Co Putin zrobi z wagnerowcami? Nowe doniesienia z Kremla

Po domniemanej śmierci trzech najbardziej wpływowych liderów Grupy Wagnera formacja ta znacząco osłabła. Jednak nie oznacza to końca modelu prywatnych armii działających dla Kremla, twierdzą eksperci.

Szef grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn i rosyjski dyktator Władimir Putin
Szef grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn i rosyjski dyktator Władimir Putin
Źródło zdjęć: © Grey Zone, Kremlin
Katarzyna Bogdańska

Kreml nie chce rezygnować z oddziałów najemników, które w ostatnich latach okazały się bardzo przydatne dla interesów Moskwy, czy to w Afryce, na Bliskim Wschodzie, czy ostatnio podczas ataku na Ukrainę. "Najnowsze taktyczne sukcesy w Ukrainie były zasługą Grupy Wagnera" – wskazuje Maxime Audinet z Instytutu Badań Wojskowych IRSEM w Paryżu.

Kontynuowanie tego modelu nieregularnych i elastycznych struktur, które mogą działać bez biurokratycznej ociężałości oficjalnych organów tam, gdzie państwo nie chce ingerować bezpośrednio, wydaje się kuszące.

Podczas środowej katastrofy samolotu, oprócz szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna, miała także zginąć jego prawa ręka Dmitrij Utkin oraz logistyk Walery Czekałow. Tym samym zdolność bojowa oddziału może być trwale osłabiona.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Oderwani od frontowej rzeczywistości

Rosyjscy ekstremiści prawicowi z kręgów wojskowych gorzko opłakiwali w internecie stratę przywództwa Grupy Wagnera – mówi analityk Lucas Webber, współzałożyciel strony internetowej Militant Wire. Ale "elity wojskowe i polityczne opisują ich jako zdeprawowanych, skorumpowanych i oderwanych od frontowej rzeczywistości" – wskazuje dalej analityk.

Jak dodał: "Wbrew temu, szanowali jednak Prigożyna jako odważną osobowość, która nie obawiała się krytykować hierarchii wojskowej i często odwiedzała swoich żołnierzy".

Niektórzy nawoływali do odwetu. Zdaniem Webbera jednakże krótkoterminowo te groźby miałyby niewielkie skutki, "biorąc pod uwagę, jak bardzo Kreml starał się izolować Grupę Wagnera i poddać ją surowemu nadzorowi".

Daleko idące wnioski dla Putina

Jednak jej próba buntu w czerwcu była dla Kremla działaniem idącym zbyt daleko, co ostatecznie wywołało gniew Władimira Putina. Śmierć Prigożyna daje mu teraz możliwość ponownego przemyślenia struktur grup najemników. "Lekcją, którą Putin prawdopodobnie wyciągnął z buntu w czerwcu, jest zagrożenie, jakie niesie ze sobą przekazywanie tak dużej władzy i odpowiedzialności jednemu człowiekowi" – wskazuje Catrina Doxsee, ekspertka ds. oddziałów najemników w amerykańskim think tanku CSIS.

Ekspertka uważa, że "podczas gdy Rosja prawdopodobnie będzie dążyć do zachowania modelu prywatnych grup wojskowych dla swojej polityki zagranicznej, jest prawdopodobne, że rynek ten zostanie zdywersyfikowany". Ma to na celu zapobieżenie pojawieniu się nowych postaci w stylu Prigożyna.

Kilka grup jest już gotowych: Redut, Convoy i Patriot. "Posiadają one znacznie skromniejszy profil i odnoszą mniejsze sukcesy niż Grupa Wagnera, ale mają tę samą strukturę" – mówi Lou Osborn z organizacji pozarządowej All Eyes on Wagner, współautorka książki o milicji. Niektórzy wagnerowcy według Osborn już przeszli do innych oddziałów najemników, które mają bliskie związki z rosyjskim wywiadem wojskowym GRU.

Podwójna gra Kremla

Kreml prawdopodobnie będzie grać z nimi podobnie jak z Grupą Wagnera: z jednej strony wspierać, z drugiej trzymać na dystans, aby nie być zmuszonym ponosić odpowiedzialność za ich działania, zwłaszcza w Afryce. "Prawdopodobnie Rosja będzie miała bardziej bezpośrednią kontrolę nad prywatnymi armiami za granicą, ale nie przyzna otwarcie, że podlegają one bezpośrednio Kremlowi" – analizuje Aditya Pareek z prywatnej brytyjskiej firmy wywiadowczej Janes.

Obserwatorzy spekulują na temat tego, co Kreml ma zamiar zrobić z wagnerowcami po domniemanym zgonie Prigożyna. Oddział mógłby "otrzymać nową nazwę, a grupy w strefie ich wpływów mogą zostać podzielone na oddzielne jednostki", które być może zostałyby upaństwowione, twierdzi Catarina Doxsee.

Lojalność wobec Kremla nie byłaby wtedy już przedmiotem negocjacji. "'Pokaz sztucznych ogni' w środowy wieczór to bardzo wyraźny komunikat: 'Nie oszukujcie nas, bo wtedy dostaniecie za swoje" – komentuje Lou Osborn w odniesieniu do środowej katastrofy samolotu.

Przeczytaj także:

(Afp/jar)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjakreml
Wybrane dla Ciebie