Putin wykorzysta zamach pod Moskwą. "Jeszcze bardziej zaciśnie pętlę na szyi"
Mnożą się pytania po ataku terrorystycznym pod Moskwą. Oczy wszystkich skierowane są na Władimira Putina i na rosyjską propagandę. - Putin wykorzysta tę sytuację, żeby jeszcze bardziej zacisnąć pętlę na szyi - mówi w rozmowie z WP prof. Daniel Boćkowski. Z kolei prof. Włodzimierz Marciniak twierdzi, że Rosjanie będą oskarżać Ukrainę po to, żeby budować niechęć i dezinformacje.
Wiele informacji podawanych przez rosyjskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską.
Rosja od momentu tragedii dąży do powiązania zamachu terrorystycznego z Ukrainą. Robi to pomimo stanowczych zaprzeczeń ze strony ukraińskich oficjeli, by Kijów miał z tym cokolwiek wspólnego.
W sobotę Władimir Putin wygłosił specjalne oświadczenie. Zapewnił w nim, że wszyscy zaangażowani w "krwawy i barbarzyński zamach" zostaną ukarani. Dyktator powtórzył informacje ogłoszone wcześniej przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa. W słowach do rosyjskiego narodu przypomniał, że zatrzymano 11 osób, a także podkreślił, że "czterej sprawcy ruszyli w kierunku Ukrainy", gdzie miało być dla nich "przygotowane okno do przekroczenia granicy".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tymczasem do odpowiedzialności za atak terrorystyczny w Rosji przyznało się Państwo Islamskie. "Atak ma miejsce w kontekście szalejącej wojny między Państwem Islamskim a krajami walczącymi z islamem" - podała Amaq, agencja informacyjna powiązana z ISIS. W oświadczeniu pojawiły się zdjęcia sprawców zamachu.
Zamach w Rosji. Różne teorie
Eksperci w rozmowie z Wirtualną Polską są pewni, że na ten moment nie da się ustalić, kto jest odpowiedzialny za atak, a w mediach społecznościowych pojawia się wiele teorii, których nie można wykluczyć. Pewne jest jednak to, że Putin wykorzysta tragedię przeciwko Zachodowi.
- Rosjanie będą oskarżać Ukrainę po to, żeby budować niechęć i dezinformacje. Chcą wzmocnić antyukraińskie nastroje, które niestety da się zauważyć w zachodniej opinii publicznej - mówi w rozmowie z WP prof. Włodzimierz Marciniak.
Jak dodaje, wiele wskazuje na to, że większość Rosjan była zaskoczona zamachem. - Gdy doszło do ataku, propaganda nie była do niego przygotowana. W rosyjskiej telewizji pierwsze informacje pojawiły się dopiero około północy. Obraz wygląda tak, jakby sytuacja stanowiła zaskoczenie. Na ten moment mamy jednak za mało informacji, żeby budować scenariusze - ocenia.
- Powodów, żeby któryś odłam Państwa Islamskiego to zrobił, jest wiele. Rosjanie bardzo mocno dają się we znaki różnego rodzaju mniejszościom. Wielu mieszkańców republik azjatyckich zostało wcielonych do armii i zginęło na froncie. Rosjanie działają też w Afryce, na Bliskim Wschodzie, Iraku, Syrii. Wagnerowcy prowadzą tam działania przeciwko grupom eksternistycznym. Oprócz wojny w Ukrainie, dzieje się bardzo wiele innych rzeczy, które nam umykają - przypomina z kolei prof. Daniel Boćkowski.
Boćkowski zwraca uwagę, że przed możliwymi zamachami ostrzegali Amerykanie, którzy na początku marca przekazali te informacje Kremlowi i swoim obywatelom przebywającym na terenie Rosji. - Trudno, żeby mieli wgląd w pomysły FSB. Natomiast rozpoznanie w kierunku państwa islamskiego mają bardzo dobre. Sposób działania terrorystów przypomina ataki podobne do tych, które miały miejsce w innych częściach Europy - ocenia.
- FSB mogła być zaskoczona zamachami, mogła też przeoczyć pewne informacje. A równie dobrze mogła wiedzieć o zamachach i pozwolić na przeprowadzenie tej akcji. FSB mogła dać zielone światło na akt terroru, by skierować oskarżenia w kierunku Ukrainy. Rosja może teraz połączyć to w całość i snuć narrację, że to Ukraińcy za sprawą NATO, USA i Polski zapłacili Tadżykom - mówi rozmówca Wirtualnej Polski.
Boćkowski dodaje, że "pytań będzie dużo". - Dlaczego tak wyglądała akcja ratunkowa? Dlaczego służby tak długo jechały? Jakim cudem terroryści spokojnie weszli do budynku? Putin albo o wszystkim wiedział, albo będzie musiał teraz ukrywać szereg niekompetencji. Wykorzysta tę sytuację, żeby jeszcze bardziej zacisnąć pętlę na szyi społeczeństwa i pozwolić na większą aktywność FSB pod pretekstem walki z terrorystami, czyli jego zdaniem Ukraińcami - twierdzi.
Maciej Milczanowski z kolei ocenia, że teraz bardzo ważną rolę odegra propagandowa telewizja. - Będzie bombardowała Rosjan, że cała wina spływa na Kijów, że potrzebna będzie powszechna mobilizacja, że na front trzeba wysłać więcej ludzi. Przed zamachem Kreml zaczął mówić oficjalnie o wojnie z Ukrainą. Wydarzenia z piątku to tylko potwierdzą - mówi.
Atak terrorystyczny w Rosji. Sytuacja na froncie z Ukrainą
Jak pisaliśmy na WP, Władimir Putin rozmawiał z prezydentem Białorusi Alaksandrem Łukaszenką. Dyktatorzy potwierdzili gotowość do podjęcia wspólnej walki z terroryzmem.
- Nie wydaje mi się, żeby Białoruś włączyła się aktywnie np. do wojny w Ukrainie. Chodzi o jeszcze mocniejsze zaciśnięcie pętli na służbach Białoruskich i próbę zmobilizowania społeczeństwa Białoruskiego na rzecz Rosji - mówi Milczanowski i dodaje, że Rosji będzie trudno zmienić sytuację na froncie w Ukrainie.
- Oni przed zamachami robili wszystko, żeby przełamać linię obrony. Trudno sobie wyobrazić, że teraz zadzieje się coś więcej. Pojawiają się głosy o broni nuklearnej, ale trzeba pamiętać, że sytuacja geopolityczna po zamachu się nie zmieniła. Zachód jasno wyraził się w tej kwestii. Jedyną możliwością jest wysłanie większej liczby ludzi na front, ale pamiętajmy, że do tego potrzebny jest sprzęt, którego Rosji brakuje - zauważa ekspert.
Czy po przyznaniu się Państwa Islamskiego można mówić o powrocie aktów terrorystycznych w Europie? Prof Daniel Boćkowski przypomina, że Rosja cały czas miała problem z działaniami państwa islamskiego, a zamachy w tym kraju się zdarzały.
- Specjaliści od terroru nigdy nie mówili, że problem jest zażegnany. My tylko przestawiliśmy się na wojnę w Ukrainie. Rządzący państwami europejskimi nie powinni tracić z oczu zagrożeń związanych z Państwem Islamskim - podsumowuje Maciej Milczanowski.
Czytaj też: