Przeszli COVID-19. "Najtrudniej pokonać im strach przed śmiercią"
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Uczymy tych ludzi na nowo chodzić, uczymy na nowo oddychać, ale najtrudniej naprawić umysły porażone strachem przed śmiercią. Jak w Polsce nie ruszy masowa rehabilitacja po COVID-19, to zostanie nam rzesza niepełnosprawnych. Może nawet milion - mówi WP Marcin Trębowicz, szef rehabilitantów z Uzdrowiska Nałęczów.
Artykuł jest częścią cyklu #JedziemyWPolskę. Chcesz opowiedzieć o czymś, co dzieje się w Twojej miejscowości? Pisz na dziejesie@wp.pl!
Był już piąty miesiąc, jak 47-letni Robert, przedsiębiorca z Warszawy, uciekł spod łopaty grabarza. Zagarnęła go jesienna fala COVID-19. Ze śródmiąższowym zapaleniem płuc i leżąc pod respiratorem, miał 33,3 proc. szans na przeżycie - oceniali lekarze. Wylizał się, a cztery tygodnie po wyjściu ze szpitala myślał, że właściwie wszystko jest z nim w porządku. Nie było.
"Jakoś tak dziwnie sapiesz" - zwróciła mu uwagę żona. Bo chociaż siedział na kanapie, co jakiś czas mimowolnie wzdychał, łapiąc powietrze.
- Dopiero po badaniach lekarze pokazali mi, że po COVID-19 stale jestem niedotleniony. Źle oddychałem. Mówi się na to oddychanie brzuchem, a nie klatką piersiową. Nie potrafiłem przejść prostej próby jak zamknięcie oczu i stanięcie na jednej nodze - opowiada Robert.
Był jednym z pierwszych pacjentów Uzdrowiska Nałęczów. Z własnej kieszeni zapłacił prawie 4000 zł za trzytygodniowy turnus (NFZ zaczął płacić za rehabilitację po COVID-19 w maju tego roku). Dopiero po tym rozmówca WP zaczyna pozbywać się "dziwnej słabości" po chorobie.
Na przykład nie dawał rady wnieść do domu zgrzewki wody mineralnej, a w drodze do osiedlowego sklepu musiał przystanąć dla odpoczynku. Nadal codziennie trenuje prawidłowe oddychanie. Kupił do domu bieżnię. Chodzi na niej 30 minut dziennie. Chce odzyskać to, co zabrała mu choroba.
Polska po epidemii. Może być nawet milion niepełnosprawnych
O takich jak Robert można powiedzieć, że to właściwie szczęściarze. W tym roku Uzdrowisko Nałęczów przyjmie 800-1000 pacjentów na rehabilitację po COVID-19. Miejsca na pobyty finansowane przez NFZ są wyczerpane do końca roku.
Wirtualna Polska odwiedziła ośrodek, który jako jeden z pierwszych w Polsce zajął się rehabilitacją osób po COVID-19.
- Program rehabilitacji po COVID-19 musi być powszechny i już wiemy, że to zadanie na lata. Mieliśmy w Polsce 2,7 mln zakażeń. Szacuje się, że u 70 procent osób, nawet tych, które łagodnie przechodziły COVID-19, powikłania ujawniają się w ciągu pół roku po zakażeniu. Jeśli się tym nie zajmiemy, grozi nam to, że po epidemii zostaniemy z rzeszą niepełnosprawnych osób - mówi WP Marcin Trębowicz, kierownik działu fizjoterapii Zakładu Leczniczego "Uzdrowisko Nałęczów".
Rozmawiamy w Centrum Diagnostyki i Fizjoterapii "Werandki" w Nałęczowie. Za oknem widać park i alejki, po których żwawo maszerują kilkunastoosobowe grupy ludzi. To nie tylko seniorzy, ale także 40-latkowie. Co jakiś czas przystają, a kierujący grupą fizjoterapeuta niczym dyrygent pokazuje, jak wykonywać wymachy rąk, skłony, skręty tułowia, nabierać powietrze w płuca, jak je wypuszczać.
- Uczymy tu ozdrowieńców na nowo oddychać, bo gdy COVID zdegenerował im płuca, oddychają z przepony, a to mniej efektywne. Stąd niedotlenienie. Co mnie zaskoczyło, to częste powikłania związane z osłabieniem mięśni nóg, a za tym utrata koordynacji ruchowej, problemy z chodzeniem. Dopiero po ostatnich badaniach naukowych poznajemy mechanizmy powstania tych powikłań - tłumaczy Trębowicz.
- Mieliśmy tu 23-letniego pacjenta o atletycznej budowie i to był tragiczny widok, gdy on wchodził do naszego Szpitala Kardiologicznego z asystą innych osób. Było też kilku triathlonistów, naprawdę wysportowanych ludzi, którzy po koronawirusie nie byli w stanie pokonać kilku pięter bez przystanków - mówi dalej.
W Nałęczowie znalazły pomoc zawodniczki jednego z pobliskich klubów piłki ręcznej. O pomoc poprosił klubowy fizjoterapeuta. - Cztery nasze dziewczyny miały COVID-19, przeszły to łagodnie, ale po trzech miesiącach nie dają rady ukończyć treningu. Dziewczyny gasną nam w oczach - alarmował w rozmowie telefonicznej.
