Należące do niego fabryki zmieniły się w fortyfikacje obronne. Wiele z nich zniszczono, inne przejęli Rosjanie. Choć Rinat Achmetow pozostaje najbogatszym Ukraińcem, nie jest już tak potężny, jak przed wybuchem wojny. W rozmowie z WP mówi o swoich trudnych relacjach z prezydentem Zełenskim i odbudowie Ukrainy. Zapewnia też: - Nie mam w planach kariery politycznej.
Miliarder, największy wśród oligarchów, król Donbasu, przywódca klanu donieckiego - postać Rinata Achmetowa zawsze budziła w Ukrainie ogromne emocje.
Ludzie ze wschodu kraju postrzegali go jako właściciela największych kopalń, zakładów metalurgicznych, klubu Szachtar, wreszcie jako filantropa, który przed Euro 2012 zbudował w Doniecku stadion Donbas Arena.
Ale dla wielu Ukraińców nazwisko Achmetowa kojarzy się przede wszystkim z prorosyjskim lobby i z Wiktorem Janukowyczem, którego kampanię wyborczą miał sponsorować, oraz z oskarżeniami o wspieranie separatystów w 2014 roku.
Rosyjska inwazja na pełną skalę odwróciła jednak wszystko do góry nogami. W ciągu zaledwie paru miesięcy Rinat Achmetow stracił dużą część swoich wpływów. Prorosyjskie partie, m.in. Opozycyjna Platforma – Za Życie, które politolodzy uważali za lobby Achmetowa, zostały zdelegalizowane. Jego majątek stopniał z 13,7 mld dol. do 4,9 mld dol. [według szacunków ukraińskiego "Forbesa"].
Choć Achmetow pozostał najbogatszym Ukraińcem, kluczowe aktywa holdingu System Capital Management (SCM) zostały zniszczone albo znalazły się na terenach okupowanych przez Rosję. Chodzi m.in. o huty Azowstal i Ilicz w Mariupolu, fabrykę koksu w Awdijiwce czy elektrownię w obwodzie ługańskim.
W lipcu miliarder wykonał niespodziewany krok. Ogłosił, że SCM wycofuje się z działalności medialnej, a licencje na emisję kanałów telewizyjnych przekazuje państwu.
Oficjalną przyczyną zamknięcia Media Grupy "Ukraina" (MGU) jest tzw. ustawa antyoligarchiczna, którą prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał jeszcze w zeszłym roku.
Przewiduje ona utworzenie rejestru oligarchów, do którego mogą trafić osoby spełniające trzy z czterech kryteriów: działają w życiu politycznym, mają znaczny wpływ na media, są właścicielami przedsiębiorstw o pozycji monopolistycznej, wreszcie, że posiadają majątek przekraczający minimum socjalne - 2508 hrywien, czyli ok. 313 zł - milion razy.
Nie chcąc znaleźć się w rejestrze, Rinat Achmetow zamknął swoje media. Inna, nieoficjalna wersja mówi, że utrzymywanie przynoszącej straty MGU straciło sens, ponieważ główne kanały telewizyjne połączyły siły i transmitują jeden telemaraton.
Tak czy inaczej, zamykając swoją firmę Rinat Achmetow zamyka też rozdział, w którym podporządkowane oligarchom media miały decydujący wpływ na kształtowanie opinii publicznej w Ukrainie. Sam Achmetow w pierwszych dniach wojny potępił rosyjską agresję. Jak sam twierdzi, dotychczas przekazał na wsparcie ukraińskiej armii 100 mln euro.
Tatiana Kolesnychenko: Krążą pogłoski, że po zamknięciu swoich mediów w Ukrainie rozważa pan rozwój nowych projektów za granicą, a techniczne zaplecze pańskich kanałów telewizyjnych już jest przeniesione do Polski. O jakie projekty może chodzić?
Rinat Achmetow*: Tak zwana ustawa o oligarchach nie ogranicza mojego prawa do inwestowania w zagraniczne media. Ale ostateczna decyzja w tej sprawie jeszcze nie została podjęta.
