Rada Etyki Mediów oburzona programem Pospieszalskiego
Jan Pospieszalski, relacjonując w dniach żałoby wydarzenia przed Pałacem Prezydenckim, naruszył zasady obiektywizmu, szacunku i tolerancji - orzekła Rada Etyki Mediów.
04.05.2010 | aktual.: 04.05.2010 23:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Rada Etyki Mediów podziela oburzenie wielu widzów, którzy je sygnalizowali, sposobem relacjonowania przez Jana Pospieszalskiego w TVP1 przeżyć ludzi przychodzących w dniach żałoby pod Pałac Prezydencki" - napisała REM.
"W relacjach tych pojawiały się oskarżenia pod adresem przeciwników prezydenta Lecha Kaczyńskiego, stwierdzenia, że Polska nie jest krajem demokratycznym, sugestie spiskowe dotyczące katastrofy pod Smoleńskiem" - przypomina REM.
Rada zauważa przy tym, że "red. Pospieszalski reagował na takie wypowiedzi aprobująco, powtarzając niektóre, oddając głos dwukrotnie tym samym interlokutorom, co miało znamiona manipulacji".
"W opinii REM naruszył zapisane w Karcie Etycznej Mediów zasady obiektywizmu, a także szacunku i tolerancji, co jest szczególnie naganne w sytuacji dramatycznych i bolesnych przeżyć całego społeczeństwa" - orzekła REM.
Rada nie była jednomyślna w tej sprawie. Zdanie odrębne zgłosili Tomasz Bieszczad i Teresa Bochwic.
Przewodnicząca REM Magdalena Bajer powiedziała, że do REM napłynęło wiele skarg w związku z relacjami Pospieszalskiego. - Było dużo zgłoszeń telefonicznych, sms-owych, mailowych - powiedziała.
Odnosząc się do stanowiska Rady, Pospieszalski powiedział, że wszystkie wypowiedzi ludzi z którymi rozmawiał i które następnie zostały wyemitowane w TVP1, miały spontaniczny charakter i nie były reżyserowane.
- Dałem tym ludziom mówić i to, co wywołało następnie atak to było to, że ludzie mogli publicznie wyrazić swój ból. Mówili oni o trosce o Polskę, swoim szacunku do urzędu prezydenta i przywiązaniu do instytucji państwa. Dopiero później wypowiadali krytyczne słowa pod adresem przeciwników prezydenta wymieniając z nazwiska tych co szydzili z Lecha Kaczyńskiego - powiedział Pospieszalski.
Wraził zaniepokojenie tym, że REM "uczestniczy w medialnej operacji dyskredytowania autorów filmu "Solidarni 2010" za to, że mieli odwagę wyjść i szczerze rozmawiać z ludźmi". Dodał, że po tym oświadczeniu REM "naprawdę wątpi w jakość polskiej demokracji".
W dniach żałoby narodowej po katastrofie pod Smoleńskiem Pospieszalski nagrywał wypowiedzi osób, gromadzących się przed Pałacem Prezydenckim. Część z nich została wyemitowana w jego programie "Warto rozmawiać". Z nagrań powstał też film dokumentalny autorstwa Ewy Stankiewicz i Pospieszalskiego "Solidarni 2010". Wśród wyemitowanych wypowiedzi znaczące były głosy wyrażające podejrzenie, że katastrofa nie była "przypadkiem", mnożyły się podejrzenia, że mógł to być zamach, powtarzały się oskarżenia pod adresem Rosjan.
Program Pospieszalskiego wywołał dyskusję w mediach, a SLD zażądał, by film "Solidarni 2010" oceniła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Sojusz chce też, by filmem zajęła się sejmowa komisja kultury. SLD zarzuca, że film "tworzy pełne obsesji obrazy" i "znacząco odbiega od standardów, jakich oczekuje się od mediów publicznych" oraz "zupełnie bezpodstawnie wykorzystuje śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego do partyjnej kampanii" i pokazuje "jednoznaczną, przekoloryzowaną rzeczywistość, wygodną dla polskiej prawicy".
Pospieszalskiego bronił natomiast biskup kielecki Kazimierz Ryczan. W homilii podczas mszy sprawowanej 3 maja z dezaprobatą odniósł się do komentarzy internautów, którzy domagali się odwołania redaktora TVP Jana Pospieszalskiego. - Zbliżamy się coraz bardziej do Białorusi - skwitował te oskarżenia bp Ryczan.