Reguła "nie ma zwłok, nie ma zabójstwa". Co, jeśli nie uda się odnaleźć ciała Ewy Tylman?
• Od zaginięcia Ewy Tylman minęło prawie 50 dni
• Do tej pory nie udało się odnaleźć jej ciała
• Główny podejrzany spędził w areszcie już ponad miesiąc
• Zdaniem kryminologa trudno będzie postawić go przed sądem
Ewa Tylman zaginęła w nocy z 22 na 23 listopada. Po raz ostatni była widziana około godz. 3:20 na ul. Mostowej, gdzie zarejestrowała ją oraz towarzyszącego jej Adama Z., kamera monitoringu. Kilkanaście minut później inna kamera zarejestrowała już tylko jej towarzysza. Co się stało z 26-latką? Tego ze stuprocentową pewnością nie można dziś przesądzać.
Prokuratura prowadząca śledztwo jest przekonana, że Ewa Tylman nie żyje, jej zwłoki znajdują się w Warcie i to Adam Z. przyczynił się do jej śmierci. On sam początkowo zeznawał, że niczego nie pamięta, ponieważ był pijany. Na obrazie z kamer monitoringu rzeczywiście widać, że Adam Z., a zwłaszcza Ewa Tylman musieli znajdować się w stanie silnego upojenia alkoholowego. Potwierdziły to też osoby, które towarzyszyły im wcześniej tego wieczoru.
- Z ich zeznań wynika, że wypili bardzo dużo różnych rodzajów alkoholu jak tequila, wódka czy piwo - relacjonował Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy wielkopolskiej policji.
Adam Z. z zarzutem zabójstwa z zamiarem ewentualnym
Z przeprowadzonego eksperymentu procesowego wynika, że para udała się na nadbrzeże Warty, gdzie doszło do incydentu, w wyniku którego Ewa Tylman wpadła do wody i utonęła. Dlatego 4 grudnia mężczyzna został aresztowany pod zarzutem zabójstwa z zamiarem ewentualnym.
- Z zamiarem ewentualnym mamy do czynienia, gdy osoba podejrzana przewiduje możliwość popełnienia przestępstwa i na to się godzi. Materiał dowodowy wskazuje, że w wyniku działań podejrzanego Ewa T. znalazła się w wodzie i nie żyje - wyjaśniała tuż po aresztowaniu Magdalena Mazur-Prus.
Co zatem mogło się stać feralnej nocy nad brzegiem Warty? Prokuratura nie ujawnia szczegółów, wiadomo tylko, że Adam Z. wielokrotnie zmieniał swoje zeznania. Przedstawiony mu zarzut sugeruje, że mógł popchnąć Ewę Tylman tak, że ta wpadła do rzeki, a następnie nawet nie próbował jej ratować. To jednak tylko przypuszczenie.
Cały czas bowiem nie ma kluczowego dowodu w sprawie, czyli ciała kobiety. W pierwszym tygodniu grudnia rzekę przeczesano w okolicach mostu Rocha przy pomocy sonarów. Wytypowano trzy miejsca, gdzie wskazania urządzenia sugerowały, że mogą tam znajdować się zwłoki. Niczego jednak nie znaleziono. To o tyle dziwne, że w rzece powinna najprawdopodobniej znajdować się też reszta ciała mężczyzny, którego rękę pod koniec listopada odnaleźli pracownicy Krzysztofa Rutkowskiego. Nie natrafiono jednak ani na jego zwłoki, ani na zwłoki Ewy Tylman.
Dlaczego do tej pory ciało nie wypłynęło na powierzchnię?
Po utonięciu płuca w organizmie wypełnia woda, a ciało opada na dno. Dopiero po jakimś czasie, gdy w układzie pokarmowym zaczynają powstawać gazy, ciało zaczyna się stopniowo wynurzać. Proces ten mogła spowolnić niska temperatura wody, ale nie o kilka tygodni. Fakt, że ciało kobiety do tej pory, czyli po ponad 45 dniach od zaginięcia nie wypłynęło na powierzchnię, może wynikać stąd, że zaczepiło się o jakąś przeszkodę znajdującą się na dnie, np. konar drzewa.
- Wtedy ciało pozostanie w tym miejscu tak długo, aż dojdzie do rozerwania ubrania lub zostanie uderzone przez inny przepływający obiekt - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Maciej Rokus z Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, który jest także biegłym sądowym w zakresie prowadzenia poszukiwań w wodzie.
Zanim jednak ciało zaczepiło się o jakąś przeszkodę, mogło przesuwać się po dnie wraz z nurtem.
- Przy uregulowanej rzece ciało może się przesuwać z prędkością nawet 2,5 km/h - mówi Rokus.