Czuję jednak wdzięczność wobec polskich mediów za to, że już w pierwszych dniach wojny wyciągnęły pomocną dłoń do dziennikarzy GMU [platforma Cyfrowy Polsat, a następnie Wirtualna Polska udostępniły 10 ukraińskich stacji, wśród których znalazły się kanały należące do GMU – red.].
To pozwoliło nam przekazywać prawdę o wydarzeniach w Ukrainie. Chciałbym też podziękować Polakom i polskiemu rządowi za ogromną pomoc i wsparcie dla mojego kraju w najbardziej dramatycznym czasie.
Tłumacząc swoją decyzję o przekazaniu państwu licencji transmisyjnych podkreślił pan, że "nie jest oligarchą". Jak zatem postrzega pan swoją rolę w Ukrainie?
Mówiłem to wiele razy i jeszcze raz powtórzę: nie jestem oligarchą, nigdy nim nie byłem i nigdy nie będę.
Jestem największym prywatnym inwestorem, pracodawcą i podatnikiem w Ukrainie. Pomimo bardzo trudniej sytuacji w gospodarce i przemyśle, pomimo tego, że straciliśmy część aktywów, holding SCM odprowadził 1,2 mld euro podatków w pierwszej połowie 2022 roku, a osobiście w zeszłym roku przelałem do budżetu państwa prawie 40 mln euro.
Teraz mam jeden cel - pomóc Ukrainie wygrać zarówno na froncie wojskowym, jak i gospodarczym. Po wojnie, po zwycięstwie Ukrainy, skierujemy wszystkie wysiłki na odbudowę naszego kraju, jego potencjału przemysłowego i gospodarczego.
Jednym z kluczowych wymogów wobec Ukrainy, jako kandydatki do UE, jest przeprowadzenie reform antykorupcyjnych, przeciwdziałanie praniu pieniędzy oraz ograniczenie wpływów oligarchów na gospodarkę i politykę. Czy pańskim zdaniem ustawa "antyoligarchiczna" może doprowadzić do zmian w Ukrainie?
Nie jestem zwolennikiem tej ustawy i jestem przekonany, że niczego nie rozwiąże ani też nie zmieni. Korupcja jest głównym wrogiem wzrostu gospodarczego, wrogiem dobrobytu każdego Ukraińca. Uwolnić się od niej można tylko wdrażając systemowe rozwiązania.
Potrzebne nam są rządy prawa oparte na niezależnych sądach, demokratyczny ustrój z wolnością słowa, działające organy antymonopolowe i antykorupcyjne, gospodarka rynkowa oraz sprawne systemy: podatkowy i zamówień publicznych. W takim państwie nie ma miejsca ani dla oligarchów, ani dla korupcji.
Jeśli chodzi o ustawę o oligarchach, wśród wymogów, jakie UE postawiła Ukrainie na drodze do pełnego członkostwa, wyraźnie zaznaczono, że takie przepisy muszą być wdrażane zgodnie z zaleceniami Komisji Weneckiej. Ukraina zwróciła się do niej rok temu, ale, nie czekając na wnioski, wprowadziła prawo w życie.
Aby przyspieszyć proces akcesji do UE, całe ukraińskie prawodawstwo powinno być zgodne z najlepszymi europejskimi standardami i być weryfikowane przez naszych partnerów. Na razie działa legislacyjny ekspres. I na tym ekspresie jest napis "wyprodukowano w UE".
Niedawno stwierdził pan, że integracja z UE "to dziejowa szansa". Jak pan ocenia dotychczasowe poczynania ukraińskiego rządu?
Przed ukraińskim narodem i władzami stoją dwa niesamowicie duże wyzwania. Pierwsze to zwycięstwo na froncie zewnętrznym, w wojnie z putinowską Rosją. Drugie - na froncie wewnętrznym: przeprowadzanie reform i wejście do UE.
Z wypowiedzi prezydenta Zełenskiego jasno wynika, że on, podobnie jak cały kraj, dąży do zwycięstwa na obu frontach. Wierzę i mam nadzieję, że wspólnie będziemy świętować te zwycięstwa.
Przed wojną między panem a Zełenskim istniał konflikt. Jesienią 2021 roku prezydent oskarżył pana o przygotowywanie zamachu stanu. Czy wojna zmieniła relację między wami?
Nigdy nie miałem osobistego konfliktu z prezydentem Zełenskim. Poza tym nigdy nie oskarżył mnie osobiście o przygotowanie zamachu stanu. Po jego oświadczeniu o możliwych próbach wciągnięcia mnie w przygotowanie spisku od razu stwierdziłem, że to kłamstwo. Na to nie było i nie ma - bo być nie może - żadnych dowodów. Czas oraz działania, które podejmuję, potwierdziły, że mam rację.
Po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na pełną skalę prezydent Zełenski godnie pełni swoje konstytucyjne obowiązki. Obecnie prezydenta, rząd, każdego Ukraińca i mnie osobiście łączy jeden cel: obronić kraj, odzyskać nasze terytoria i odbudować Ukrainę jako silne, demokratyczne państwo europejskie. Wszyscy jesteśmy zjednoczeni bardziej niż kiedykolwiek. To jest klucz do naszego zwycięstwa.
16 lutego, czyli na tydzień przed wybuchem wojny, odwiedził pan Mariupol. Tego samego dnia z wizytą w mieście był prezydent Zełenski. Wielu Ukraińców dotąd ma do was obu żal, bo zamiast uspokajać ludzi, trzeba było ich przygotowywać na najgorsze. Wówczas udałoby się uniknąć tak ogromnej liczby ofiar. Czy naprawdę wtedy nie spodziewał się pan, że zacznie się wojna?
Nasi zachodni partnerzy ostrzegali przed wojną cztery miesiące przed jej wybuchem. Prezydent USA Joe Biden podał 16 lutego jako datę inwazji. Dlatego specjalnie przyjechałem do Mariupola, aby tego dnia być z mieszkańcami miasta, spotkać się z pracownikami moich zakładów i ogłosić, że planujemy nowe inwestycje w fabrykach Azowstal i MMK Iljicz na kwotę 1 mld dol.
Zdawałem sobie sprawę, jak duże jest prawdopodobieństwo wielkiej wojny, ale nawet w najgorszych snach nie mogłem sobie wyobrazić, że osiągnie ona tak przerażającą skalę. Nie mogłem uwierzyć, że Rosja rozpęta tak bezlitosną, krwawą i straszną inwazję, której świat nie widział od II wojny światowej.
Ukraińskie media szacują, że wskutek rosyjskiej agresji stracił pan nawet 60 proc. swoich aktywów. Złożył pan pozew przeciwko Rosji w Europejskim Trybunale Praw Człowieka o odszkodowanie za "rażące naruszenia praw własności w Mariupolu podczas zbrojnej agresji Rosji na Ukrainę". Jaki jest szacunkowa wysokość odszkodowania? I jakie są szanse na jego wyegzekwowanie, skoro Rosja nie respektuje wyroków międzynarodowych instytucji?
Osobiście złożyłem pozew przeciwko Rosji do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Oprócz tego pozywamy Rosję w międzynarodowych arbitrażach handlowych za majątek skradziony w wyniku nielegalnej aneksji Krymu.
Niestety, jeśli chodzi o pociąganie do odpowiedzialności agresorów, światowy system prawny jest daleki od doskonałości. Wymaga natychmiastowych zmian. Cały cywilizowany świat widzi i wie, że Putin zaatakował wolne i niepodległe państwo, że chce je zniszczyć.
Powinien zostać natychmiast ukarany, w tym przez niezależne międzynarodowe sądy. Jeśli one nie ukarzą surowo agresora Putina, międzynarodowego przestępcy, to gdzie szukać tej sprawiedliwości? Jak przestrzec innych dyktatorów przed podejmowaniem podobnych działań?
Nieludzka i niesprawiedliwa wojna Rosji przeciwko Ukrainie postawiła świat przed pytaniem: czy system sprawiedliwości stworzony po II wojnie światowej jest zdolny do tego, aby ukarać agresora oraz wyegzekwować odszkodowania i reparacje w pełnym wymiarze?
Świat utrzymuje się dzięki porządkowi, a ten porządek powinna zabezpieczać nieuchronność kary, która następuje za jego naruszenie. Wierzę, że ten porządek na świecie zostanie przywrócony. Wierzę w sprawiedliwość.
Czy wierzy pan, że Ukraina odzyska kontrolę nad Mariupolem? Co wówczas? Podobnie jak wiele miast w Donbasie, jest niemal w całości zniszczony. Zaangażuje się pan w jego odbudowę?
Dla mnie Mariupol był, jest i zawsze będzie ukraińskim miastem. Wierzę w wojsko ukraińskie i wsparcie naszych zachodnich partnerów. Wierzę, że jeśli Ukraina otrzyma wystarczająco dużą pomoc wojskową, Mariupol na pewno zostanie wyzwolony.
A kiedy flaga ukraińska znów wzniesie się nad Mariupolem, wszystkie nasze wysiłki skierujemy na odbudowę miasta. Osobiście nie będę szczędzić na to ani siły, ani pieniędzy. Na pewno odbudujemy nasze fabryki, a stal z ukraińskiego Mariupola znowu będzie konkurować na światowych rynkach.
Rosja jednak zachowuje znaczną przewagę militarną. Jak widzi pan zakończenie wojny?
Nie wiem dokładnie, kiedy to się stanie, ale jestem pewien, że wojna zakończy się zwycięstwem Ukrainy. Żyję tą myślą. Podobnie, jak Polacy żyli wiarą i walką o niepodległą oraz wolną Polskę. I ich marzenia się spełniły.
Czy ukraińska gospodarka wytrzyma kolejne miesiące wojny?
Musimy uczciwie przyznać, że dzisiaj ukraińska gospodarka trzyma się dzięki zachodniej kroplówce. Jestem przekonany, że dla wszystkich partnerów wspierających Ukrainę jest to najlepsza inwestycja z najwyższym zwrotem kapitału. Dzięki tym inwestycjom ochronimy naszą i waszą wolność, odzyskamy siły i dołączymy z powrotem do światowego wyścigu gospodarczego.
Mówi pan o zwycięstwie Ukrainy, ale swojego czasu miał pan bliskie relacje z Wiktorem Janukowyczem, jawną marionetką Kremla. Żałuje pan tej współpracy?
Wejście do polityki, kiedy zostałem posłem z ramienia Partii Regionów, było moim wielkim błędem. Naprawiłem go w 2012 roku rezygnując z mandatu poselskiego. I nie zamierzam do tego wracać. Nie mam w planach kariery politycznej.
Jak jako biznesmen ocenia pan sankcje wobec Rosji? Czy są wystarczające?
Rosja nie spodziewała się, że Zachód podejdzie do kwestii wprowadzenia sankcji z taką determinacją. Jednak presja sankcji musi być stale zwiększana. Kluczem jest całkowite embargo na rosyjskie surowce energetyczne.
To wzmocni Zachód, a Rosję pozbawi możliwości wykorzystywania europejskich pieniędzy do finansowania swojej machiny wojennej. Niezwykle ważne jest, aby nie dać Rosji możliwości obchodzenia sankcji z pomocą innych krajów.
Efekty sankcji już są widoczne. W długoterminowej perspektywie rosyjska gospodarka poniesie ogromne straty. Ale warunkiem tego jest ciągłe zwiększanie presji i dalsza izolacja ekonomiczna Rosji.
W kontaktach biznesowych spotkał się pan zapewne niejednokrotnie z rosyjskimi partnerami. Czy sankcje dotykają ich w istotny sposób, czy postrzegają je tylko jako chwilową niedogodność?
Od 24 lutego nie utrzymuję kontaktów z nikim w Rosji. Jestem jednak przekonany, że presja sankcji jest bardzo duża i bolesna dla wszystkich, na których zostały one nałożone.
*Rinat Achmetow zgodził się na rozmowę z WP, ale postawił w warunek: na nasze pytania odpowie pisemnie.
Tatiana Kolesnychenko jest dziennikarką Wirtualnej Polski