Putin użyje broni masowego rażenia? "Obawiam się tego"
Jeżeli ukraińskie siły zbrojne nie przebiją się do Mariupola, to zostanie on w najbliższych godzinach zdobyty - mówi WP pułkownik rezerwy Maciej Matysiak. Dodaje także, że przyparty do muru Putin, może namówić ministra Siergieja Szojgu i wojsko, do użycia broni masowego rażenia.
Sylwester Ruszkiewicz: W ostatnich dniach sytuacja na liniach frontu rosyjsko-ukraińskiej wojny uległa stabilizacji. Rosjanie nadal wykonują barbarzyńskie ataki na ludność cywilną, próbując zastraszyć i terroryzować mieszkańców Ukrainy, jednak nie mają na swoim koncie spektakularnych i udanych prób przejęcia większych rejonów. Mamy ciszę przed burzą?
Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego: Ruchy, które Rosjanie obecnie wykonują, świadczą o tym, że próbują wzmocnić swoje siły. A to szukają wsparcia w Syrii i wśród najemników, a to nie wykluczają powołania nowych poborowych albo ściągnięcia Junarmii, czyli armii młodych żołnierzy dowodzonych przez Siergieja Szojgu. Dodatkowo mówi się o zaangażowaniu białoruskich sił zbrojnych na terytorium Ukrainy. Wygląda na to, że mogą szykować operację militarną w części wschodniej na kierunkach: północnym i południowym. I będą chcieli połączyć te dwa fronty.
Z kierunku Mariupola mogą wyruszyć wzdłuż republik separatystycznych – w Donbasie, w którym w ciągu ostatnich dni dochodziło do najczęstszych prób zwiększania stanu posiadania. Ale na północnym froncie będzie im ciężko się przebić. Według ostatnich informacji, Ukraińcy twierdzą, że okrążyli wojska rosyjskie w Buczy, Irpieniu, Gostomelu i stworzyli "kocioł".
Jeżeli ukraińskie siły zbrojne nie przebiją się do Mariupola, to zostanie on w najbliższych godzinach zdobyty. Został otoczony przez Rosjan i praktycznie cały zniszczony w wyniku ostrzałów. Obrońcy Mariupola nie mają możliwości zaopatrzenia się w broń i amunicję do prowadzenia walki.
Co do Kijowa, to Putinowi na pewno będzie ciężko się wycofać. A im dalej brnie, tym trudniej znaleźć skuteczne rozwiązanie. Była komenda "zdobyć Kijów i przejąć władzę". To się nie udało i nie udaje.
Kluczowe więc pozostają starcia na południu Ukrainy?
Tam rosyjskie wojska odniosły w trakcie wojny najwięcej sukcesów. Być może widząc co się dzieje, Putin i dowódcy armii redefiniują swoje plany, a w ich w głowach pojawiła się myśl, żeby odpuścić zajęcie całej Ukrainy, w tym Kijowa. Rosja może też końcowo odpuścić zajęcie całej wschodniej Ukrainy. Ale będzie chciała zwiększyć swój stan posiadania od Krymu do Donbasu. Nie wykluczam również ataku w kierunku Odessy.
Minimalnym celem rosyjskiej agresji od początku było rozszerzenie republik separatystycznych do granic administracyjnych obwodów donieckiego i Ługańskiego. Przejęcie Mariupola, co praktycznie już się stało, oznaczałoby przejęcie największego portu na Morzu Azowskim, a także zapewniłoby lądowe połączenia między Krymem a Donbasem.
Gdyby doszło do jakiegokolwiek zawieszenia broni czy rokowań, Putin będzie chciał mieć jak najwięcej terenów, które odetną Ukrainę od Morza Azowskiego i Morza Czarnego. Pozwoli to Rosji na zaopatrywanie Krymu i odetnie Ukraińcom dostawy morskie.
Z kolei odciągnięcie Ukraińców jak najdalej od Morza Azowskiego i zapewnienie sobie komunikacyjnego szlaku, ułatwi atak wojsk rosyjskich na Odessę. Rosja chce, żeby Ukraina nie mogła w szybki sposób zdywersyfikować dostaw komponentów, które są potrzebne do funkcjonowania gospodarki czyli ropy, gazu. A to mogą obecnie zrobić w miarę szybko przez porty w Odessie i Mikołajowie. Kiedy zostaną one całkowicie zdobyte przez Rosję, Ukrainie będzie ciężko dostarczać w głąb kraju te surowce.
Co teraz z punktu widzenia ukraińskiej armii jest kluczowe, by nadal prowadzić skuteczną obronę?
Uważam, że trzeba "pchać" na Ukrainę jak najwięcej sprzętu, uzbrojenia, na nic się nie oglądając. Zestawy przeciwlotnicze, czołgi, transportery, amunicję – wszystko powinniśmy dostarczać na dużą skalę. Szczególnie z byłych krajów socjalistycznych, także z Polski. Nasz kraj ma sprzęt poradziecki, w który Ukraińcy mogą wsiąść i od razu pójść w bój. Nie damy im Leopardów, bo się nie przeszkolą, nie damy im F-16, bo nie będą wiedzieć jak nimi się szybko obsługiwać. A jak damy im sprzęt poradziecki, to wykorzystają zaplecze logistyczne i umiejętności. Jak wypchniemy stary sprzęt na Ukrainę, to mamy święty spokój. Po co nam to trzymać?
Starym sprzętem dysponują również białoruskie wojska. Czy widzi pan realną możliwość zaangażowania się wojsk Łukaszenki w konflikt na Ukrainie?
Decyzja ewentualnego ataku z terytorium Białorusi zależy de facto od Rosjan. Czy wejdą siłami 29. armii rosyjskiej wraz z wojskami białoruskimi, czy też nie. Związki taktyczne armii Łukaszenki są bowiem w rzeczywistości od dawna podporządkowane rosyjskiemu dowodzeniu. Na razie tamte jednostki zmuszają wojska ukraińskie do angażowania się w tamtych rejonach, które muszą je zabezpieczać. Czym innym byłoby wkroczenie na terytorium Ukrainy, co oznaczałoby konieczność walki. Podkreślmy, że potencjał rosyjsko-białoruskich wojsk jest niewielki, maksymalnie posunąłby się 20-50 km w głąb Ukrainy. Po pierwsze Białorusini nie są tak sprawni, a Rosjanie pozbyliby się możliwości odwodowych.
Głównym celem ekspedycji wojsk rosyjsko-białoruskich miało by niszczenie łańcucha dostaw broni z Zachodu
Żeby móc odcinać dostawy z Zachodu, trzeba byłoby wejść głębiej na Ukrainę. I móc "razić" linię zaopatrzenia z artylerii, a której to artylerii, pociski sięgałyby celu do ok. 40 km. Na razie Rosjanie próbują to robić przy pomocy lotnictwa, ale robią to używając broni, która nie jest do tego przeznaczona czyli hipersonicznych Kindżałów i Radug – pocisków samosterujących. Ta broń nie służy do atakowania pociągów czy magazynów amunicji, ale do celów o strategicznym znaczeniu, np. silosów broni jądrowej, miejsc rozpoznania elektronicznego, bunkrów dowodzenia. Rosjanie nie dominują w powietrzu, bo pociski są odpalane z bardzo dużej odległości. Gdyby mieli przewagę, ich loty miałyby miejsce nad Lwowem i uderzaliby w stacje kolejowe oraz węzły komunikacyjne. A tego nie robią.
Odpór ze strony Ukraińców były również błyskawiczny. Nie zapominajmy bowiem o tym, że gros ich sił nadal stacjonuje na zachodzie kraju
Ukraińcy są tam przygotowani bardzo dobrze taktycznie. Na tamtym kierunku występują "bardzo wąskie gardła" do przemieszczania się tylko po drogach. Ukraińska taktyka – czyli nasycenie sprzętem ręcznym przeciwlotniczym, czyli działającym na samoloty szturmowe, śmigłowce, a także sprzętem przeciwpancernym i rozpoznaniem, przy wsparciu NATO i USA – dla wojsk rosyjsko-białoruskich mogłaby oznaczać ogromne straty.
Z wojskowego punktu widzenia, prowadzenia operacji, straty wśród żołnierzy mają dla Putina jeszcze znaczenie?
Rosyjska propaganda zrobi wszystko, by nie podawać prawdziwych danych. Ale dla dowódców mają one ogromne znaczenie. Powiedzmy, że ok. 10 tysięcy rosyjskich żołnierzy zginęło, a rannych może być ok. 3 razy więcej. Putin ma więc wyłączonych minimum ok. 30-40 tys. żołnierzy, którzy uczestniczyli w boju. To wyrwa, której się szybko nie zasypie. A 10 tysięcy zabitych Rosjan to więcej niż stracili Amerykanie przez 20 lat w Afganistanie.
Pytanie czy armia ukraińska wytrzyma napór Rosjan. Czy ma odpowiednią liczbę żołnierzy. A także czy poradzi sobie pod kątem zaopatrzeniowym i logistycznym?
Nie martwiłbym się o zasoby osobowe wśród Ukraińców. Mają oni do dyspozycji nadal sporo ludzi przeszkolonych i gotowych do walki. Bardziej bym się martwił o broń, amunicję, paliwo i finanse. Putin nie odpuści do momentu, w którym, np. dowódcy jego armii zaczną w swoich meldunkach mu się opierać. Szybciej obwieści w Rosji, że przejął kolejne prorosyjskie terytoria, ustanowi republikę mariupolską i chersońską i zrobi tam quasi-wybory. Optymistycznie patrząc, jeśli nastąpi jakiś zwrot w podejściu Putina, to wojna w Ukrainie może zakończyć się w ciągu trzech miesięcy. Jeśli nie, to mamy rok walczenia, a może nawet i trzy lata.
Bardziej obawiam się sytuacji, że Putin - będąc przyparty do muru, przegrywający wojnę z Ukrainę i bez sił wewnątrz Rosji, które mogłyby odsunąć go od władzy - namówi ministra Siergieja Szojgu i wojsko, do użycia broni masowego rażenia. Obym się mylił.