Dlatego właśnie 2 stycznia, gdy wznowiono poszukiwania, Grupa Specjalna Płetwonurków RP sprawdziła odcinek rzeki od mostu Rocha w Poznaniu aż do Wronek. To w sumie około 100 km. Dalsze poszukiwania musiano przerwać, ponieważ na rzece pojawił się lód. Mają zostać wznowione, kiedy tylko lód stopnieje.
A jeśli ciała Ewy Tylman nie uda się znaleźć?
Co jednak, jeśli dalsze poszukiwania nie przyniosą rezultatu? Okres tymczasowego aresztu Adama Z. zakończy się na początku marca.
- Poszukiwania zwłok i tymczasowy areszt dla Adama Z. to dwie odrębne sprawy. Podejrzany został aresztowany z uwagi na obawy o to, że może utrudniać śledztwo - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Magdalena Mazur-Prus.
Czy uda się jednak zebrać wystarczające dowody winy Adama Z., które pozwolą postawić go przed sądem? Zdaniem rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu na tym etapie śledztwa jest jeszcze za wcześnie na takie spekulacje.
- Obecnie prowadzone w tej sprawie czynności to nie tylko poszukiwania ciała, ale też przesłuchiwanie świadków. Cały czas pojawiają się nowe informacje w tej sprawie - zapewnia, ale nie zdradza szczegółów z uwagi na dobro śledztwo.
Głośne sprawy, w których udało się skazać mordercę pomimo braku ciała ofiary
Zdarzają się sprawy, gdy mordercę udaje się postawić przed sądem i skazać nawet, gdy brakuje kluczowego dowodu, czyli zwłok. W lutym 2015 r. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał na dożywocie Arkadiusza B. za zabójstwo Edyty W., którą miał zabić 10 lat wcześniej. Chociaż nie odnaleziono jej zwłok, sąd uznał, że zebrane w śledztwie poszlaki wskazują, że Arkadiusz B. zamordował kobietę w listopadzie 2005 r. Miały na to wskazywać odnalezione w jego mieszkaniu ślady krwi, perfumy należące do kobiety, a także to, że przez kilka dni przed domem B. stał jej samochód. Z przeprowadzonego śledztwa wynika też, że mimo chłodu w tym okresie jego mieszkanie było wietrzone przez kilka dni. Motywem zbrodni miały być pieniądze - Arkadiusz B. pożyczył od kobiety 70 tys. zł
Chyba najbardziej niezwykłą sprawą tego typu była jednak ta z kwietnia 2014 r., kiedy warszawski sąd skazał na dożywocie Marka B. za zabójstwo aż czterech osób na przestrzeni trzech lat. Mężczyzna miał w 2006 r. zamordować męża i córkę swojej kochanki, rok później także uczestnika kursów tańca, który tańczył z jego kochanką, o co B. był zazdrosny, a w 2008 r. księdza, który miał go w młodości molestować.
Chociaż nie udało się znaleźć żadnego ciała, sąd uznał Marka B. winnym wszystkich czterech morderstw, w czym miał mu pomagać Krzysztof R. skazany w tym samym procesie na 9 lat więzienia. Na winę miały wskazywać dowody pośrednie: początkowe przyznanie się do winy, billingi połączeń z telefonów na kartę Marka B. i jego wspólnika Krzysztofa R., zeznania przyjaciół i rodzin ofiar oraz opinie psychologiczna i osmologiczna.
Obrońca skazanych złożył apelację od wyroku. Czy zostanie ono uwzględnione, sąd ma ogłosić 20 stycznia 2016 r.
Jakie są szanse na udowodnienie morderstwa Adamowi Z.?
Czy w sprawie Ewy Tylman możliwe jest stworzenie aktu oskarżenia w sytuacji, jeśli nie uda się znaleźć ciała ofiary, na dodatek przynajmniej na obecny moment trudno wskazać motyw zabójstwa?
- Pewne działania prokuratury i policji wskazują na pewną bezradność, np. miesiąc po zaginięciu przeprowadzono poszukiwania z psami tropiącymi, co jest zupełnie bez sensu, bo trudno oczekiwać, aby po takim czasie mogły wyczuć zapach - mówi kryminolog dr hab. Justyn Piskorski, Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Na tym etapie jestem sceptyczny co do możliwości postawienia głównego podejrzanego przed sądem. Sam nawet nie przesądzałbym w ogóle o jego winie - dodaje.
Podobne zdanie ma zajmujący się sprawą Krzysztof Rutkowski, który od kilku tygodni utrzymuje, że jego zdaniem feralnej nocy nad Wartą doszło do nieszczęśliwego wypadku, a Adam Z. powinien odpowiadać przed sądem jedynie za nieudzielenie pomocy tonącej.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .