Religa: Instytutowi Kardiologii grozi zawieszenie działalności
Instytutowi Kardiologii w Warszawie grozi zawieszenie działalności ze względu na zadłużenie i brak wystarczających wpływów z Narodowego Funduszu Zdrowia - powiedział na konferencji w Ministerstwie Zdrowia dyrektor Instytutu prof. Zbigniew Religa.
Religa skierował pismo do ministra zdrowia Leszka Sikorskiego, w którym przedstawił sytuację instytutu i poinformował o możliwości wstrzymania jego pracy.
Rzeczniczka Narodowego Funduszu Zdrowia Renata Furman powiedziała, że oddziały NFZ przekazują placówkom medycznym wszystkie pieniądze, które wynikają z kontraktów. Dyrektor mazowieckiego oddziału (wcześniej Mazowieckiej Kasy Chorych) Sławomir Idzikowski powiedział PAP, że od kwietnia do czerwca Instytut Kardiologii otrzymał 22,7 mln złotych.
"Zadłużenie Instytutu jest wysokie. Zredukowaliśmy koszty w stopniu, w jakim było to możliwe. Wykonujemy procedury, a nikt nam nie płaci. Deficyt narasta i nie ma jasności co do przyszłości" - powiedział zastępca prof. Religi dr Jarosław Pinkas. Nie podał, ile dokładnie pieniędzy brakuje Instytutowi. (Zdaniem Ministerstwa Zdrowia w końcu marca 2003 r. zobowiązania wymagalne Instytutu Kardiologii wynosiły blisko 25 mln zł.)
Według Pinkasa, Instytut Kardiologii renegocjował kontrakt przed powołaniem Narodowego Funduszu Zdrowia. Jednak z oddziału nie napłynęło więcej pieniędzy niż z dawnej Mazowieckiej Kasy Chorych.
Narodowy Fundusz Zdrowia - jak utrzymuje prof. Religa - nie zwraca pieniędzy za niektóre badania specjalistyczne, m.in. za koronarografię (specjalistyczne badanie serca, dzięki któremu lekarz otrzymuje obraz serca i tętnic). "Nie wyobrażam sobie pracy bez tego podstawowego badania" - powiedział Religa.
Pieniędzy brakuje także w innych specjalistycznych instytutach, m.in. w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. Od kwietnia do czerwca - jak powiedział Idzikowski - Centrum otrzymało 18 mln zł. Jednak za leczenie wielu dzieci spoza regionu nie otrzymano żadnych pieniędzy. "U nas co drugie dziecko jest spoza regionu. Oddział lubelski zwracał nam pieniądze do połowy roku, świętokrzyski i opolski nie chcą zapłacić" - powiedział dyrektor CZD Maciej Piróg.
Każdego miesiąca Centrum Zdrowia Dziecka nie dostaje zwrotu 2,5-3 mln zł wydawanych pieniędzy. "Ostatnim miesiącem, kiedy otrzymaliśmy pieniądze za leczenie dzieci spoza regionu, był kwiecień" - powiedział Piróg. "Od czasu powołania Narodowego Funduszu Zdrowia i renegocjowania przez nas kontraktu - jak mówi Pinkas - nic się nie zdarzyło". Jego zdaniem, Fundusz jest ciągle w fazie tworzenia, a oddziały NFZ nie mają jasno określonych uprawnień.
"Centrum Zdrowia Dziecka nie jest szpitalem regionalnym, lecz szpitalem o wielu specjalnościach medycznych. I nie może się utrzymać za połowę pieniędzy" - powiedział Piróg. Przypomniał, że również wystosował pismo w tej sprawie do ministra zdrowia.
Zarówno Piróg, jak i Religa wykluczyli możliwość wprowadzenia częściowej odpłatności za leczenie w instytutach. "W systemie opieki zdrowotnej w Polsce nie jest to możliwe. Poza tym ceny są nie do udźwignięcia dla 99% Polaków" - powiedział Piróg.
Zdaniem prof. Religii przy obecnej stopie bezrobocia i rosnącym ubóstwie na zapłacenie 9 tys. zł za dzień leczenia w przypadku zawału stać będzie niewielu. "Jestem zdecydowanie przeciwny wprowadzaniu takich rozwiązań" - powiedział Religa.
Minister Leszek Sikorski, obecny na środowej konferencji prasowej, powiedział, że należy rozważyć wszystkie za i przeciw koncepcji częściowej odpłatności za leczenie, powołać zespół ekspertów i przedstawić tę sprawę na forum parlamentu, a decyzje podejmą parlamentarzyści.
System zdrowotny został otwarty - tzn. pacjenci mają możliwość wyboru szpitali w różnych regionach kraju. "Dostrzegamy problem" - przyznała Furman. Dodała jednak, że oddziały wywiązują się z zawartych kontraktów, a nawet przekazują pieniądze za nadwykonania (przyjęcie czy leczenie dodatkowej liczby pacjentów).
W Narodowym Funduszu Zdrowia trwa obecnie rekonstrukcja budżetu. "Ten problem jest na szczeblu centrali" - powiedział Idzikowski. - "Trwają negocjacje, ale żeby ktoś dostał więcej, ktoś inny musi dostać mniej".