PolskaRocznica katastrofy hali w Katowicach

Rocznica katastrofy hali w Katowicach

W niedzielę ok. godz. 17.15 minął rok od katastrofy hali Międzynarodowych Targów Katowickich (MTK). Pod zawalonym dachem zginęło wówczas 65 osób, a ponad 140 zostało rannych. Była to największa katastrofa budowlana w historii Polski.

Rocznica katastrofy hali w Katowicach
Źródło zdjęć: © PAP

###Galeria
[

]( http://wiadomosci.wp.pl/tragedia-w-katowicach-6038699346211457g ) [

]( http://wiadomosci.wp.pl/tragedia-w-katowicach-6038699346211457g )
Tragedia w Katowicach - rok temu

Przypominamy najważniejsze informacje na temat tragedii, akcji ratowniczej, prowadzonego śledztwa i procesów odszkodowawczych.

KATASTROFA

W sobotę, 28 stycznia, w pawilonie nr 1 - największym na terenie MTK - odbywały się targi gołębi pocztowych. Dach hali zawalił się ok. godz. 17.15. Nie wiadomo, ile osób było wówczas w hali. Prokuratura podaje, że co najmniej kilkaset. Wielu z nich udało się wyjść o własnych siłach i bez obrażeń. Świadkowie mówili, że ofiar byłoby znacznie więcej, gdyby do katastrofy doszło nieco wcześniej - wielu gości niedługo przed zawaleniem się dachu wyszło z hali.

Krótko po katastrofie niektórzy ocaleni chodzili bezładnie po terenie MTK. Wiele osób chciało wejść na rumowisko, by ratować bliskich. Na miejscu były już pierwsze karetki, wozy straży pożarnej i policja. W kulminacyjnym momencie akcji ratowniczej - między pierwszą a drugą w nocy - na miejscu pracowało ponad 1300 ratowników - strażaków, policjantów, ratowników górniczych i medycznych, GOPR-owców, a także żołnierze i żandarmeria wojskowa.

Akcji przyglądali się zaniepokojeni bliscy ofiar. Niektórzy wspinali się na okoliczne drzewa, by lepiej wiedzieć rumowisko. Inni utrzymywali kontakt telefoniczny z uwięzionymi pod zawalonym dachem. Do Katowic przyjechały specjalnie grupy ratownicze z psami. Przy przeszukiwaniu rumowiska używano też geofonów - urządzeń do wykrywania żywych ludzi. Dużym problemem dla ratowników była niska temperatura - minus 15 stopni. Zrezygnowano z użycia nagrzewnic, uznając że mogłoby to doprowadzić do jeszcze większej tragedii - elementy zawalonego dachu wspierały się na śniegu.

Informacje o pierwszych ofiarach śmiertelnych przekazano przed godz. 20.00. Ostatniego z żywych wydobyto ok. godz. 22. W ciągu pięciu godzin spenetrowano gruzowisko o powierzchni blisko hektara. Wydobywani z rumowiska ranni przewożeni byli do szpitali m.in. w Chorzowie, Katowicach, Siemianowicach Śląskich, w Sosnowcu.

Pierwszy etap akcji ratowniczej zakończył się po kilkunastu godzinach, w niedzielę 29 stycznia. Później na gruzowisko kilka razy wchodzili ratownicy z psami wyspecjalizowanymi w poszukiwaniu zwłok. Na początku lutego rozpoczęły się prace rozbiórkowe, w czasie których wydobyto ciała pozostałych poszkodowanych, ostatnie z nich - 14 lutego. Posadzkę hali udało się całkowicie odsłonić 19 lutego. Wtedy było już pewne, że ostateczny bilans tragedii to 65 zabitych. Wśród nich było dziewięciu cudzoziemców: trzech Czechów, dwóch Słowaków, Belg, Niemiec, Holender i Węgier.

Jak wykazały sekcje zwłok, wszystkie ofiary zginęły w wyniku obrażeń doznanych na skutek zawalenia się dachu lub uduszenia - żadna z nich nie zmarła z powodu wychłodzenia, jak sugerowały niektóre media.

Na miejsce tragedii przyjechali m.in. premier Kazimierz Marcinkiewicz i minister zdrowia Zbigniew Religa. Ocenili, że akcja ratownicza przebiega wzorowo. W niedzielę na Śląsk przyjechał prezydent Lech Kaczyński, który ogłosił trzydniową żałobę narodową. W całym kraju rozpoczęły się kontrole dachów.

