Radosław Sikorski: nie zawaham się zestrzelić samolotu
Minister obrony Radosław Sikorski ma prawo
wydać rozkaz zestrzelenia nawet wypełnionego ludźmi samolotu
pasażerskiego, opanowanego przez terrorystów. Oby robił to tylko w
teorii! - pisze "Super Express".
Minister już kilka razy był stawiany na nogi. - Z Centrum Operacji Powietrznych odbierałem telefony, że obcy samolot pojawił się w naszej przestrzeni powietrznej. W takich sytuacjach uruchamiamy "Renegate". To procedura identyfikowania, a w ostateczności zestrzelenia np. samolotu pasażerskiego porwanego przez terrorystów - wyjaśnia minister Sikorski.
Na szczęście okazywało się, że "obcy" to maszyna, która na jakiś czas straciła łączność, albo jej pilot zapomniał zgłosić lot. - W krytycznej sytuacji nie zawaham się. Terroryści muszą wiedzieć, że każę zniszczyć każdą porwaną maszynę - twardo zapewnia szef resortu.
"Renegate" wprowadzono po tym, jak 11 września 2001 r. terroryści porwali samoloty pasażerskie i uderzyli nimi w USA. Władze wielu krajów zdecydowały wtedy, że lepiej poświęcić życie ludzi w porwanej maszynie, niż ryzykować, że "latające bomby" spadną na wielkie miasta.
"Renegate" budzi potężne emocje. Niemiecki sąd konstytucyjny zabronił stosowania go na terenie tego kraju. Sędziowie orzekli, że nie można ratować jednych, poświęcając życie innych ludzi. Polskie zasady zestrzeliwania opisano w niewielkiej czerwonej książeczce.
- Nauczyłem się jej na pamięć. W portfelu noszę kopertę wielkości karty kredytowej z napisem "Zeus 1" - pokazuje minister. Dzięki niej, przez zwykły telefon komórkowy może wydać rozkaz zestrzelenia. Oficer z Centrum Operacji Powietrznych poda swoje hasło i zapyta o odzew ukryty w "Zeusie". Gdy minister się zidentyfikuje, oficer wykona każdy jego rozkaz.
- Na decyzję będziemy mieli najwyżej pół godziny- twierdzi Sikorski. Na ostatnich ćwiczeniach kazał najpierw uszkodzić jeden silnik "porwanego" samolotu. Gdy to nie zmusiło terrorystów do posłuszeństwa, wydał rozkaz zestrzelenia - ujawnia "Super Express". (PAP)