Pseudonim "Żurnalist". Reportaże Ołeksandra Machowa z pierwszej linii frontu
Przyciskasz się do ziemi jeszcze mocniej. Ryjesz nogami zamarzły grunt, szukasz najmniejszego zagłębienia. Chcesz żyć – relacjonował wprost z okopów Ołeksandr Machow. Ukraiński dziennikarz zginął w wieku 36 lat. Publikujemy fragmenty jego tekstów.
"Próbuję zrozumieć, jak znalazłem się w tym momencie mojego życia. Co poszło nie tak? Kilka miesięcy temu po raz pierwszy wziąłem do rąk karabin maszynowy.
Wieczorem mówię chłopakom, że w ogóle nie powinno mnie tu być. Jeszcze niedawno nosiłem eleganckie spodnie, marynarkę i nagrywałem wywiady z prezydentem. Wożono mnie służbowym autem.
Chłopaki rżą jak konie. Śmieję się razem z nimi. Jemy tuszonkę prosto z puszek. Zamiast mięsa same skórki.
Żurnalist - mówi jeden z nich. - Czy naprawdę jesteś dziennikarzem?"
***
6 czerwca w Ukrainie obchodzono Dzień Dziennikarza. Radości nie było. Były łzy. W ciągu czterech miesięcy rosyjskiej inwazji życie straciło 32 pracowników mediów. Wśród nich - Ołeksandr Machow.
W 2014 roku Machow nie powinien znaleźć się na froncie. Pojechał, choć nie musiał - wezwanie do wojska nigdy nie dotarłoby na jego adres zameldowania w rodzinnym Ługańsku.
"Jako korespondent wojenny zjeździłem całą linię frontu. W pewnym momencie poczułem, że nie wystarczy po prostu kręcić materiały. Chciałem pomoc chłopakom. Choć do wojny żadnego powiązania z wojskiem nie miałem" – powie kilka lat później w jednym z wywiadów.
W 2015 roku wstąpił do wojska. Otrzymał pseudonim "Żurnalist", czyli po ukraińsku dziennikarz. Przez 14 miesięcy służył w 57. Oddzielnej Brygadzie Piechoty Zmotoryzowanej. Był strzelcem.
Po powrocie wrócił do dziennikarstwa. Prowadził też bezpłatne szkolenia dla korespondentów wojennych. Powtarzał: "Wojna zawsze będzie ze mną. Zawsze obok. O niczym nie chcę zapominać".
24 lutego 2022 roku, kiedy Rosja napadła na Ukrainę, Machow, jako korespondent państwowej telewizji "Dom" i "Ukraina", mógł odroczyć powołanie do wojska. Nie chciał. Pierwszego dnia inwazji stawił się w biurze poborowym.
Trafił na front pod Iziumem w obwodzie charkowskim. 4 maja zginął podczas rosyjskiego ostrzału. Zostawił narzeczoną - również dziennikarkę - Anastazję Błyszczyk i nastoletniego syna Władysława.
Rok 2016
- Jesteś gotów strzelać do ludzi?
Niewyspany i nieogolony mężczyzna w brudnym "pikselu" [wojskowy kamuflaż – red.] patrzy na mnie sceptycznie. W zębach trzyma papierosa, na ramieniu karabin maszynowy. W dłoniach ma kubek kawy. Jest moim dowódcą.
Stoimy na zrujnowanym podwórku. Przyfrontowa wieś w obwodzie donieckim. Ściany budynku za plecami dowódcy są roztrzaskane przez artylerię. Okna zastawione workami z piaskiem. Na zewnątrz stoi jakiś kredens, szyby powybijane. Dookoła walają się rozrzucone kule, łuski, fragmenty pocisków dużego kalibru.
"Czy jesteś gotowy strzelać do ludzi?". To pewnie najgorsze pytanie, jakie może usłyszeć człowiek. Jeszcze straszniejsza jest odpowiedź: "Po to tu jestem".
Dowódca z obojętnością przyjmuje moje słowa. Zaciąga się papierosem i wypuszcza dym w kierunku nieba. Krótkofalówka na jego kamizelce syczy od meldunków z pozycji:
- Ćśś. Ćśś.
Poprzedni strzelec maszynowy został ranny odłamkiem granatu i ewakuowany do szpitala. Ja, cywilny dziennikarz, zmobilizowany kilka miesięcy temu, zostałem wysłany na jego miejsce.