Choć już w czasie akcji ratowniczej wiele osób zwracało uwagę, że na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu i lodu, kierownictwo MTK na zwołanej w niedzielę konferencji prasowej zapewniło, że dach był odśnieżany. Po dwóch miesiącach od tragedii komisja powołana przez głównego inspektora nadzoru budowlanego Marka Naglewskiego uznała, że głównymi przyczynami katastrofy były błędy projektowe i konstrukcyjne oraz nadmierne zaleganie na jej dachu śniegu. Podobne są ustalenia biegłych, powołanych przez prokuraturę. ŚLEDZTWO

Śledztwo w sprawie katastrofy prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach, która dotychczas postawiła zarzuty 12 osobom. Postępowanie powinno się zakończyć za kilka miesięcy, śledztwo po raz kolejny będzie musiało być przedłużone. Dotychczas przesłuchano ponad 1000 świadków i ustalono około 900 pokrzywdzonych. Poza rannymi są to m.in. osoby, które wyszły z hali jeszcze przed katastrofą. Problemem dla śledczych jest dotarcie do wszystkich pokrzywdzonych. Część tych osób mieszka za granicą, nie wszystkich udało się ustalić.

23 lutego na jej wniosek do aresztu trafili dyrektor techniczny MTK Adam H. oraz dwaj byli członkowie zarządu Targów - obywatel nowozelandzki Bruce R. i Ryszard Z. (ten ostatni po katastrofie złożył rezygnację ze stanowiska, zaś pod koniec kwietnia rada nadzorcza Targów wybrała nowego prezesa - Piotra Kubicę).

Prokuratura zarzuciła byłym szefom MTK umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy oraz nieumyślne doprowadzenie do niej. Grozi im do ośmiu lat więzienia. Zdaniem prowadzących śledztwo, pomimo zajmowanych stanowisk nie dopełnili oni ciążących na nich obowiązków i nie wyłączyli z eksploatacji hali, mimo iż wiedzieli, że w 2002 r. dach hali został uszkodzony. Nie zareagowali też w okresie przed katastrofą, kiedy na dachu zalegała gruba warstwa śniegu.

W końcu czerwca do aresztu trafili dwaj projektanci hali Jacek J. i Szczepan K. (ten pierwszy po katastrofie próbował popełnić samobójstwo). Są oni podejrzani o umyślne sprowadzenie katastrofy budowlanej, za co grozi do 12 lat więzienia. Jak ustaliła prokuratura, opracowali projekt wykonawczy konstrukcji hali, odbiegający od projektu budowlanego i przyjęli w nim wiele wadliwych rozwiązań. Jacek J. nie miał dodatkowo przygotowania zawodowego i uprawnień. Jest też podejrzany - niezależnie od sprawy hali - o posiadanie w komputerze dziecięcej pornografii.

Zarzut nieumyślnego sprowadzenia katastrofy ciąży z kolei na Andrzeju W., niezależnym projektancie, który zaaprobował projekt autorstwa dwóch pozostałych podejrzanych, mimo znajdujących się tam niedociągnięć i uchybień. Grozi mu do 8 lat więzienia. Ten podejrzany nie został aresztowany ze względu na stan zdrowia.

W grudniu na polecenie prokuratury policja zatrzymała cztery kolejne osoby. To m.in. Arkadiusz J. - były prezes firmy "Przemysłobud", która była generalnym wykonawcą obiektu. Taki sam zarzut usłyszał były wiceprezes "Przemysłobudu". Inne zatrzymane wówczas osoby to Grzegorz S., odpowiedzialny za naprawę dachu hali MTK w 2002 r. i pracownik pionu technicznego Targów Piotr I., który odpowiada za to, że w dniu katastrofy drzwi ewakuacyjne hali były zamknięte.

Kilka dni temu zarzuty postawiono dwu kolejnym osobom - kierownikowi budowy hali Adamowi J. i powiatowemu inspektorowi nadzoru budowlanego w Chorzowie Marii K. Adam J. jest podejrzany o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy hali i nieumyślne doprowadzenie do samej tragedii. Z ustaleń śledztwa wynika, że kiedy w 2000 r. - wtedy trwała jeszcze budowa - dach hali ugiął się po raz pierwszy (później jeszcze w 2002 i w końcu 2005 r.), mężczyzna nie odnotował tego faktu w dzienniku budowy. Informację tę zataił tylko formalnie, bo - jak wykazało śledztwo - przedstawiciele generalnego wykonawcy o tym wiedzieli.

Prokuratura uważa, że obowiązkiem kierownika w tej sytuacji było natychmiastowe wstrzymanie robót. Adam J. powinien był też powiadomić o ugięciu się dachu powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. Tego wszystkiego nie zrobił, tymczasem inwestycja była kontynuowana bez zweryfikowania projektu wykonawczego - ustaliła prokuratura. 25 stycznia sąd aresztował Adama J., będzie mógł jednak wyjść na wolność po wpłaceniu 20 tys. zł kaucji.

Maria K. jest podejrzana o niedopełnienie obowiązków i nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa zawalenia się dachu hali. Zdaniem prokuratury, zignorowała informacje straży pożarnej z początku 2002 r., która informowała o ugięciu się dachu. Maria K. nie podjęła wówczas czynności, do których była zobowiązana, zrobiła to dopiero w lutym 2003 r., wyznaczając tylko kilkutygodniowy okres na wykonanie swoich zaleceń i nie sprawdziła, czy jej zalecenia zostały wykonane - uważa prokuratura. Prowadzący śledztwo podkreślają, że nie ma żadnego związku przyczynowego pomiędzy zaniedbaniami zarzucanymi Marii K. a ubiegłoroczną katastrofą. Ugięty dach naprawiono we wrześniu 2002 r. Prokuratura przyjęła więc, że tylko do tego czasu inspektor nieumyślnie sprowadziła bezpośrednie niebezpieczeństwo zawalenia się budowli.

Katowicka prokuratura wystąpiła też o uchylenie immunitetu sędziemu z Gliwic, który w listopadzie 2005 roku wydał kontrowersyjny wyrok w sprawie odszkodowania dla MTK. Prokuratura chce zarzucić sędziemu niedopełnienie obowiązków. Zdaniem śledczych, mając wiedzę na temat złego stanu hali, nie powiadomił on o tym organów ścigania.

Najważniejszymi dowodami i głównym źródłem wiedzy dla śledczych są opinie biegłych. Wynika z nich, że przyczyną katastrofy były błędy konstrukcyjne, projektowe i wykonawcze oraz złe użytkowanie hali. Do katastrofy przyczyniła się gruba warstwa śniegu, zalegająca na dachu. Straty materialne po katastrofie prokuratura szacuje na co najmniej 22 mln zł. W oddzielnym wątku postępowania badane są przekształcenia własnościowe w spółce MTK. W wątku ekonomicznym postępowania nikomu dotychczas nie postawiono zarzutów.

ROSZCZENIA I ODSZKODOWANIA

W katowickich sądach jest około 40 pozwów, złożonych przez poszkodowanych w katastrofie i rodziny ofiar. Łączna kwota żądań do około 11 mln zł. Najwyższa kwota z pozwu to 1,5 mln. Ranni w katastrofie domagają się zadośćuczynienia za krzywdę związaną z uszczerbkiem na zdrowiu. Rodziny zabitych żądają odszkodowań za znaczne pogorszenie sytuacji życiowej w związku ze śmiercią najbliższych. Inny rodzaj roszczeń to różnego rodzaju renty i odszkodowania za utracone w katastrofie rzeczy.

Zgodnie z przepisami, pozwy, w których roszczenia nie przekraczają 75 tys. zł, rozpatruje katowicki sąd rejonowy. Jest w nim kilkanaście takich spraw. Te, w których poszkodowani żądają wyższych kwot, trafiają do Sądu Okręgowego w Katowicach. Część spraw zostało skierowanych do mediacji, w części rozpoczęły się procesy.

W połowie stycznia tego roku przed Sądem Rejonowym w Katowicach doszło do zawarcia pierwszej i jak dotąd jedynej ugody. Na jej mocy ranny w katastrofie Tadeusz Nowaczyk z Elbląga otrzyma 5 tys. zł, ma też być objęty programem długofalowej pomocy, którą ma świadczyć ofiarom katastrofy powoływany w tym celu Funduszu Pamięci Ofiar Katastrofy MTK.

W listopadzie ub. roku katowicki sąd rejonowy nakazał wypłatę prawie 25 tys. zł 25-latce z Wielkopolski, która ucierpiała w katastrofie. Był to pierwszy, jeszcze nieprawomocny, wyrok, który zapadł w licznych sprawach o odszkodowania i zadośćuczynienie, wytoczonych MTK przez poszkodowanych w katastrofie i rodziny osób, które zginęły. Wcześniej katowicki sąd zaocznie wydał wyrok w innej podobnej sprawie, ale po odwołaniu MTK sprawa wróci na wokandę i będzie rozpatrywana w normalnym trybie.

W październiku, po nieudanej próbie mediacji, przed Sądem Okręgowym w Katowicach ruszył proces, jaki wytoczył MTK Zbigniew Wełmiński z Krakowa. Jest on ostatnim z żywych poszkodowanych, wydobytych przez ratowników z rumowiska zawalonej hali. Żąda 100 tys. zł zadośćuczynienia i 2 tys. zł renty.

Przedstawiciele MTK mówili wielokrotnie, że lawina wygranych przez poszkodowanych procesów może spowodować upadłość spółki, a to przekreśliłoby szanse na wypłatę środków. Przed sądem MTK wnoszą zwykle o zawieszenie procesów do czasu zakończenia sprawy karnej. Wskazywali, że kapitał zakładowy MTK to tylko 50 tys. zł, a teren Targów nie należy do spółki, tylko jest dzierżawiony od Skarbu Państwa. Ich zdaniem, jedyną szansą na rozwiązanie sprawy jest zarejestrowany właśnie w katowickim sądzie Fundusz Pamięci Ofiar Katastrofy w MTK.

