedroń.
Lider partii Wiosna wraz z matką odniósł się do tych publikacji. W oświadczeniu podkreślili, że jedyną agresywną osobą w ich domu był ojciec Biedronia. Sprawę sprzed lat komentowali też w TVN24.
Zobacz także: Zalewska i Szydło w europarlamencie? Sikorski: mam z tymi paniami problem
- Mąż robił często awantury, dzieci stanęły w obronie ojca - powiedziała Helena Biedroń. - Już dokładnie nie pamiętam - tak odpowiedziała na pytanie, czy syn ją uderzył. Dziś kobieta mówi o "potrąceniu".
- Nie, nie uderzyłem mamy. Wracanie do tego jest dla nas koszmarem to nie chodzi o to, by zastanowić się nad przemocą w domu, ale o to, by wykorzystać tę sprawę politycznie jako oręże do walki. Pozwólcie nam to przeżywać na takich regułach, jakich my chcemy (...) Nikt nie wie, jak czuje się dziecko, które jest katowane każdego dnia - zaznaczył Biedroń.
- Spodziewałem się politycznych ataków, ale nie miałem pojęcia, że będą wciągać w to moją mamę - dodał w rozmowie z "Super Expressem".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl