"Represje na Białorusi to porażka Unii Europejskiej"
Nazywając w "Guardianie" powyborcze represje na Białorusi porażką Unii Europejskiej, Timothy Garton Ash pisze, iż "Europa powinna przyjrzeć się samej sobie w białoruskim lustrze", choć to, co zobaczy, może jej się nie spodobać.
23.12.2010 | aktual.: 23.12.2010 14:07
Zanim UE przystąpi do krytycznej analizy swej polityki wobec wschodniego sąsiada powinna zrobić, co w jej mocy, by uwolnić białoruskich więźniów politycznych - zaznaczył znany historyk i publicysta.
"Jeśli UE traci magnetyczne właściwości przyciągania małego, biednego państwa u swego progu, to jest to dla niej ciosem" - zaznaczył Ash, nazywając Białoruś "europejską Birmą", a prezydenta Alaksandra Łukaszenkę "europejskim odpowiednikiem Roberta Mugabe", przywódcy Zimbabwe.
Ash sądzi, iż unijna oferta złożona Łukaszence przez ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec Radosława Sikorskiego i Guido Westerwellego - wolne wybory w zamian za pomoc w wysokości 3 mld euro i zacieśnienie współpracy - była ryzykowna z założenia, lecz usprawiedliwiona przez okoliczności, w których została złożona.
O jej odrzuceniu przesądziła - jak pisze historyk - "chłodna, neoleninowska ocena podstaw, na których opiera się reżim Łukaszenki", a także zmiana frontu przez Rosję. Nie kryjąca wcześniej niezadowolenia z rządów Łukaszenki Moskwa na 10 dni przed wyborami zgodziła się zaopatrywać go w ropę naftową po preferencyjnych cenach. W zamian za to Łukaszenka przystał na warunki tzw. Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej wraz z Rosją i Kazachstanem.
Według Asha, represje były zaplanowane z góry bez względu na skalę i przebieg wiecu protestacyjnego opozycji. Kandydat opozycji Uładzimir Niaklajeu został pobity przed wiecem, a po to, by stworzyć pretekst do siłowej rozprawy prowokatorzy wybijali okna w rządowych budynkach.
"Dlaczego jednak rozprawa z opozycją musiała być aż tak brutalna?" - pyta Ash. W odpowiedzi cytuje to, co powiedział mu Andrej Dynko wydawca tygodnika "Nasza Niwa": "Z punktu widzenia władz poziom strachu w narodzie w ostatnich latach względnej liberalizacji obniżył się alarmująco, dlatego społeczeństwu trzeba było dać nauczkę. Narodowy strach musi być zawsze wyższy niż narodowy dług" - sądzi Dynko.