Referendum ws. uchodźców na Węgrzech. Żywy łańcuch zwolenników opozycji wokół parlamentu
• Kilka tysięcy zwolenników opozycyjnej Koalicji Demokratycznej utworzyło wokół gmachu parlamentu w Budapeszcie żywy łańcuch
• W ten sposób protestują przeciwko referendum ws. relokacji uchodźców
• - W tym referendum nie chodzi o osoby ubiegające się o azyl, tylko o to, co myślimy o Europie - mówił b. socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsany
• Referendum będzie ważne, jeśli co najmniej 50 proc. wyborców odda w nim ważny głos
Kilka tysięcy zwolenników opozycyjnej Koalicji Demokratycznej (DK) utworzyło wokół gmachu parlamentu w Budapeszcie żywy łańcuch, protestując przeciwko niedzielnemu referendum w sprawie obowiązkowych kwot relokacji uchodźców.
- Wyrażamy w ten sposób naszą intencję ochronienia węgierskiej demokracji i przywiązanie tego narodu do Europy. W tym referendum, które zostało w lutym zainicjowane przez węgierskiego premiera (Viktora Orbana), nie chodzi o osoby ubiegające się o azyl, tylko o to, co myślimy o Europie, o naszym przywiązaniu do niej i czy chcemy mieć silniejszą Europę, więcej integracji i głębszą współpracę - oświadczył na konferencji prasowej na stopniach parlamentu szef DK, b. socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsany.
W niedzielnym referendum Węgrzy będą odpowiadać na pytanie: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?". Referendum będzie ważne, jeśli co najmniej 50 proc. wyborców odda w nim ważny głos.
Koalicja Demokratyczna - obok niektórych innych ugrupowań opozycyjnych, w tym Węgierskiej Partii Socjalistycznej - opowiada się za zbojkotowaniem głosowania.
Gyurcsany wyraził przekonanie, że wyniki referendum pokażą, iż "ludzie, którzy chcą prowadzić europejskie życie", stanowią większość. - Bardzo łatwo to policzyć. Wystarczy porównać liczbę głosów na +nie+ i liczbę osób, które się zdystansowały od referendum - oznajmił.
Pytany, jakie mogą być skutki nieważności referendum, Gyurcsany odparł, że "konstytucyjnie, od strony prawnej to referendum nie będzie mieć żadnych konsekwencji", ale jeśli będzie nieważne, "zakwestionuje to przywództwo Orbana". - Może to być pierwszy krok do jego pokonania podczas następnych wyborów powszechnych w 2018 r. - ocenił.
Równocześnie z akcją DK na przylegającym do parlamentu placu Kossutha odbywał się - oddzielony pachołkami przez policję - wiec skrajnej prawicy, na którym wzywano do głosowania w referendum przeciwko kwotom. Uczestniczyło w nim około 150 osób.
Badania opinii publicznej wykazują, że przytłaczająca większość osób, które deklarują udział w referendum, chce na stawiane w nim pytanie odpowiedzieć przecząco. W sondażu ośrodka Median oddanie głosu na "nie" zapowiedziało aż 83 proc. respondentów, a na "tak" - 13 proc.
Według opublikowanego w sobotę sondażu Instytutu Publicus 46 proc. ankietowanych zadeklarowało, że na pewno wezmą udział w referendum, a 19 proc. - że prawdopodobnie.