Radni Wrocławia dorabiali w miejskich spółkach. "To polityczne oszustwo"

We Wrocławiu wybuchła burza po ujawnieniu raportu, w którym wyszło na jaw, że prawie 5 mln zł zarobili w spółkach miejskich wrocławscy radni PO, Nowoczesnej i Lewicy w ubiegłej kadencji. - To zwykłe, polityczne oszustwo. Radni powinni kontrolować samorząd, a nie zarabiać w nim pieniądze - mówi WP europoseł z Dolnego Śląska Bogdan Zdrojewski, były prezydent Wrocławia.

Europoseł z Dolnego Śląska Bogdan Zdrojewski
Europoseł z Dolnego Śląska Bogdan Zdrojewski
Źródło zdjęć: © East News
Sylwester Ruszkiewicz

30.08.2024 10:21

Raport został sporządzony w oparciu o odpowiedzi miejskich spółek udzielonych na zapytania radnych miejskich: Sławomira Czerwińskiego i Roberta Suligowskiego z klubu Koalicji Obywatelskiej. Zestawienie dotyczy zatrudnienia 16 radnych VII kadencji (2018-2024). W sumie zarobili w spółkach miejskich blisko 5 mln . Pełnili tam różne funkcje: doradcze, analityczne, koordynacyjne.

Z raportu wynika, że rekordzistą wśród dorabiających radnych jest Jarosław Charłampowicz z PO. Jego konto zasilały wpływy z dwóch spółek. Z TBS Wrocław otrzymał 110 tys. zł brutto za świadczenie "usług doradczych i eksperckich" w radzie programowej spółki, z kolei z MPWiK aż 755 318 zł brutto za doradzanie, ale m.in. w zakresie "budowania strategii zrównoważonego rozwoju". Łącznie to więc 865 318 zł brutto. 

Mimo że jest to zgodne z prawem, to zatrudnianie radnych miejskich w spółkach należących do miasta od lat budzi kontrowersje. Radny Robert Suligowski komentował, że zatrudniony w ten sposób radny, przestaje wykonywać swoją funkcję kontrolną.

- Czasami mamy do czynienia z jasnym przypadkiem konfliktu interesów. Przykładowo wtedy, kiedy radny głosuje w sprawie podwyższenia kapitału w spółce, w której jest zatrudniony. To klasyczny przypadek, kiedy radny powinien być wyłączony z głosowania. Dotychczas nie wiedzieliśmy, że radni głosowali w sprawach swoich spółek, w których pobierali cichaczem wynagrodzenie - mówił "Gazecie Wrocławskiej" Suligowski.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Były prezydent Wrocławia: psują samorząd od środka

W podobnym tonie wypowiadają się nasi rozmówcy, politycy Koalicji Obywatelskiej.

- Od ponad 20 lat byłem absolutnym, ortodoksyjnym przeciwnikiem tego typu praktyk. Nie zmieniłem zdania w ostatnim czasie. Wielokrotnie wypowiadałem się negatywnie o takich działaniach, bo one psują samorząd od środka - mówi Wirtualnej Polsce europoseł KO, były senator i były minister kultury Bogdan Zdrojewski.

I jak podkreśla, negatywnie ocenia zarobkowanie przez radnych w różnych, miejskich gremiach, które działają de facto na rzecz samorządu.

- Każdy, kto stara się o mandat radnego, powinien wiedzieć, że jedynym jego wynagrodzeniem będzie dieta. I że jego działalność będzie miała charakter społeczny. Radny ma funkcję kontrolną wobec gminy i wobec władz, i spółek gminnych. Uczestnicząc w takich gremiach, radni tracą wiarygodność. Widzą to wyborcy, którzy głosowali na nich - dodaje Zdrojewski, który był prezydentem Wrocławia w latach 1990-2001.

"Trzeba to piętnować. PiS stosował podobne metody"

W mocniejszych słowach wypowiada się jeden z parlamentarzystów KO obecnej kadencji z Dolnego Śląska, proszący o zachowanie anonimowości.

- To skandal, co oni robili i kompletny syf. To ma tak wyjątkowo nieetyczny wymiar, że nie można przejść wokół tego obojętnie. Trzeba to piętnować. PiS stosował podobne metody. Byłem zniesmaczony, jak przed raportem pojawiły się głosy niektórych radnych PO, że wszystko jest zgodne z prawem. Całkiem, jakby słyszał polityków PiS. Przecież ci radni zarabiali w miejskich spółkach, a mieli za zadanie je kontrolować. To ewidentny konflikt interesów - mówi nam anonimowo poseł Platformy Obywatelskiej.

I jak dodaje, m.in. przez takie działania powstał kodeks etyki dla radnych Koalicji Obywatelskiej w obecnej kadencji. - Jest całkowity zakaz stosowania takich praktyk. Pamiętajmy jednak, że mechanizm polegał na tym, że jedni brali, a inni dawali - podkreśla nasz rozmówca.

Umowa koalicyjna z prezydentem Wrocławia

Przypomnijmy, w obecnej kadencji Platforma Obywatelska zawarła umowę koalicyjną z prezydentem Wrocławia Jackiem Sutrykiem, w której został zawarty także kodeks radnego. A w nim jest mowa, że podobne sytuacje nie będą powielane. Będą albo już są ogłaszane konkursy w ramach transparentności na eksponowane stanowiska w spółkach miejskich.

Europoseł KO zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. - Najbardziej zbulwersowało mnie, że część radnych pobierających wynagrodzenie z różnych rad programowych i nadzorczych wcześniej deklarowała odmienny pogląd od tej nagannej praktyki, którą później stosowała. To zwykłe polityczne oszustwo - podkreśla Zdrojewski.

I jak przyznaje, zawsze starał się odróżnić kwestie etyczne od praworządności.

- Czym innym jest korupcja z Kodeksu karnego, a czym innym jest korupcja polityczna. Nie akceptuję ani jednej, ani drugiej. Uważam, że w tym przypadku mamy do czynienia niestety z nieetycznymi, ale niesprzecznymi z prawem działaniami. Oznacza to, że prawo jest pełne luk. I trzeba je uszczelnić - puentuje europoseł KO.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
bogdan zdrojewskijacek sutrykafera
Zobacz także
Komentarze (1508)