Robert Biedroń insynuuje homoseksualizm Jarosława Kaczyńskiego. I jak poprzednicy, powinien przeprosić
Lubiany prezydent Słupska pokazał, że jest ostrym politycznym graczem i uderzył w Jarosława Kaczyńskiego jedną z najbardziej brudnych broni, czyli insynuacjami na temat życia osobistego. Nie on pierwszy sugeruje, że prezes PiS jest homoseksualistą. I tak jak (prawie wszyscy) poprzednicy powinien za to publicznie przeprosić.
Temat wraca co jakiś czas. Trudno się dziwić - nic lepiej nie działa na opinię publiczną niż plotki o życiu osobistym najważniejszego polityka w kraju. Teraz do tej wątpliwej broni z politycznego arsenału uciekł się Robert BiedrońBiedroń, prezydent Słupska, o którym pisaliśmy niedawno w kontekście przegranego przez miasto procesu.
Biedroń rzucił w sobotni wieczór, że "polityk głaszczący koty" jest gejem. Oczywiście ta insynuacja była osadzona w dłuższym wywodzie o tym, że PiS nie powinno mieszać się w sprawy prywatne. Do tematu wraca w wywiadzie dla najnowszego numeru "Newsweeka".
Zresztą to nie pierwsza taka wypowiedź Biedronia. W 2011 roku w programie "Po zmierzchu" w TVP na pytanie Marka Starybrata o rzekomy homoseksualizm "tego, co nie ma konta w banku i prawa jazdy" stwierdził, że "trzeba zapytać o to jego chłopaka, który też jest w Sejmie".
Ale nie tylko Biedroń próbuje zbić polityczny kapitał (i zaszkodzić PiS) rzucając insynuacje na temat Kaczyńskiego. Tej broni używano w polityce już w latach 90. - Mogę zaprosić Lecha Kaczyńskiego z żoną i Jarosława Kaczyńskiego z mężem - stwierdził w 1993 roku Lech Wałęsa, wówczas już w bardzo ostrym sporze z braćmi. Twierdzenie powtórzył jeszcze w 2006 roku, ale trzy lata później za nie przeprosił.
Jeszcze dalej poszedł wydawany przez Jerzego Urbana tygodnik "NIE", który pisał, że tym mężem jest Paweł Rabiej, wówczas dziennikarz, dzisiaj polityk Nowoczesnej. - Bardzo to przeżyłem. Przyszedłem tego dnia do Sejmu z Ingą Rosińską i wszyscy zaczęli podchodzić, mówiąc, że to obrzydliwe, okropne, żebym się trzymał, a ja nie wiedziałem, o co im chodzi... - mówił w wywiadzie udzielonym Robertowi Mazurkowi pod koniec 2016 roku.
- Chodziło naturalnie o uderzenie w Jarosława Kaczyńskiego, dlatego pozbierano wszelkie plotki krążące po mieście, jakieś brudne historie i tak powstał ten stek bzdur - komentował w "Rzeczpospolitej". A insynuacje opierano m.in. na wspólnym wyjeździe do ogarniętego wojną Sarajewa w 1993 roku. Poza Kaczyńskim pojechali też późniejszy minister Władysław Stasiak i działacz prawicy Michał Bichniewicz.
Tak opisuje to sam Kaczyński w wydanej niedawno autobiografii: - Jak wkręcił się do tego towarzystwa Paweł Rabiej, młodzieniec bardzo inteligentny, działający razem ze swoją równie młodą koleżanką Ingą Rosińską jako dziennikarz, tego nie wiem. Miałem do niego znacznie większy dystans niż do jego starszych kolegów, ale nie widziałem powodu, by oponować.
Orientacja Kaczyńskiego była też przedmiotem zainteresowania służb specjalnych. W ramach akcji rozpracowywania prawicy (słynna "szafa Lesiaka") planowano sprawdzić, "czy jest homoseksualistą, jeżeli tak, to z kim jest w parze, czy jest to związek trwały". To cytat z ujawnionych w 2006 roku akt. Ale o operacji w niego wymierzonej mówił sam Kaczyński w wywiadzie udzielonym w 1999 roku Jarosławowi Kurskiemu z "Gazety Wyborczej".
- Znalazło się to w późniejszych wypowiedziach Wałęsy, który zapraszał do Belwederu "Lecha z żoną i Jarka z mężem". Wałęsa wygłosił tę obelżywą opinię w ramach scenariusza, który był przygotowywany przez UOP – choć w ujawnionych dokumentach nie ma na to bezpośrednich dowodów - mówił Kaczyński.
Biedroń podąża śladami swojego dawnego politycznego mentora Janusza Palikota. Zaskakujące, że nie widzi, dokąd prowadzi ta droga. - Czy Jarosław jest Jarosławą? - pytał Palikot w 2009 roku, jeszcze będąc w PO. - Służby obcych państw wiedzą, że Jarosław Kaczyński jest homoseksualistą - przekonywał w Radiu ZET. Tłumaczył oczywiście, że to odpowiedź na ingerencję PiS w prywatne sprawy homoseksualistów.
I przekonywał, że brak zaprzeczenia ze strony Kaczyńskiego jest potwierdzeniem. Tę pokrętną logikę powtarza dzisiaj rozentuzjazmowany prof. Jan Hartman, swoją drogą także związany politycznie z Palikotem.
W 2014 roku na żart zahaczający o tę tematykę pozwolił sobie poseł John Abraham Godson. Kaczyński zażartował, że Jarosław Gowin jest wysoki, przystojny i ma ładne imię. - Ja zwracam uwagę na urodę kobiet, a jeśli mężczyzna skupia uwagę na urodzie mężczyzny, to w mojej ocenie coś jest nie tak - mówił w "Kropce nad i" Godson.
Polityk szybko się zreflektował i pół godziny po zakończeniu programu publicznie przepraszał Kaczyńskiego. - Uprzejmie przepraszam pana Prezesa Jarosława Kaczyńskiego za mój dzisiejszy żart na jego temat - pisał Godson na Facebooku. Zaglądam na Facebooka Biedronia i niestety nie ma tam wpisu o podobnej treści, choć od programu minęło ponad 1,5 doby.
A przeprosiny wydają się w takiej sytuacji jedyną opcją. Biedroń powinien sobie przypomnieć co czuł, gdy przez przypadek w programie TVN "wyoutowano" jego partnera. Wówczas zewsząd płynęły wyrazy współczucia. Powtarzano, że każdy ma prawo decydować o tym, czy pozostać w ukryciu, czy podzielić się informacją o swojej orientacji ze światem. W tej sprawie nic się nie zmieniło, takie prawo ma każdy. Również Jarosław Kaczyński.