Podczas konferencji prasowej 25 stycznia br. przedstawiciele MTK podali, że Fundusz ma działać 5 lat, gromadząc - według założeń - budżet wielkości 30-40 mln zł. Z tych pieniędzy mają korzystać poszkodowani i rodziny ofiar. Osoby, które straciły swoich bliskich, mają otrzymać po ok. 300 tys. zł za każdego zmarłego członka rodziny.

Nie podano na razie wielkości przewidywanych odszkodowań dla rannych. Twórcy funduszu wybrali kilkuosobową grupę osób, które mają wziąć udział w tzw. programie pilotażowym, czyli dostać pieniądze w pierwszej kolejności. Jest wśród nich jedna cudzoziemka. Możliwość skorzystania z funduszu przez ofiary jego twórcy uzależniają od wycofania przez nich pozwów o odszkodowania. Przedstawiciele poszkodowanych komentują, że deklaracje finansowe MTK póki co są niewiarygodne.

Od tego, czy i jak szybko Targi zdołają odbudować swoją pozycję, zależeć będzie ich kondycja finansowa. Po aresztowaniu członków poprzedniego zarządu oraz zamknięciu terenu wystawienniczego spółka MTK nie zarabiała, odwołując wszystkie zaplanowane imprezy. Pierwsze targi odbyły się w maju, zorganizowano je na terenie katowickiego Spodka. Były to targi budownictwa Targbud.

Z dokumentów, które trafiły do sądu wynika, że w pierwszym półroczu poprzedniego roku MTK zanotowały stratę przekraczającą 5 mln zł. Targi mają tez zwrócić Skarbowi Państwa 1,8 mln zł za rozbiórkę zawalonej hali. Spółka domaga się rozłożenia zwrotu tej należności na raty. Urząd wojewódzki chce, aby firma spłaciła pieniądze w ciągu trzech lat, MTK chciałyby dwa razy dłuższego czasu.

O jak najszybsze powołanie funduszu na rzecz ofiar katastrofy hali MTK apeluje do władz RP niemiecka kancelaria Vehlow&Wilmans i współpracujący z nią polscy adwokaci, którzy reprezentują 70 poszkodowanych. Jak podkreślają, państwo nie może unikać współodpowiedzialności za tę tragedię i zarzucają władzom, że dotychczas nie zrealizowały składanych publicznie obietnic pomocy. Według szacunków kancelarii, poniesione przez wszystkich poszkodowanych w katastrofie straty to 150 mln zł.

Kancelaria Vehlow&Wilmans specjalizuje się w uzyskiwaniu odszkodowań dla ofiar wielkich katastrof, np. zderzenia samolotów nad Jeziorem Bodeńskim czy pożaru w tunelu pod Mont Blanc. Sumy odszkodowań dla rodzin śmiertelnych ofiar tych katastrof wynosiły w tych przypadkach odpowiednio 150 i 600 tys. euro.

Wcześniej kancelaria Vehlow&Wilmans oraz współpracująca z nią polska Kancelaria Praw z siedzibą w Jeleniej Górze, ogłosiły żądanie utworzenia funduszu na odszkodowania na rzecz wszystkich ofiar katastrofy, w wysokości co najmniej 120 mln zł. Ich zdaniem, ciężar zadośćuczynienia - obok większościowego, prywatnego udziałowca MTK - powinien ponieść m.in. Skarb Państwa.

O możliwym dochodzeniu odszkodowań od Skarbu Państwa - który obok samorządu Katowic jest jednym z udziałowców MTK - mówią także inni prawnicy. Np. w imieniu Wełmińskiego złożono wniosek o wezwanie wojewody śląskiego do udziału w sprawie w charakterze pozwanego. Pełnomocnicy Wełmińskiego uznają, że istnieją podstawy prawne, aby osoby poszkodowane dochodziły swych roszczeń nie tylko od MTK, ale również od Skarbu Państwa jako dłużnika solidarnego.

W walkę o godziwe odszkodowania dla poszkodowanych zaangażowana jest również reprezentująca ponad 100 ofiar i ich rodzin kancelaria niemieckiego prawnika, dr. Ulricha von Jeinsena. Kilka miesięcy temu postawiła ona MTK ultimatum powołania funduszu i wpłacenia do niego co najmniej 10 milionów euro do końca października. Intencją niemieckiej kancelarii jest - jak napisano w jej komunikacie w sierpniu tego roku - aby poza MTK wpłaty do funduszu wniosły także rządy Polski, Niemiec, Holandii, Belgii i innych krajów, z których pochodziły ofiary katastrofy, oraz ubezpieczyciel MTK, Allianz Polska.

Krzysztof Konopka

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)