Tej współpracy boją się wszyscy. Zdjęcia obiegły cały świat
Kreml po inwazji na Ukrainę stracił wielu międzynarodowych partnerów, dlatego Putin chce zbudować nową "oś zła". Zbierając populistów, autokratów i dyktatorów ma nadzieję na stworzenie sojuszu, który pozwoli mu na wygraną w przeciągającej się wojnie.
Podczas dorocznego szczytu BRICS, którego nazwa pochodzi od pierwszych pięciu państw członkowskich organizacji: Brazylii, Rosji, Indii, Chin i Republiki Południowej Afryki, Putin starał się zawiązać nowe sojusze. W 2024 roku pełnoprawnymi członkami organizacji zostały Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt, Etiopia i Iran. Już po październikowym szczycie nowymi partnerami BRICS stała się Algieria, Nigeria i Uganda, a dziewięć innych krajów złożyło wnioski o przyjęcie.
Rosyjski dyktator potrzebował takiego symbolu na arenie międzynarodowej. Federacja Rosyjska od 2022 roku systematycznie traci kolejnych sojuszników, którzy dotąd byli jej tradycyjnymi stronnikami. Od Kremla zaczęły się odsuwać choćby kraje Azji Środkowej – Uzbekistan i Kazachstan, które stwierdziły, że nie są zainteresowane pogłębianiem współpracy z Rosją. Rozczarowana jest także Armenia: uważa, że została oszukana przez Kreml, który był gwarantem pokoju w Górskim Karabachu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Żołnierze Kima nagrani w Rosji. Mają walczyć w Ukrainie
W dodatku rosyjski przemysł traci klientów nawet wewnątrz BRICS, który miał być przede wszystkim sojuszem gospodarczym, opartym na wzajemnych korzyściach. Tymczasem współzałożyciele organizacji – Brazylia i Indie – zrezygnowali z zakupów broni i wyposażenia w Rosji, wykazując zainteresowanie zachodnioeuropejskim sprzętem.
Putinowi pozostał niewielki wybór, bo potrzebuje aktywnych sojuszników, którzy są w stanie pomóc militarnie i gospodarczo, a nie – jedynie cichych, pomagających politycznie, jak Chiny, Serbia, Węgry czy amerykańscy Republikanie.
Chiński szpagat
Ciekawym przypadkiem jest Państwo Środka, które z jednej strony dba o relacje gospodarcze z Zachodem, a z drugiej – wspiera Rosję na arenie międzynarodowej. Rosja i Chiny zacieśniły swoje więzi gospodarcze i wojskowe, pomimo nacisków ze strony państw zachodnich, aby Chiny przyłączyły się do potępienia inwazji.
Światowe sankcje wobec Rosji są na rękę Chinom, które dzięki temu kupują znacznie tańsze surowce energetyczne. Od rozpoczęcia wojny eksport rosyjskiego węgla i ropy naftowej do Chin uległ podwojeniu. W ubiegłym roku wymiana handlowa między oboma państwami wyniosła 240 mld dolarów. Z drugiej strony kraje zachodniej Europy i USA są największymi rynkami zbytu dla chińskich produktów. Pekin stara się zachować równowagę z większą życzliwością w stosunku do Moskwy.
Tak działo się w 2023 roku, kiedy Pekin starał się kreować na potencjalnego mediatora. W styczniu ubiegłego roku opublikowano nawet dokument "Stanowisko Chin w sprawie politycznego rozwiązania kryzysu na Ukrainie", który miał być planem pokojowym.
Zachód i Ukraina potraktowały go jednak bardzo powściągliwie. Pomijał bowiem kwestie wycofania rosyjskich wojsk z terenów Ukrainy, a wspominał jedynie o "poszanowaniu suwerenności, gwarancjach niepodległości i integralności terytorialnej wszystkich krajów". Ponadto chińskie propozycje zbiegły się w czasie z chińsko-rosyjskimi rozmowami o współpracy wojskowej i "referendami", które wg kremlowskiej propagandy zdecydowały o "przyłączeniu" okupowanych ukraińskich obwodów do Federacji Rosyjskiej.
Pekin zaprzeczył, że sprzedaje Rosji broń i faktycznie nie ma na to dowodów. Dostarcza za to pojazdy: samochody ciężarowe i terenowe oraz motocykle, które rosyjska armia wykorzystuje na froncie ukraińskim. Z Chin pochodzą także silniki bezzałogowców uderzeniowych, środki łączności i lekkie drony.
Korzystny sojusz
To, jak bardzo Putin jest zdesperowany w poszukiwaniu sojuszników, którzy wsparliby go materiałowo w prowadzonej wojnie, widać po jego wizytach zagranicznych. Jeszcze dwa lata temu niewyobrażalne było, aby odwiedził Pjongjang czy Hanoi. Nie były to stolice, które liczyłyby się dla Kremla. Sytuacja jednak się zmieniła.
W tym roku Putin odwiedził m.in. Chiny, Uzbekiskan, Wietnam, Turkmenistan, gdzie spotkał się z prezydentem Iranu Masudem Pezeszkijanem, oraz Białoruś i Koreę Północną. Wszystkie te kraje nie uznały międzynarodowych sankcji i decyzji Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze o aresztowaniu Putina.
O ile cztery pierwsze państwa postanowiły nie udzielać pomocy zbrojnej, tak pariasi światowej polityki upatrzyli w tym szansę, aby zacieśnić stosunki gospodarcze i uzyskać wsparcie Kremla na arenie międzynarodowej. Jest to istotne zarówno dla Iranu, jak i Korei Północnej, których gospodarki dotknięte światowymi sankcjami są zacofane technologicznie. Współpraca z Rosją pozwoli im się rozwinąć.
Oba kraje liczą przede wszystkim na przekazanie technologii i wiedzy w zakresie projektowania i budowy międzykontynentalnych pocisków balistycznych mogących przenosić głowice nuklearne. Dużym zainteresowaniem cieszy się także lotnictwo i współpraca wywiadowcza, zwłaszcza wywiad gospodarczy.
Współpraca, która Pekinowi się nie podoba
Na razie Putinowi udało się zwerbować jedynie dyktatorów podobnych sobie. Nawet państwa, które nie uznają sankcji i wykazują się życzliwą neutralnością, nie chcą podążać ich śladem. Ciężko mu znaleźć sojuszników, którzy wspieraliby go w otwarty sposób. Próbował w dawnych środkowoazjatyckich republikach radzieckich. Próbował w Wenezueli, gdzie wspiera autorytarnego prezydenta Nicolasa Maduro. Wszędzie odprawiano go z kwitkiem.
Na razie niewiele wyszło ze "stworzenia nowej eurazjatyckiej architektury współpracy, niepodzielnego bezpieczeństwa i rozwoju", jak nazwał nowy projekt Putin, choć Zachód z lekkim niepokojem patrzy na rosnącą polaryzację w krajach rozwijających się. Czy Putinowi uda się zbudować nową oś zła? Wiele zależy od tego, jaką rolę zdecydują się przyjąć Chiny. W Pekinie myślą bardzo pragmatycznie, stąd ciągłe umizgi Kremla.
Stosunkom Rosja-Chiny na pewno nie pomaga zbliżenie pomiędzy Putinem i Kim Dzong Unem. Pekin obawia się wzrostu rosyjskich wpływów w Korei Północnej. Długoterminowe konsekwencje tej współpracy mogą doprowadzić do wzrostu zdolności militarnych KRLD. Konsekwencją byłoby zmuszenie Amerykanów do jeszcze większej obecności wojskowej w regionie, a to już wprost może zagrozić interesom Pekinu.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski