"Putin wysłał amerykańskich żołnierzy do Syrii" - ocenia "Foreign Policy"
"Władimir Putin rozkazał amerykańskim żołnierzom zaangażowanie w wojnę w Syrii" - ocenia prestiżowy "Foreign Policy". Zdaniem magazynu, Biały Dom nie przyznał tego wprost, ale to właśnie rosyjska interwencja zmusiła Stany Zjednoczone do wysłania 50 członków sił specjalnych, którzy mają za zadanie trenować, asystować i doradzać oddziałom walczącym z Państwem Islamskim i armią Baszara al-Asada.
02.11.2015 | aktual.: 02.11.2015 15:14
Amerykański magazyn argumentuje, że dopiero wkroczenie Putina na Bliski Wschód skłoniło Baracka Obamę do bardziej zdecydowanego ruchu w Syrii. "Najwyraźniej Putin ma większy dar przekonywania w Gabinecie Owalnym niż Hillary Clinton, Bob Gates, Leon Panetta, David Petraeus i cała reszta, których rady były lekceważone" - pisze "Foreign Policy", wymieniając szereg doradców prezydenckich, bezskutecznie zalecających wcześniejsze zaangażowanie w konflikt.
Tego chce "Rosyjski Tarzan"
David Rothkopf z "FP" twierdzi, że wiele osób z waszyngtońskich kręgów decyzyjnych nie rozumie intencji Putina. Nie zauważają, że nie zamierza on wspierać transformacji ustrojowej w Syrii ani nie chce wikłać się w długotrwałą interwencję, która byłaby wyczerpująca dla Rosji.
"Chce po prostu upewnić się, że reżim w syryjskiej stolicy jest dla niego do zaakceptowania. Oznacza to albo utrzymanie Asada, albo zaangażowanie do tego stopnia, by mieć wpływ na wybór jego sukcesora. I to tyle. Jeśli sytuacja w reszcie kraju będzie zmącona, a do Europy będą trafiali kolejni uchodźcy, co wzmocni tendencje nacjonalistyczne i osłabi poparcie dla Unii Europejskiej, tym lepiej dla Putina. W zasadzie byłaby to sytuacja typu win-win dla Rosyjskiego Tarzana" - komentuje autor magazynu.
Wypełnianie pustki
"Foreign Policy" twierdzi, że amerykański ruch, choć późny, w ostateczności może się okazać opłacalny, bo inni "aktorzy" tego teatru wojennego nie tracą czasu. Iran, który również jest aktywny w regionie, w dużej mierze dzięki bojownikom szyickiego Hezbollahu, przejmuje inicjatywę w Iraku i Syrii do spółki z Rosją. Oba kraje rozciągają swoją strefę wpływów w regionie wszędzie tam, gdzie to możliwe, a przy nikłym zaangażowaniu Amerykanów mają spore pole do popisu.
Jednak prestiżowy magazyn ocenia również, że wysłanie sił specjalnych USA do Syrii służy wewnętrznej polityce Obamy - pomaga prezydentowi odpowiedzieć na ogólne poczucie bierności Stanów Zjednoczonych wobec rosyjskich poczynań na Bliskim Wschodzie. Według Rothkopfa, decyzja o zaangażowaniu Amerykanów ma także sens w kontekście przyszłych decyzji związanych z Syrią i może być przyczynkiem do dalszych dyskusji wokół politycznej przyszłości tego kraju.
Iluzja działania Obamy
David Rothkopf skłania się ku ocenie, że siły specjalne USA w Syrii, choć przydatne, są jeszcze jedną "iluzją działania", w których wyspecjalizował się Barack Obama. "To rodzaj akcji, które sprawiają, że wyglądamy na zaangażowanych, ale zbytnio nie zmieniają sytuacji" - pisze dziennikarz "FP".
"To specjalność Obamy. (…) to nie wystarczy w polityce zagranicznej ani nie wystarczy w przywództwie. Czasami, trzeba wiedzieć, czego się chce i trzeba mieć wystarczająco dużo odwagi w swoich przekonaniach, by wykonać pierwszy ruch" - krytykuje "FP" niezdecydowanie i brak reakcji ws. Syrii po stronie prezydenta USA, który daje się wyprzedzać Władimirowi Putinowi.