"Szef kliniki był niczym Bóg"
Profesor w latach 70. i 80. odbywał staże naukowe w USA. Na pytanie, jak długo po powrocie do Polski czekał na swoją pierwszą operację transplantacji serca, odpowiada: "Wówczas w polskiej medycynie obowiązywał tak zwany system niemiecki, to znaczy szef kliniki był niczym Bóg, który decydował o wszystkim. Absolutnie nikt nie miał prawa kwestionować jego decyzji.
W 1980 albo 1981 roku poszedłem do szefa i powiedziałem, że istnieje na świecie nowy lek, który rozwiązuje problemy immunologiczne przy przeszczepach. I że skoro jest taki środek, musimy też zacząć prowadzić przeszczepy. Zapewniłem, że jestem przygotowany do transplantacji i umiem ją przeprowadzić.
Usłyszałem: 'Zbyszek, oczywiście, będziesz to robił, ale tylko w dwóch przypadkach - jak ja przejdę na emeryturę albo umrę'. I w tym momencie zamknęła się możliwość wykonywania takich operacji.
Profesor Sitkowski był przeciwnikiem transplantacji. Uznał, że pobieranie bijącego serca do przeszczepu jest nieetyczne. Ale to nie był jedyny powód mojego odejścia - to pewnie bym jeszcze przeżył. Wtedy byłem już jednak docentem i nie odpowiadał mi ten sposób prowadzenia kliniki, czyli przeniesienie pełnej odpowiedzialności z asystentów na ordynatora. Coraz częściej między mną a moim szefem pojawiały się różnice zdań" - tłumaczył Religa.