Robert Feluś: "Karta do głosowania jak reklama kablówki" [OPINIA]
"Ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie. Ciężka jest od kart do głosowania jego torba dziś!" - po wczorajszym głosowaniu w Sejmie nieznacznie przerobiłem tekst słynnego kiedyś przeboju Skaldów i mamy gotowy hit na czekające nas w maju wybory prezydenta z koperty.
Śmiechom i żartom nie będzie końca przy okazji tego korespondencyjnego eksperymentu, który to niby ma pokazać, jak władza dba o demokratyczne standardy. Bo w końcu wybory to święto demokracji. Normalne wybory. Te w maju 2020 roku, tylko i wyłącznie korespondencyjne, będą raczej stypą po demokracji.
Ale po kolei. Listonosze i bez wyborów lekko nie mają. Torby ciężkie, a pensja taka sobie. Dobrze, że chociaż ci emeryci, którzy nie mają kont, wrzucą czasem do kieszeni końcówkę emerytury. A tu jeszcze trzeba będzie roznieść po kraju 30 milionów kart do głosowania. 30 milionów dodatkowych możliwości, żeby jakieś świństwo z takiej karty załapać. Bo jeśli będą zarazki na rękach tych, którzy koperty z kartami pakują, albo wyborcze pakiety rozdają, to koronawirus z największą ochotą skorzysta także i z tej formy dotarcia do społeczeństwa.
Na pocieszenie listonoszom zostaje fakt, że nikt im nie będzie musiał schodzić z drogi - bo z powodu światowej epidemii drogi i chodniki u nas prawie puste.
Zakładam, że tych listonoszy nie zabraknie do sprawnego przeprowadzenia akcji dostarczania pakietów do głosowania. Ale gdyby tak przypadkiem, i nie daj Bóg, część z nich powaliła jakaś choroba i gdyby poszli na L4, to trzeba już teraz szukać ludzi na zastępstwo. Wojska Obrony Terytorialnej? Zawodowi żołnierze? Policja? Straż miejska? A może skazani na niskie wyroki za drobniejsze grzeszki? Coś się wymyśli.
Wyborczy pakiet w końcu jakoś trafi do naszych skrzynek. Część z nas pewnie weźmie go do domu. Bo chce zagłosować. Bo jest ciekawa, jak taka karta wygląda. Albo chce zostawić na pamiątkę po czasach, kiedy politycy, zamiast na poważnie zajmować się tarczą antykryzysową, zachowywali się jakby jakąś tarczą mocno dostali po głowie.
Ale zapewne będą i tacy mieszkańcy bloków, którzy otworzą skrzynkę, wyciągną pakiet wyborczy, wzruszą ramionami i położą kopertę na skrzynce, tak jak zawsze robią z niepotrzebnymi i irytującymi ulotkami. I tak karta do głosowania zakończy żywot wśród reklam kablówek, pizzerii, firmy montującej okna i ręcznie pisanych na małych karteczkach ogłoszeń "Mieszkanie bez pośrednika kupię w tej okolicy. Tylko poważne oferty”.
Ale nie bądźmy takimi pesymistami. Ktoś przecież zagłosuje. I tu krótki instruktaż, jak zapewnić sobie warunki do oddania głosu w sposób tajny. W końcu to jeden z ważniejszych warunków potrzebnych do przeprowadzenia wyborów w zgodzie z procedurą.
Zatem tajnie głos można oddać zamykając się przed domownikami np. w kuchni albo toalecie. Można zejść z kartą do głosowania np. do piwnicy, pod pozorem wyprawy po kiszone ogórki i kompot. Albo na balkon, że niby na papierosa. Dla tęskniących za młodymi latami mam taki trop: kiedyś czytało się książki przy latarce pod kołdrą, dziś można się tak zaszyć z kartą do głosowania.
Jest i kolejna pułapka głosowania korespondencyjnego. Kto pamięta akcję "Zabierz babci dowód, nie pójdzie na wybory"? Dziś wnuczęta nie muszą zabierać dowodu. Wystarczy, że zgarną babci kopertę wyborczą. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby jakiś złośliwy wnuczek nie tylko zabrał babci kartę, ale jeszcze ją wypełnił, fałszując babci podpis i stawiając krzyżyk nie przy ukochanym babci kandydacie!
Ale po co się martwić na zapas. Idźmy dalej w naszym wyborczym procesie. Słowo "idźmy" ma tu duże znaczenie. Z kartą do głosowania w zaklejonej kopercie trzeba iść do urny. Pardon, do skrzynki pocztowej. Nie wiem, ile jest w naszym kraju takich skrzynek, ale zakładam, że jakiegoś szalonego wysypu tych czerwonych pudełek nie ma. Zatem pewnie ten i ów wyborca będzie się musiał nachodzić w poszukiwaniu tej skrzynki-urny.
Chyba że pomoże policja. Zamieni w wyborczą niedzielę radiowozy w mobilne skrzynki pocztowe i ruszy w Polskę puszczając z wielkich megafonów na zmianę dwa komunikaty: "Obywatelu, z uwagi na zagrożenie nie wychodź z domu" oraz "Obywatelu, z uwagi na wybory wychodź z domu i oddaj nam kartę do głosowania". Koronawirus zapewne tylko czeka na ten drugi komunikat żeby dopaść obywatela, który do tej pory dzielnie honorował zasady walki z zarazą.
Zbliżamy się do końca wyborów. Wasza koperta zostanie wyciągnięta ze skrzynki i trafi w końcu do urny w komisji wyborczej. Tam głosy zostaną policzone i dowiemy się, kto został prezydentem z koperty. Być może do komisji dostaną się też zwykłe listy i kartki, które akurat ktoś postanowił wrzucić do skrzynki w dniu wyborów. Kto je dostarczy do adresatów? Może członkowie komisji wyborczej. Żeby odwdzięczyć się pocztowcom, którzy odwalili za komisje kawał roboty z wydawaniem kart. I będzie jak w ostatniej linijce piosenki Skaldów: "Kapelusz przed pocztą zdejm".
Robert Feluś dla WP Opinie
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.