Putin przenosi broń nuklearną na Białoruś. "Bardzo mocne zagrożenie"
Władimir Putin po raz kolejny wykorzystuje szantaż nuklearny wobec Zachodu. W wywiadzie zapowiedział, że umieści taką broń na Białorusi. Magazyn na nią - według dyktatora - będzie gotowy do 1 lipca. - Łukaszenka marzył, by ta broń wróciła - mówi w rozmowie z WP Paweł Łatuszka, białoruski opozycjonista, a w przeszłości minister kultury.
W sobotę prezydent Rosji Władimir Putin udzielił wywiadu telewizji Rossija 24, w trakcie którego stwierdził, że Rosja planuje rozmieszczenie taktycznej broni jądrowej na terytorium Białorusi. - Proces ten odbędzie się bez naruszania postanowień układu o redukcji zbrojeń ofensywnych - stwierdził rosyjski dyktator.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapowiedź Putina potępiła Międzynarodowa Kampania na rzecz Zniesienia Broni Nuklearnej. - Dopóki prezydent Putin ma broń nuklearną, Europa nie może być bezpieczna - stwierdził Daniel Hoegsta, tymczasowy dyrektor wykonawczy Międzynarodowej Kampanii na rzecz Zniesienia Broni Nuklearnej, którego cytował "The Guardian".
Po ogłoszeniu rosyjskiego dyktatora oświadczenie wydał Departament Obrony USA. - Nic nie wskazuje na to, by Rosja przygotowywała się do użycia broni jądrowej - ogłosili Amerykanie.
"Jedna z ostatnich prób Rosji wykorzystania tego rodzaju nacisku"
Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że "siła odstraszająca broni atomowej jest, jak widzimy na doświadczeniach Ukrainy, tak skonstruowana, że nie da się wymusić na Zachodzie reakcji czy strachu, który mógłby wymusić cofnięcie działań". - To nie działa - zaznacza ekspert.
- To jedna z ostatnich prób Rosji wykorzystania tego rodzaju nacisku. Widać, że broń jądrowa jest niestosowalna, przynajmniej w porządku międzynarodowym - podkreśla.
Jak dodaje, rosyjskie rakiety i głowice nuklearne znalazły się w Kaliningradzie jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. - Nic z tego nie wynikało - podkreśla. Jak ocenia, "rozmieszczenie broni na terenie Białorusi będzie nieco komplikowało sytuację dla Paktu Północnoatlantyckiego, a przede wszystkim dla Polski i państw bałtyckich". - Dotychczas to zagrożenie było z jednej strony, czyli z Kaliningradu, a teraz może być z dwóch kierunków - zaznacza.
Przypomnijmy, że już na początku lutego 2018 roku Rosja przetransportowała do obwodu kaliningradzkiego kompleksy rakietowe Iskander, zdolne przenosić głowice jądrowe. Już wtedy Paweł Luzin, rosyjski specjalista ds. bezpieczeństwa i stosunków międzynarodowych, założyciel i szef firmy badawczej Under Mad Trends, mówił na łamach "Gazety Wyborczej", że obecność Iskanderów w obwodzie kaliningradzkim nie tylko "szantażuje" europejskich członków NATO, ale też daje Moskwie instrument do podbijania stawki w wojenno-politycznym konflikcie z Zachodem.
- Wszystko to jest działaniem propagandowym, kolejną grą Putina na to, by spróbować nacisnąć na Zachód i grać na swoje społeczeństwo, by wzmocnić przekaz. Nie sądzę, by to zmieniło realnie stopień zagrożenia - ocenia prof. Boćkowski.
"Bardzo mocne zagrożenie"
Paweł Łatuszka, białoruski opozycjonista, a w przeszłości minister kultury, w rozmowie z Wirtualną Polską ocenia, że plany Putina to "kolejne, bardzo mocne zagrożenie w stronę Ukrainy i Polski". - To zagrożenie dla suwerenności i niepodległości Białorusi. Oznacza to bowiem większy kontyngent sił rosyjskich, które będą chroniły obiekty z bronią nuklearną - mówi.
- Alaksandr Łukaszenka, kiedy objął fotel prezydencki, powiedział, że historycznym błędem pierwszego kierownictwa Białorusi było wyprowadzenie broni jądrowej z terytorium tego kraju. Łukaszenka marzył, by ta broń wróciła. Chciał mieć mocną pozycję w polityce zagranicznej. Uważał, że daje to też dodatkową ochronę przed wprowadzeniem sankcji czy restrykcji wobec Białorusi - dodaje nasz rozmówca.
Jak podkreśla, "Łukaszenka jest żołnierzykiem jądrowym dla Putina". - Putin go wykorzystuje, ale z woli Łukaszenki. Nie ma tu przymusu czy przemocy. Kiedy Putin mówi publicznie, że białoruski dyktator o to prosił, ma rację - mówi.
- Trzeba już teraz działać, wprowadzać mocne, uderzające sankcje. Łukaszenka już powinien to odczuć. Musi być zwiększona presja wobec reżimu białoruskiego - dodaje.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski