Raport o katastrofie smoleńskiej. Ostra opinia Macieja Laska
Nieprawidłowe informacje podawane przez rosyjskich kontrolerów lotu, eksplozja w samolocie w powietrzu - to niektóre wnioski z raportu o katastrofie smoleńskiej opracowanego przez Kazimierza Nowaczyka, eksperta parlamentarnego zespołu, który bada jej przyczyny. Zdaniem Macieja Laska raport ten nie ma nic wspólnego z faktami.
- Żadna z tych informacji, która została przekazana w tym tak zwanym kolejnym raporcie zespołu parlamentarnego, nie ma pokrycia w faktach i materiale dowodowym. Jest jedynie powielaniem hipotez niemających żadnych podstaw i którymi próbuje się oszukiwać społeczeństwo przez ostatnie trzy lata - powiedział szef zespołu smoleńskiego przy kancelarii premiera Maciej Lasek, odnosząc się do dokumentu autorstwa Nowaczyka.
Raport pt. "Śledztwo rosyjskiego rządu Władimira Putina w sprawie katastrofy polskiego samolotu rządowego w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.", został zaprezentowany w piątek na posiedzeniu zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M.
Szef parlamentarnego zespołu badającego przyczyny katastrofy Antoni Macierewicz (PiS) powiedział, że raport ma 32 strony i jest uzupełniony o materiał nagrany na płycie, na którym jest 12 załączników; raport jeszcze w piątek ma być dostępny na stronie internetowej zespołu parlamentarnego.
- Raport stanowi podsumowanie naszej wiedzy na temat tragedii smoleńskiej, w szczególności z punktu widzenia fałszów, nieprawd oraz błędów zawartych w raporcie MAK i śledztwie prowadzonym przez stronę rosyjską - zaznaczył Macierewicz.
Zgodnie z raportem, od początku podejścia do lądowania Tu-154M, rosyjska kontrola lotów podawała załodze samolotu nieprawidłowe informacje o tym, że jest na ścieżce i właściwym kierunku podejścia. Według Nowaczyka załoga samolotu nie próbowała lądować, a rozpoczęła procedurę odejścia na drugi krąg.
Zdaniem Nowaczyka są dowody na manipulacje Rosjan w związku z katastrofą.
- Rosyjscy śledczy - w celu uprawdopodobnienia wersji przedstawionej przez MAK o uderzeniu samolotu w brzozę - manipulowali rzeczowymi materiałami dowodowymi, zatajali istotne dokumenty, ingerowali w zapisy czarnych skrzynek, pominęli zapisy sprzeczne z przyjętym przez siebie scenariuszem, zignorowali też informację o zupełnym zaniku zasilania w powietrzu - wyliczał ekspert.
Jak podkreślił w raporcie, niezależni eksperci i naukowcy współpracujący z zespołem parlamentarnym stworzyli najbardziej prawdopodobną i spójną hipotezę przebiegu katastrofy.
Zgodnie z raportem, podczas odejścia na drugi krąg, w samolocie nastąpiła eksplozja kilkadziesiąt metrów przed brzozą, a na dystansie kolejnych 200-300 metrów miała miejsce dalsza destrukcja skrzydła wraz z urwaniem jego końcówki. Następnie jeszcze przed uderzeniem w ziemię miała miejsce eksplozja w kadłubie samolotu, która zniszczyła jego strukturę; końcowym etapem katastrofy był wybuch w prezydenckiej salonce, już po uderzeniu samolotu w ziemię.
- Hipotezę takiego zniszczenia i przebiegu katastrofy potwierdzają następujące fakty: rozpad samolotu na ogromną liczbę szczątków (około 60 tys. znalezionych szczątków na wrakowisku, jak również przed nim i przed brzozą), zapis o całkowitym zaniku zasilania elektrycznego w powietrzu na wysokości 15 metrów, zarejestrowane w czarnych skrzynkach gwałtowne zmiany przyspieszenia pionowego i obecność na szczątkach śladów materiałów wybuchowych - przekonywał Nowaczyk.
Według zespołu powołanego do wyjaśniania przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej, kierowanego przez Macieja Laska, przyczyną katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154M.
Lasek powiedział w piątek PAP, że ekspertyzy przeprowadzone na potrzeby komisji Millera oraz prokuratury prowadzącej śledztwo ws. katastrofy, jednoznacznie wskazały, że zapisy rejestratorów nie podlegały żadnej manipulacji.
Te ekspertyzy wykazały, że zapis jest jednoznaczny, nie nosi żadnych cech ingerencji i nie ma w nim żadnych prób manipulacji - powiedział.
Przypomniał, że w raporcie Millera wskazano na nieprawidłowości pracy rosyjskich kontrolerów i opisano przyczyny popełnionych przez nich błędów.
- Wskazaliśmy, że działanie kontrolerów miało wpływ na przebieg tego zdarzenia, ale to załoga ostatecznie decyduje. Zawsze dowódca załogi jest tą osobą, która podejmuje decyzję - zaznaczył Lasek.
Podkreślił, że przeprowadzone badania nie wskazały na jakiekolwiek ślady materiałów wybuchowych na szczątkach samolotu.
- Na miejscu w Smoleńsku była polska delegacja oczekująca na przylot pana prezydenta. Żadna z osób, która była na miejscu, nie wskazuje, by słyszała jakikolwiek wybuch. Jedynym odgłosem, który był słyszany, był narastający dźwięk silników, czyli próba odejścia na drugi krąg, a następnie zderzenie samolotu z ziemią - powiedział Lasek.