Kogut na dach i w długą. Dworczyk musiał zdążyć na mszę
Skandaliczna sytuacja z udziałem Michała Dworczyka. Kierowca jego limuzyny wyciągnął koguta i włączył sygnały świetlne oraz dźwiękowe, by ominąć korki w Warszawie. Wszystko dlatego, by minister zdążył na mszę z okazji miesięcznicy smoleńskiej. Dworczyk przeprasza i zapowiada, że nie będzie korzystał ze służbowego auta.
11.07.2023 | aktual.: 11.07.2023 10:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak relacjonuje "Fakt", w poniedziałek o godz. 7:40 Michał Dworczyk wystąpił w audycji "Sygnały Dnia" w Polskim Radiu. Już o 7:50 wybiegł z budynku radia i wsiadł do służbowej limuzyny. Zależało mu na czasie - musiał bowiem w 10 minut dojechać do kościoła przy Pałacu Prezydenckim, gdzie miała odbyć się msza z okazji miesięcznicy smoleńskiej. Dystans jest duży, bo ok. 10 kilometrów - i to w porannych korkach.
W pewnym momencie kierowca Dworczyka wjechał na pas dla autobusów, wyciągnął z kokpitu koguta policyjnego, zamocował go na dachu i włączył sygnały świetlne. Inne auta ustępowały mu, a na skrzyżowaniu z ulicą Armii Ludowej limuzyna przejechała na czerwonym świetle.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Służba Ochrony Państwa przekazała, że auto z Dworczykiem do niej nie należało. Dodano także, że decyzję o ewentualnym włączeniu sygnałów podejmują sami funkcjonariusz SOP i "nikt na nich nie może naciskać".
"Fakt" pokazało nagranie ze zdarzenia byłemu funkcjonariuszowi. Ten stwierdził, że kierowcą Dworczyka "poniosło" i nie miał "uprawnień i kompetencji" do takich działań.
Dworczyk przeprasza i zapowiada zmiany
Michał Dworczyk przyznał, że jego auto bezprawnie używało sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Zapewnił, że w związku z tym nie będzie używał służbowego pojazdu. - Będę poruszał się samochodem prywatnym oraz środkami publicznego transportu. Przepraszam za zaistniałą sytuację - przekazał "Faktowi".
Były policjant, a obecnie ekspert zajmujący się bezpieczeństwem na drodze Marek Konkolewski w rozmowie z "Faktem" stwierdził, że kierowcy takiej limuzyny mogłaby grozić nawet grzywna do 30 tys. zł.
- Samochód ze stajni KPRM to nie taxi na sygnale. I na pierwszy rzut oka jest to zachowanie bezprawne, które świadczy o arogancji przedstawiciela władzy, który wyżej stawia własną wygodę i komfort podróżowania nad przepisami prawa, które sam stanowi - mówi.
Czytaj więcej:
Źródło: "Fakt"