– W końcu będziemy mieli strzelca – mówi dowódca.
Wstydzę się – nie wiem, jak mu wytłumaczyć, że nigdy w życiu nie strzelałem z karabinu maszynowego.
Pada lekki deszcz. Delikatnie puka w ubranie. Gdzieś w oddali słychać strzały z pozycji separatystów. Dookoła brud. Brud na nogach, na ubraniach. Brud tak mocno wżarł mi się w ręce, że patrząc na nie, myślę, że nigdy ich nie odmyję. Patrzę na linię losu na mojej dłoni i widzę tylko czarną linię.
***
Niektórzy dziennikarze myślą, że skoro spędzili noc w okopach, znaleźli się pod ostrzałem, to poczuli istotę wojny. Też tak myślałem.
Kiedy szedłem na wojnę jako żołnierz, byłem przekonany, że wiem, co mnie czeka. Widziałem przecież okopy, żołnierzy, ich codzienność.
Byłem w błędzie.
Jako dziennikarz miałem świadomość, że mogę zginąć. Przyleci kula albo mina. Ale też miałem w sobie spokój. Byłem z kamerzystą, otaczali mnie wojskowi. Kiedy trafiłem do okopów jako żołnierz, szybko uświadomiłem sobie, że "możesz zginąć" zmienia się w "chcą cię zabić". Zniszczyć jako jednostkę bojową. Ostro odczuwałem tę różnicę.
***
Z podwórza wiejskiego domu wyskakuje grupa żołnierzy. Jeden po drugim, na wyciągnięcie ręki. Mają pochylone głowy, nogi na wpół zgięte. Kule tną ciemność. Żołnierze wskakują do okopu. Biegną wąskim rowem. Pod nogami lepkie grzęzawisko - mokry czarnoziem, glina i piasek. Obok wybucha granat. Pociski z AGS [automatyczny granatnik - red.] są ułożone w stos. Żołnierze biegną dalej, uderzają ramionami o ściany okopu.
Słychać salwy haubic. Jedną, potem drugą. Pozostaje tylko biec i czekać na "przylot". Od strony "zielonki" [w wojskowym slangu las, krzaki – red.] dochodzi długi stukot karabinu maszynowego. Stop. Zatrzymaj się. Pochyl się do ziemi. Powietrze nad głową przecina strzał z RPG [ręczny granatnik przeciwpancerny – red.]. A oto przeloty min. Jedna, druga. Ziemia spada na głowę. Żołnierze znów biegną. Okopy, zakręty, zygzaki. Część odrywa się od głównej grupy – zmiana na stanowiskach. Część biegnie dalej. Kolejne rozerwanie granatu. Długa seria z karabinu maszynowego. Świszczą kule. I eksplozje, eksplozje, eksplozje.
Telefon wibruje w kieszeni spodni. Gdzieś pośród tego piekła urządzeniu udaje się złapać zasięg. Jedna po drugiej przychodzą wiadomości tekstowe. "Zadzwoń, jak będziesz mógł", "Jestem już w domu", "Jak tam?"
***
Przeczytam je znacznie później. A teraz musimy dobiec do posterunku. W środku fortyfikacji żołnierze w biegu przekazują informacje - punkty orientacyjne, rodzaje broni i kierunki ostrzału. Pod stopami dzwonią gilzy.
- Nastawiłeś czajnik?
- Nastawiłem.
- Czy w piecu się pali?
- Pali się.
Na chwilę wszystko się uspokaja. W ciemnościach majaczą kontury przedmiotów. Zmęczone oczy skanują okolicę: pocięte odłamkami drzewo, betonowy słup elektryczny, zniszczony budynek, biały worek na podwórzu. Gdzieś zaczyna trajkotać DSzK [wielkokalibrowy karabin maszynowy – red.]. Słychać kliknięcia – z granatnika podwieszanego wyfruwają granaty. I wszystko zaczyna się od nowa. Krótkofalówka syczy - "gaś ich", a w odpowiedzi - "już działam".
Rok 2021
Dziś moja mama kończy 65 lat.
Nie mogę jej przytulić, pocałować i życzyć wszystkiego najlepszego. Rozdzieliła nas długa linia okopów, punktów kontrolnych, stanowisk ogniowych i snajperskich.
Ostatnie siedem lat relacja z mamą to naelektryzowane pole.
Ona popiera okupację [Ukrainy – red.] i żyje w okupacji. Ja - nienawidzę Rosji. Jej mąż, mój ojczym - walczył po stronie LNR. Ja - w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Ona - uważa Ukrainę za banderowski stan Ameryki. Ja - LNR za organizację terrorystyczną, którą sztucznie stworzyła i utrzymuje Moskwa.
Każdy telefon to spacer po polu minowym.
- W jakim batalionie karnym służysz?
To jest ten sam głos, który powinien był zapytać, czy jadłem dzisiaj obiad. Czy jest mi ciepło.
- Przecież wchodzicie do wsi, gwałcicie kobiety, prawda?
W ciągu siedmiu lat widzieliśmy się dwukrotnie, na terytorium kontrolowanym przez Ukrainę. Nie mogę pojechać do Ługańska, bo na mnie, jako byłego żołnierza Sił Zbrojnych Ukrainy na mocy "prawa" LNR czeka dożywocie.
Ale w Ługańsku wciąż są prawdziwi przyjaciele i patrioci, którzy potrafią przeprowadzić na tyłach wroga małą, miłą operację specjalną, aby ukraiński "zbir" mógł złożyć swojej matce życzenia.
Rok 2022
22 lutego
(Po orędziu Putina, w którym zapowiedział uznanie niepodległości marionetkowych Donieckiej Republiki i Ługańskiej Republik Ludowych).
Co ja teraz odczuwam jako przesiedleniec i weteran?
Teraz na pewno nie wrócę do domu - do Ługańska. A mój dom - Ługańsk - nie wróci do Ukrainy. Teraz moja mama zostanie po drugiej stronie linii frontu.
Spustoszenie. Wydaje się, że wszystko poszło na marne, śmierć moich braci, śmierć kilku tysięcy ukraińskich żołnierzy, śmierć tysięcy cywilów.
Beznadzieja. Co dalej? Czy to już wszystko? Nie będziemy wyzwalać? Pogodzimy się z tym?
Gniew. Na prezydenta Zełenskiego. Jaki do cholery format normandzki? Jakie do cholery Memorandum Budapesztańskie? Rada Bezpieczeństwa ONZ? Nikt nie przyjdzie ratować twojego kraju. Prezydent sąsiedniego państwa pogwałcił wszystkie przepisy prawa międzynarodowego i wprowadza swoje wojska do twojego kraju. Masz możliwość podjąć historyczną decyzję. Musisz mieć jaja! Ukraina teraz jest jak nigdy zjednoczona i gotowa do walki. Tysiące weteranów w całym kraju czekają na mobilizację po ogłoszeniu stanu wojennego.
Nienawiść. Do Putina, któremu życzę śmierci. On się nie zatrzyma - chce całej Ukrainy.
Rozczarowanie. Wszystkimi europejskimi przywódcami, którzy wyrażają "zaniepokojenie" i trzymają tyłki w ciepłych biurach Paryża i Berlina. Którzy nas opuścili. Teraz ich broń pokrywa się kurzem w magazynach. Potrzebowaliśmy jej w 2014 roku, a nie w 2022 r.
Siła. Do walki. Nie jest za późno. Oddziały w Donbasie są gotowe do walki i odzyskania naszych ziem.
Może się mylę i jestem zbyt emocjonalny.
Chciałbym się mylić.
24 lutego
Jestem weteranem oraz rezerwistą i idę na wojnę.
Nadszedł czas wojny wyzwoleńczej.
Będę walczył i zabijał - ilu się da.
Służę narodowi ukraińskiemu!
11 marca
Przyciskasz się do ziemi jeszcze mocniej. Ryjesz nogami zamarzły grunt, szukasz najmniejszego zagłębienia. Chcesz żyć. Każdy, nawet najmniejszy pagórek, za którym można się schować, wydaje się solidnym ukryciem.
Teraz już rozpoznaję ten nieznośny dźwięk, kiedy bombowiec schodzi do ataku. Śmierć – to podła bestia. Tracić braci, z którymi dzielisz jedną rację – ciężko. Bohaterowie umierają.
Pomścimy was bracia!
