Rafał Chwedoruk o wyborach na Podkarpaciu: sukces PiS; wojna w PO, kłopoty PSL i SP
Dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW mówi o wynikach wyborów uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu wygranych przez Zdzisława Pupę (PiS) - 60,84 proc. Mandatu nie uzyskali m.in. Mariusz Kawa (PO-PSL) - 21,33 proc. i poseł Kazimierz Ziobro (Solidarna Polska) - 11,09 proc.; frekwencja wyniosła 15,84 proc.
09.09.2013 | aktual.: 09.09.2013 10:56
- Powiedziałbym, że Prawo i Sprawiedliwość pokazało, że zdecydowanie góruje nad resztą partii zdolnością mobilizacji wśród swoich wyborców, bez względu na to, czy ta frekwencja nie jest imponująca - jak teraz na Podkarpaciu - czy jest relatywnie wysoka, jak to było w Elblągu. Ten 30- czy 60-proc. odsetek wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego stawia się przy urnach. W coraz większym stopniu możemy się pokusić o uznanie, że to właśnie czynnik frekwencji będzie w przyszłych wyborach dominował i PiS, dysponujący żelaznym elektoratem, będzie tego beneficjentem.
Idealny, modelowy tego przykład mamy na Podkarpaciu. Jestem w stanie sobie wyobrazić na kanwie tego wyniku fenomenalny sukces PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Bo tam pójdą najwierniejsi z wiernych i wówczas PiS może to osiągnąć.
Podkarpacie jest kolejnym dowodem na to, że taktyka Jarosława Kaczyńskiego po niezbyt udanych dla PiS wyborach w 2011 r. była skuteczna. Jest to strategia konsolidacji partii, wypchnięcia z jej szeregów tych, którzy byliby potencjalnymi frondystami, rozniecenia większych emocji wśród elektoratu nawet, jeśli odstraszy to wyborców luźniej związanych z PiS. A kryzys gospodarczy i tak wyniesie PiS do roli lidera.
Na Podkarpaciu zwraca uwagę skala przewagi, nie tyle sam wynik PiS ze względu na niską frekwencję. Z tego powodu trudno stwierdzić, czy on jest dobry, bardzo dobry czy tylko przeciętny. Ale dużo do myślenia daje to, że to jest zwycięstwo właściwie kilkukrotne nad rywalami i że praktycznie jest to nokaut w stosunku do Solidarnej Polski.
SP pokazała w tych wyborach, że ona nawet nie ma jak wystartować. To moim zdaniem idealnie symetryczne wobec sytuacji Europy Plus i Ruchu Palikota w Elblągu. Jeśli w Elblągu, gdzie doszło do zniechęcenia PO, na terenie, który nie sprzyja prawicy Ruch Palikota i Kwaśniewski nie zdołali się przebić, to gdzie ma się przebić? I tak samo dla SP - ten okręg Podkarpacia, gdzie elektorat jest tradycyjnie konserwatywny, wybrano kandydata PiS, który nie jest znany z pierwszych stron gazet.
Jeśli w Dębicy, związanej z kombinatem Igloopol, którego już nie ma, w Mielcu objętym kryzysem partia, której nazwa - Solidarna Polska - pokazująca, w którą stronę chce się orientować, poniosła klęskę, to gdzie ona chce odnieść sukces? Myślę, że sami politycy SP nazbyt podnieśli sobie poprzeczkę i jak sądzę został im tylko ostatni atut - nadzieja, że Zbigniew Ziobro w sondażach dotyczących wyborów ogólnokrajowych prezydenckich, będzie miał na tyle zauważalny wynik, by udało się coś od kogoś wynegocjować. Tak czy inaczej, wszystko wskazuje, że SP nie przekroczy w następnych wyborach 5-proc. progu.
PiS musi jednak pamiętać, że sytuacja w wyborach parlamentarnych będzie trudniejsza. Nie wiemy, kiedy one się odbędą, bo choć powinny być w roku 2015, to widać, że premier Donald Tusk całkiem serio bierze pod uwagę możliwość wcześniejszych wyborów. PiS się od nich odżegnuje, bo czas 'pracuje' na jego poparcie, jednak w pewnym momencie będzie mu trudno wyjaśnić to opinii publicznej. Bo jak - skoro PO rządzi tak okropnie, to czemu tych wyborów nie odbyć teraz?
Po drugie pamiętajmy o tym, że Polacy są społeczeństwem zróżnicowanym. To nie jest tak, że dzielimy się tylko na zwolenników PiS czy PO; trudno wyciągać z lokalnych wyborów wnioski ostateczne. W tym aspekcie Elbląg był dla PiS ważniejszy, bo to nie był bastion prawicy. Na Podkarpaciu PiS tylko potwierdził swoją dominację, zachwianą w wyborach samorządowych w 2010 r. i parlamentarnych w 2011 r.
Pozostaje pytanie, jak długo będzie trwało przesilenie w PO. Bo nie ulega wątpliwości, że tam nie toczy się spór wewnętrzny, tylko ciężka wojna domowa między Donaldem Tuskiem i Grzegorzem Schetyną przy kłopotliwym udziale Jarosława Gowina; ona jednak nie może trwać wiecznie.
Inny pozytywny dla PiS aspekt wyborów na Podkarpaciu to sytuacja PSL. Bo to ludowcy firmowali pana Kawę, w większym stopniu niż PO. A o ile wyborca PO w żadnym razie nie trafi do PiS jako zwolennik, to wyborcy PSL są swoim profilem bardzo podobni do elektoratu PiS. I to zarówno programowo, jak i światopoglądowo. Ten wynik może sugerować, że PSL tkwi w kryzysie strukturalnym, że to nie jest tylko chwilowe zachwianie, zdarzające się każdej partii.
W związku z tym może się okazać, że wyborcy PSL zaczną się jeszcze silniej wahać niż do tej pory. Bo wynik na Podkarpaciu pokazuje, że PSL nie może im już niczego zagwarantować. To może skutkować przyśpieszeniem w sprawie zmiany lidera partii. Bo tu już nie ma pytania czy Janusz Piechociński straci stanowisko, tylko kiedy. Może się okazać, że zmiana nastąpi jeszcze przed maratonem kampanii wyborczych".