- Jeżeli powikłania w taki sposób dosięgają sportowców, których organizmy są przystosowane do wysiłku, to proszę sobie wyobrazić, w jakim stanie znajduje się przeciętny Kowalski: 40-, 50-, 60-latek? Zjawiają się tu pacjenci, którzy nie dają rady przejść prostych prób wydolnościowych. Ponad ich siły jest zrobienie kilku szybkich wydechów, dmuchnięcie w spirometr - mówi WP Marcin Trębowicz.
Podkreśla, że większość pacjentów może liczyć na to, że patologiczne zmiany się cofną. Zazwyczaj wymaga to 2-3 tygodni pobytu w ośrodku i miesięcy samodzielnej pracy w domu.
Życie po COVID. Najtrudniej zrehabilitować umysł
Pracownicy uzdrowiska w Nałęczowie mówią, że w tym roku mało jest osób, które przyjechały do sanatorium "towarzysko i na imprezę". Pacjenci są zmotywowani do zajęć, chcą odzyskać to, co zabrał im koronawirus.
Ten nastrój czuć, gdy chodzi się po korytarzach Szpitala Kardiologicznego (część uzdrowiska). Kolejka pod gabinetem do spirometrii, gdzie mierzona jest pojemność i wydolność płuc. Kilku pacjentów nerwowo czeka pod drzwiami sali z rowerami treningowymi. Słychać pytania "to teraz ja?", "już można?".
Jak tłumaczy Trębowicz, cała ta gimnastyka, dieta, zajęcia na świeżym powietrzu to nawet łatwiejsza część rehabilitacji. Najtrudniej naprawić umysły porażone strachem przed śmiercią. Wspomina 60-letnią pacjentkę, która została odratowana w szpitalu, ale zmaga się z ciężką depresją. Wywołały ją przeżycia z oddziału intensywnej terapii. Dziś zmaga się z powikłaniami po zakażeniu koronawirusem, a dodatkowo z początkami zaniku mięśni. Lekarze ostrzegli ją, że nawrót "covida" spowoduje, iż umrze.
- Doniesienia o setkach ofiar śmiertelnych dziennie, relacje o dramacie w szpitalach, to naprawdę odcisnęło piętno na ludziach. Nasi pacjenci wymagają i otrzymują opiekę psychologiczną. Przechodzą zarówno indywidualne rozmowy z psychologiem, jak i biorą udział w zajęciach grupowych. Wspólnie mogą próbować pokonać uczucie lęku przed dalszym życiem - wyjaśnia.
Rekonwalescencja po COVID-19. Ile to kosztuje?
Niektórzy eksperci, jak m.in. prof. Jan Szczegielniak, pionier "covidowej rehabilitacji" ze szpitala MSWiA w Głuchołazach, przewidują, że społeczne konsekwencje epidemii koronawirusa będą się ciągnąć latami. To z racji ogromnej liczby osób, które prawdopodobnie będą wymagać pomocy.
Na papierze polski program rehabilitacji ofiar COVID-19 wygląda dobrze. Narodowy Fundusz Zdrowia płaci 188 złotych za dobę pobytu i rehabilitacji pacjenta. Do programu (tzw. stacjonarna rehabilitacja) przystąpiło około 200 szpitali i uzdrowisk. Listę placówek można znaleźć na stronach NFZ.
Problem w tym, że w wytycznych Narodowego Funduszu Zdrowia i Ministerstwa Zdrowia pojawił się wymóg podjęcia rehabilitacji pół roku od zakończenia leczenia pacjenta. Jak zauważają lekarze, taki warunek wyklucza z udzielenia pomocy osoby, które chorowały podczas jesiennej fali epidemii koronawirusa, a wkrótce także tych, którzy chorowali w marcu 2021 r.
Finansowana przez NFZ rehabilitacja nie obejmie też pacjentów, którzy przeszli zakażenie, ale nie mają na to potwierdzenia w postaci testu na SARS-CoV-2. Przypomnijmy, iż szacowano, że takich osób może być nawet pięciokrotnie więcej niż oficjalnie stwierdzonych przypadków zakażeń. Im pozostaje opłacenie turnusów z własnej kieszeni. Ceny zaczynają się od 3 tys. zł za dwutygodniowy pobyt w uzdrowisku. Hotele oferują tygodniowe pobyty w promocji "złap oddech po COVID" za około 4 tys. zł, a pakiet badań pulmonologicznych w jednej z sieci prywatnych przychodni kosztuje 1900 zł.
- Na szczęście szansą może być skorzystanie z "Profilaktyka 40 plus", czyli powszechnego programu badań osób w wieku powyżej 40 lat. Ślady po covidzie mogą ujawnić podczas rutynowych badań - radzi Marcin Trębowicz.
- Polecam też każdemu, aby uważnie obserwował swoje ciało i pojawiające się nowe dolegliwości. Spadek formy fizycznej, notoryczne poczucie zmęczenia, powracające bóle głowy to niekoniecznie starość, ale sygnał alarmowy, że COVID mógł zostawić jakąś paskudną pamiątkę - podsumowuje.
Wszystkie teksty powstałe w ramach cyklu #JedziemyWPolskę znajdziesz tutaj.
Jeśli słowa lekarzy, naukowców i władz przestają mieć znaczenie, to niech przemówią ludzie, którzy stracili najważniejsze dla siebie osoby. Oni nie zdążyli się zaszczepić... A czy ty #zdążysz?