23 marca
Tu, na wojnie, powróciło uczucie braterstwa. Już zapomnianego od czasu zwolnienia z wojska.
Tutaj wszystko jest wspólne. Na ogniu grzeje się dzbanuszek z herbatą. Wszyscy po kolei z niego piją. Papierosy, jeśli się skończą, palimy na dwóch, trzech, czterech. A jednego snickersa można podzielić na cały pluton.
Absolutne braterstwo.
Ludzie, z którymi w zwykłym życiu raczej nie spotkałbyś się, tu stają się najbliższymi. Gotowi w każdej chwili wyciągnąć czarną od brudu dłoń.
"Weź to, bracie, no co ty!"
Dostałem hełm od naszego "300" [ładunek 300 – ranny żołnierz – red.]. Dzięki, stary. Musimy iść do ataku.
5 kwietnia
(Nagranie, które Machow z frontu przesłał do swojej narzeczonej)
Anastazjo Błyszczyk, nadszedł czas podjęcia odpowiedzialnych decyzji!
Jesteś największą miłością mojego życia. (Huk artylerii). Jesteś dla mnie oparciem w ciężkich chwilach. Jestem pewien, że będziemy razem szczęśliwi. Chcę z tobą spędzić resztę życia, tak bardzo cię kocham.
Niestety nie mam teraz obrączki. Ale mam zawleczkę od granatu. [Machow klęka na jedno kolano).
Chcę, żebyś została moją żoną. Wyjdź za mnie!
11 kwietnia
RPG zapala pierwszy budynek. Krótkimi seriami walę z karabinu maszynowego. Wchodzimy na podwórko. Żołnierz bierze granat, żeby wrzucić go do piwnicy: - Wychodzić, skurwysyny! Ręce w górę!
Wychodzą. Przestraszeni babcia i dziadek.
Odwraca się do mnie z tym granatem: - Pierdolę, prawie rzuciłem.
Podbiegam do naszego snajpera.
– Zobacz – mówi. Hełm ma z boku przestrzelony na wylot.
Zmuszamy grupę dywersyjną do odwrotu. Teraz prowadzimy bój dom w dom.
- Dziennikarz, tu jest zajebiste miejsce dla pokemona [w wojskowym slangu zmodernizowany karabin maszynowy Kałasznikowa, w skrócie PKM – red.].
Wlatuję do ceglanego kurnika i przez dziurę w ścianie wypuszczam serię z karabinu.
- Strzelec, napierdalaj!
Znowu pracuję krótkimi seriami. Cofam się i przyciskam plecami do ściany kurnika.
Młody wkłada granat do lufy, oddaje strzał i od razu pada na ziemię. Patrzę mu w twarz. "200" [ładunek 200 – martwy żołnierz – red.].
W tej samej chwili do kurnika wpada granat. Wirują cegły i części dachu. Przez chwilę myślę, że zostałem całkowicie zasypany odłamkami. W szoku podrywam się na równe nogi. Część ściany ocalała. Znowu siadam.
Pięć metrów ode mnie reszta grupy prowadzi ostrzał z letniej kuchni. W odpowiedzi kryją nas gęstym ogniem. Nie możemy się ruszyć. Snajper cyka. Ich strzelec maszynowy nie pozwala nam zbliżyć się od strony pola.
Ulicą nadjeżdża czołg. Strzela z odległości dziesięciu metrów. Rozpierdala dom, za którym się ukrywamy. Odjeżdża. Dookoła dym, wszystko się pali.
Próbuję ocenić rozmiary kontuzji. Czuję ból w ramieniu, ale nie krwawię. Rozglądam się.
Kurwa, przeżyliśmy ostrzał czołgu.
Pod osłoną dymu cofamy się o krok. Próbujemy zniszczyć ich gniazdo z RPG. Nie udaje się.
Zapada noc. Krótkie wymiany ognia. Wystrzeliwują dwie race sygnałowe.
O świcie zaczyna się ostrzał moździerzowy. Słychać huk sprzętu. To na ulicę wjeżdżają cztery czołgi i zaczynają wszystko równać z ziemią.
Mam karabin maszynowy, karabinek i granat. Dwóch chłopaków obok mnie ma jeszcze mniej.
Wycofujemy się we trójkę.
Za plecami ostrzał. Nadlatują samoloty. Obok spada pocisk wystrzelony z czołgu.
