Reforma polskiej oświaty. Niemieckie media mało wyrozumiałe dla rządu
"Cała wstecz!" - tak działania polskiego rządu reformujące system edukacji opisują niemieckie media. - Nie chodzi tylko o podręczniki i kadrę, ale przede wszystkim o ideologię - oceniają.
Dyrektorzy szkół podstawowych mają teraz trudności ze znalezieniem nauczycieli przede wszystkim nauk przyrodniczych - podkreśla dziennik "Die Tageszeitung" (taz). Jak zaznacza, problemem jest nie tylko kadra pedagogiczna, ale i pomoce naukowe.
- Liczę na improwizację - powiedział dyrektor jednej ze szkół, świadom, że zaszkodzi ona przede wszystkim dzieciom.
Taz zwraca uwagę, że "reformy szkolnictwa są w Polsce poletkiem każdego nowego rządu". Przypomina kontrowersyjną reformę za czasów rządów Donalda Tuska, kiedy podręczniki pierwszych trzech klas zastąpił podręcznik ministerialny, a uczniowie wyższych klas mieli być wyposażeni w szkolne tablety i uczyć się z e-booków.
- W najnowszej reformie szkolnictwa nie chodzi tylko o podręczniki czy inne małe reformy. Tym razem chodzi o całość - zaznacza taz. Przypomina, że już krótko po wyborze rządu PiS minister edukacji Anna Zalewska skrytykowała wszystkie reformy szkolne od 1999 roku. - Pomimo że ustanowione wtedy gimnazja doskonale się sprawdziły i powstały nowoczesne budynki szkolne, większość tych szkół ma w ciągu najbliższych dwóch lat zamknąć podwoje – pisze taz.
Dziennik zwraca uwagę na dobre wyniki polskich uczniów w międzynarodowych testach, takich jak PISA. W niektórych przedmiotach polscy uczniowie plasują się powyżej przeciętnej OECD, "mimo tego minister edukacji Zalewska woli model szkolny z czasów bloku wschodniego" - konkluduje dziennik. Na nic zdały się protesty rodziców i nauczycieli, teraz w polskich szkołach mówi się: "cała wstecz!".
"Dobre przedmioty"
Portal internetowy dziennika "Saechsische Zeitung" (SZ-Online) podkreśla z kolei, że reforma szkolnictwa oznacza duże zmiany dla nauczycieli. Ponad 9 tys. z nich straciło swoje miejsce pracy, 22 tys. skrócono godziny pracy, a tym samym i dochody. Wielu nauczycieli musi teraz uczyć w kilku szkołach równocześnie.
- Obok tych personalnych decyzji chodzi PiS przede wszystkim o ideologiczną zmianę edukacji - pisze SZ-Online, wskazując, że największe kontrowersje budzi "nowa dobra historia" i "dobra biologia". Z lekcji historii zniknęły aspekty życia codziennego i historii cywilizacji. Pojawiła się za to historia wojska i galerie przodków polskich bohaterów - pisze portal.
- Lekcje historii w IV klasie zaczynają się już nie od Grecji i Rzymu, tylko od Mieszka I (…) Brakuje odniesień do historii powszechnej, wszystko toczy się wokół Polski, a ważniejsi od przystąpienia Polski do UE są żołnierze wyklęci i papież Jan Paweł II – czytamy w SZ-Online.
Zmiany dotyczą także lekcji biologii: nie będzie już mowy o zabezpieczeniu przed ciążą, mniej uwagi poświęci się teorii Darwina i efektowi cieplarnianemu.
"Nowi obywatele"
Portal internetowy Zeit Online zwraca uwagę nie tylko na sytuację kadry nauczycielskiej, ale i nowe treści, które pomogą uformować "nowych obywateli". - PiS chce wychować dzieci według własnych wyobrażeń - pisze portal, cytując przewodniczącego Związku Nauczycieli Polskich (ZNP) Sławomira Broniarza. - Ma powstać nowa generacja obywateli - mówił.
Mają temu służyć zmiany w planach lekcji: więcej polskiej literatury i historii Polski, brak krytycznych myślicieli na liście lektur. Redukcje dotkną języki obce i przedmioty ścisłe.
Jedyną pozytywną stroną jest udostępnienie dodatkowych środków dla nowych placówek szkolnych. Zdaniem ZNP zawdzięcza się to przede wszystkim wysiłkom gmin, które muszą ponieść koszty reformy i zmuszone są do szybkiego działania przed wyborami samorządowymi w 2018. - Bo chaos i niezadowolenie obywateli z reformy PiS mogłyby wpłynąć na preferencje wyborców - podsumowuje Zeit Online.
opr. Katarzyna Domagała