Wydaje się, że jednemu z chłopaków oderwało rękę. Bandażujemy to, co zostało. "300".
Patrzę na płonącą wioskę. "Grad" kryje okolicę. Zbieramy szczątki grupy. Chcę palić, ale papierosy się skończyły.
23 kwietnia
Pytacie: "Co u ciebie?"
- Dobrze, że wyszedłem się wysikać. Obracam się, a tam czołg. Skurwysyny! Wziąłem amerykański RPG. A może brytyjski? I pieprznąłem go w bok. Zapalił się, zaczął cofać.
Co u ciebie?
- Przyleciał pocisk wystrzelony z czołgu. Odwracam kolegę. Zamiast brzucha ma ogromną dziurę. To koniec.
Co u ciebie?
- Ze Stugny [ukraiński system rakiet przeciwpancernych – red.], wyobraź sobie! Strzeliłem z pieprzonej Stugny i oderwałem wieżyczkę [czołgu]. Rozumiesz?! Jeden [żołnierz] upadł. A drugi usiadł obok niego. Jeszcze raz strzeliłem. I po drugim [żołnierzu].
Co u ciebie?
- Becha [w slangu bojowy wóz piechoty – red.] znów atakuje. Mówię do rannego - pomagaj ciągnąć siebie, kurwa, ruszaj nogami, tylko ręce masz ranne. Jest ciężki, nie wyrabiam. Widzę nasz transporter opancerzony. Rzucam rannego. Macham rękoma. Stawaj, kurwa! W środku spalone trupy.
Co u ciebie?
- Widziałem go w oknie. Brodaty. Facet. Lat 30-35. Położyłem go. Klik i opadł do tyłu.
Co u ciebie?
- Widzisz? Patrz! Nie ma magazynków. Wyobraź sobie, pieprzony odłamek zmiótł je. A ja myślałem czemu tak łatwo mi iść. Patrzę, a magazynków już nie ma. Patrzę na nogę, a tam krew. Myślałem, że moja. A była kolegi. Wyobraź sobie, pieprzony odłamek zmiótł mi magazynki!
Co u ciebie?
- Kurwa, dziennikarzu, jak się cieszę, że cię widzę. Żywym.
30 kwietnia
W pobliżu Iziumu moja uparta jednostka Sił Zbrojnych odparła szturm armii rosyjskiej. Rosjanie atakowali po długim ostrzale artyleryjskim - czołgami w ilości co najmniej 10. Bechami z piechotą. Helikopterami.
Chłopi, brygadziści, kucharze gaszą "drugą armię świata".
Chcę, żebyście byli dumni z naszej armii.
Walczymy za nasz kraj. Za nasz dom.
Wierzcie w Siły Zbrojne Ukrainy.
5 maja
Wołodymyr Zełenski: "Dzisiaj zacznę od historii pewnego człowieka. Ołeksandra Machowa – znanego dziennikarza. Może widzieliście jego komentarze, jego posty. Zawsze taki był - z własnym stanowiskiem. Patriotyczny i szczery. I zawsze bez próżności. I zawsze był wśród najodważniejszych. Zawsze pracował w najgorętszych miejscach. Starał się zrobić prawdziwy materiał. Mocny materiał.
W 2017 roku jako pierwszy ukraiński dziennikarz pojechał na naszą stację badawczą na Antarktydzie. Nie bał się, gdy przyszedł koronawirus. Od pierwszego dnia wojny na pełną skalę był na froncie.
Pochodził z Ługańska. Dla niego ta wojna miała osobiste znaczenie. Ołeksander Machow zginął w obwodzie charkowskim, w bitwie pod Iziumem. Miał 36 lat. Niech jego syn Władysław wie: Rosja odpowie za jego śmieć. Zdobędziemy dla Ukrainy zwycięstwo. Jestem pewien, to było marzeniem Ołeksandra. Spełnimy je.
Wieczna pamięć jemu i wszystkim bohaterom, którzy oddali życie za Ukrainę!".
***
Większość tekstów pochodzi z mediów społecznościowych Ołeksandra Machowa. Część tekstów publikujemy dzięki uprzejmości redakcji "Reporters". Honorarium za wykorzystane w publikacji teksty zostanie przekazane synowi Ołeksandra Machowa.
Tłumaczenie i opracowanie Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski