Przyzwoicie i po bożemu
Jak w podręcznikach szkolnych prezentuje się problematykę seksu
Katarzyna Chmielewska i Tomasz Żukowski
Jeśli gimnazjalista oznajmi, że karmienie piersią jest naturalną metodą antykoncepcji, czego dowodzą doświadczenia ludów pierwotnych, nie wolno ganić go za nieuctwo. Tę światłą myśl podsunięto mu bowiem w szkole. Kto chce sprawdzić, niech zajrzy na stronę 136. podręcznika „Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum” pod redakcją Teresy Król, wydanego przez Rubikon w Krakowie w 2001 r.
Wydawałoby się, że to już szczyt, Ministerstwu Zdrowia udało się jednak pobić wszelkie rekordy i wyprzedzić o dwie długości zarówno obecną praktykę szkolną, jak i edukacyjne plany Romana Giertycha. Reaktywowano Krajowy Zespół Promocji Naturalnego Planowania Rodziny. Jego szefem jest prof. Bogdan Chazan, znany katolicki przeciwnik aborcji. Zespół zamierza prowadzić szkolenia wśród nauczycieli oraz współpracować z kuratoriami oświaty po to, żeby w szkole uczono wyłącznie tzw. naturalnych metod planowania rodziny. Były premier Marcinkiewicz, zapytany o plany resortu zdrowia, stwierdził, że w demokratycznym kraju „istnieje możliwość informowania o wszystkich sprawach dozwolonych przez prawo, także dotyczących antykoncepcji”. Czy rzeczywiście o wszystkich? Plany Ministerstwa Zdrowia oznaczają, że ukrytą indoktrynację, z którą mamy dzisiaj do czynienia w polskich szkołach, zastąpi indoktrynacja jawna. Zamiast mówić o antykoncepcji stronniczo, nie będzie się o niej mówić wcale. „Naturalne” metody planowania rodziny
staną się dzięki temu popularniejsze. Piekło kobiet znów się zapełni.
Publiczna szkoła wyręcza księdza
Dla rządu Hanny Suchockiej zasada neutralności światopoglądowej państwa nie była aż tak święta, a hasła budowania „społeczeństwa obywatelskiego” nie kojarzyły mu się z takim drobiazgiem jak szkoła wolna od indoktrynacji. W sierpniu 1993 r. minister edukacji narodowej, Zdobysław Flisowski, zamienił przewidziany w ustawie antyaborcyjnej przedmiot „wiedza o życiu seksualnym człowieka” na „wychowanie do życia w rodzinie”. Opracowano podstawę programową, która określa, jakie treści muszą się znaleźć w każdym programie nauczania i podręczniku używanym w szkole. MEN stworzyło tekst, który przypomina raczej program szkoleń katolickiej organizacji pro-life niż dokument państwowy.
Na dwóch stronach maszynopisu trzykrotnie pojawia się sformułowanie o „integralnej wizji osoby ludzkiej” oraz „integralnej wizji seksualności człowieka” polegającej na „jedności pomiędzy działaniem seksualnym a miłością i odpowiedzialnością”. Dla tych, którzy czytali prace Karola Wojtyły o etyce seksualnej, sformułowania te brzmią dziwnie znajomo. Nie na darmo jego główne dzieło na ten temat nosi tytuł „Miłość i odpowiedzialność”.
Zalecenia ministerstwa wynikają z „integralnej wizji osoby”. Szkoła ma „wspierać rozwój moralny i kształtować hierarchię wartości” ucznia. Stąd punkt „Życie jako fundamentalna wartość; szacunek dla ludzkiego życia od chwili poczęcia”. Nie chodzi tu raczej o zaznajomienie uczniów z prawem państwowym, czyli z ustawą antyaborcyjną, ale o wpajanie katolickiego systemu wartości. W języku Kościoła „szacunek do życia” oznacza nie tylko zakaz aborcji, lecz także zakaz jakiejkolwiek antykoncepcji. Słowo „życie” przywołuje cały kontekst antyaborcyjnej frazeologii. Używa się go zamiast słowa „zygota”, żeby z góry uprzedzić i zdyskredytować argumenty zwolenników antykoncepcji lub dopuszczalności aborcji. MEN odróżnia więc „naturalne metody rozpoznawania płodności” od „antykoncepcji” i zaleca omówienie ich „aspektu zdrowotnego, psychologicznego i moralnego”. Szkoda, że nie zaleca omówienia skuteczności poszczególnych metod, co bardzo przydałoby się nastolatkom. Rzekome „zdrowotne, psychologiczne i moralne” „zagrożenia”
związane z antykoncepcją to ulubiony chwyt propagandowy ruchu pro-life. Urzędnicy MEN zwracają się najwyraźniej wyłącznie do katolików, i to w ich własnym języku. O „moralnym aspekcie antykoncepcji” da się mówić tylko z perspektywy religijnej: dla agnostyka lub ateistki fakt założenia prezerwatywy czy zażycia pigułki antykoncepcyjnej nie ma żadnego znaczenia moralnego – tak jak zaplombowanie zęba. Także „psychologiczne” skutki antykoncepcji wynikają bodaj jedynie z uwewnętrznienia katolickich zakazów. Wystarczy, że mówi o nich Kościół, szkoła publiczna doprawdy nie powinna go wyręczać.
Seks jest, jak wiadomo, sprawą podejrzaną
Każdy, kto zetknął się choć przelotnie z katolicką etyką seksualną, wie, że nie chodzi w nim o przyjemność, ale o dzieci. A płodzić dzieci można tylko w nierozerwalnym małżeństwie – w rodzinie. Zmiana nazwy przedmiotu nie była więc przypadkowa. „Wartości związane z płciowością człowieka” to: „męskość, kobiecość, miłość, małżeństwo, rodzina, rodzicielstwo”. Przy okazji inicjacji seksualnej MEN zaleca omówienie „argumentów biomedycznych, psychologicznych i moralnych za inicjacją w małżeństwie”. I znów ministerstwo myli swoją rolę z rolą duszpasterza. Publicznej szkole nic do tego, czy inicjacja odbędzie się w małżeństwie, czy poza nim. To już sprawa samych zainteresowanych. Ważne, żeby młodzi ludzie mieli wiedzę, która pozwoli im świadomie i z poszanowaniem prawa działać wedle ich własnych przekonań. Muszą więc się dowiedzieć, jak nie zarazić się AIDS i jaka jest skuteczność metod antykoncepcyjnych. Trzeba im uświadomić, że nikt ich nie może do niczego zmuszać i że oni sami nie mogą zmuszać do niczego swoich
partnerów.
„Wspieranie rozwoju moralnego” dotyczy także ról płciowych i tego, co ministerstwo nazywa „identyfikacją z własną płcią”. MEN nie widzi potrzeby wprowadzenia pojęcia „orientacji seksualnej”, co sugeruje Światowa Organizacja Zdrowia. Nie ma też mowy o stereotypach związanych z płcią ani o dyskryminacji kobiet. Męskość i kobiecość są i mają być oczywiste. W paragrafie „Treści” zaleca się podanie „podstawowych informacji o rozwoju seksualnym człowieka: tożsamość płciowa – kobiecość i męskość”, a wynikiem nauczania ma być „akceptacja własnej płciowości”. Kwestię homoseksualizmu da się omówić tylko przy okazji „zakłóceń i trudności w osiąganiu tożsamości płciowej” oraz „braku akceptacji własnej płci”.
Szkoła uczniowi nie skłamie, ale...
Przy tak pomyślanej podstawie programowej trudno wyobrazić sobie dobry podręcznik. O dziwo wśród dziewięciu książek dostępnych na rynku (wedle danych zebranych przez Stowarzyszenie „Otwarta Rzeczpospolita” przy realizacji programu „Szkoła Otwartości”) co najmniej jedną można bez zastrzeżeń polecić (podręcznik Tomasza Garstki, Michała Kostrzewskiego i Jacka Królikowskiego „Kim jestem? Wychowanie do życia w rodzinie. Podręcznik z ćwiczeniami dla gimnazjum”, wydawnictwo Juka, Warszawa 2003), a w dwóch lub trzech innych dostrzec zalety, których zabrakło ministerialnej podstawie programowej. Gimnazjalne podręczniki do wychowania do życia w rodzinie raczej wprowadzają w błąd, niż uczą. Rzetelne informacje o antykoncepcji znaleźć można tylko we wspomnianym podręczniku Juki oraz w książce Alicji Długołęckiej-Lach i Grażyny Tworkiewicz-Bieniaś „Ja i Ty. Wychowanie do życia w rodzinie” (Oficyna Edukacyjna Krzysztof Pazdro, Warszawa 2000). Większość książek na różne sposoby zniechęca do używania środków
antykoncepcyjnych i skłania do stosowania tzw. metod naturalnych. Oto próbka: „metody naturalnego planowania rodziny są nieszkodliwe dla zdrowia, nic nie kosztują, mogą być stosowane przez każdą kobietę, także w czasie karmienia piersią, są proste w użyciu i skuteczne” (Marek Dziewiecki, Klaudia Kosmala i in., „Wokół nas. Wiedza o społeczeństwie. III klasa gimnazjum. Moduł Wychowanie do życia w rodzinie”, Wydawnictwo Rubikon, Kraków 2001, s. 78). Inny podręcznik wydawnictwa Rubikon wbrew elementarnej wiedzy medycznej poleca metody naturalne „szczególnie kobietom o nieregularnym cyklu miesięcznym” („Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum. Podręcznik”, pod red. Teresy Król, Rubikon, Kraków 2001, s. 124).
Nadzorować i straszyć
Przeważa strategia zniechęcania i straszenia. Akcent pada na szkodliwość i zawodność antykoncepcji. Autorzy obficie cytują ulotki pigułek antykoncepcyjnych, ostrzegając przed skutkami ubocznymi (Felicja Kalinowska, „Wychowanie do życia w rodzinie”, „Efka” Wydawnictwa Szkolne, Piła 2001; Kazimierz Szczerba, „Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie do życia w rodzinie. Podręcznik dla gimnazjum”, Wydawnictwo Graf-Punkt, Warszawa 2001). Tymczasem skutki uboczne ma każdy lek, nawet aspiryna, i nikt z tego powodu nie przestał jej używać. W książkach Rubikonu znaleźć można wręcz sugestię, że przepisywanie pigułek antykoncepcyjnych jest wykroczeniem przeciw etyce lekarskiej i przysiędze Hipokratesa, której pierwszą zasadą jest nie szkodzić. Pigułka „całkowicie rozregulowuje naturalne mechanizmy funkcjonowania organizmu kobiety. Amerykański ginekolog, dr Rudolf Vollmann, nazwał pigułkę dobrowolnie nakładanym kaftanem bezpieczeństwa, twierdząc, iż „po raz pierwszy w dziejach ludzkości posłużono się medycyną, by do takiego
stopnia zniszczyć proces fizjologiczny”. (...) Szczególne niebezpieczeństwo niesie młodym dziewczętom (...). Brutalna ingerencja w tę kształtującą się równowagę może zaowocować jej nieodwracalnym zniszczeniem” („Wędrując ku dorosłości”, ss. 144-145).
Kiedy gimnazjaliści są już porządnie nastraszeni, podsuwa się im rozwiązanie – metody naturalne. Te są przede wszystkim ekologiczne, zgodne z naturą i zdrowe. Mają również zbawienny wpływ na partnerów. Zdaniem Felicji Kalinowskiej (autorki podręcznika Efki) wspólne badanie śluzu jest okazją do „rozmów o uczuciach” i może „wpływać odświeżająco na związek”. Argument ten powtarza się w niemal wszystkich podręcznikach: „włączenie współmałżonka w proces badania płodności wpływa na zwiększenie jego odpowiedzialności i pogłębienie więzi małżeńskich” (Maria Urban, „Wiedza o społeczeństwie. Moduł: Wychowanie do życia w rodzinie. Zeszyt do ćwiczeń dla uczniów klasy III gimnazjum”, Wydawnictwo Edukacyjne Zofii Dobkowskiej Żak, Warszawa 2001, s. 20). Informacje o antykoncepcji są jednak przede wszystkim niepełne. Tylko dwa podręczniki podają wskaźnik Pearla określający skuteczność poszczególnych metod zapobiegania ciąży, tyle że książka Juki rzetelnie, a „Wokół nas” Rubikonu nie. Uczeń nie dowie się z podręczników o
postinorze dopuszczonym na polski rynek farmaceutyczny. Jeśli informacje o antykoncepcji „dzień po” w ogóle się pojawiają, to najczęściej w kontekście odrzucanych i nielegalnych w Polsce środków wczesnoporonnych („Wędrując ku dorosłości”, s. 146). Większość podręczników, wbrew zaleceniom WHO, dezawuuje skuteczność prezerwatywy w walce z AIDS. Na dziewięć książek o skuteczności prezerwatywy w zapobieganiu AIDS mówią wprost tylko trzy – wydawnictw Juka, Graf-Punkt i Pazdro. Metody naturalne przedstawiane są jako skuteczne, tanie i uczące szacunku dla partnera, podczas gdy pigułka antykoncepcyjna jest niemoralna i kosztowna, w dodatku zagraża zdrowiu i życiu. Przy tak sformułowanej alternatywie wybór pigułki lub innego środka antykoncepcyjnego dowodzi jedynie głupoty i lekkomyślności lub jest wręcz niemoralny.
Rodzina, ach rodzina
Aż cztery podręczniki dopuszczają różne modele życia i podkreślają prawo wyboru (wydawnictw Juka, Pazdro, Efka oraz Graf-Punkt). W podręczniku Juki rodzina zmienia się wraz z historią i kulturą. Instytucja rodziny nie jest w tym ujęciu wartością samą w sobie, służy raczej spełnianiu potrzeb swoich członków. Autorzy wyraźnie stwierdzają, że przemoc w rodzinie narusza podstawowe prawa jednostki, a kwestię tę omawiają jako osobny temat.
W pozostałych podręcznikach wszystkie odstępstwa od zalecanego modelu rodziny tradycyjnej są piętnowane jako niemoralne i fałszywe. Charakterystyczne, że w rozdziałach poświęconych antykoncepcji o partnerach seksualnych mówi się „małżonkowie” (powtarza się to wielokrotnie: w książkach Rubikonu, podręcznikach do II i III klasy wydawnictwa Żak, ale także w podręcznikach Efki i Wydawnictwa Krzysztof Pazdro, które skądinąd deklarują dopuszczalność różnych modeli życia). W podręczniku wydawnictwa Żak czytamy np.: „aby życie seksualne człowieka przybrało ludzki wymiar”, trzeba „pozostawać w stałym związku (usankcjonowanym aktem małżeństwa)” (ss. 23-25). Z twierdzenia tego jasno wynika, że kontakty seksualne poza instytucją małżeńską urągają godności ludzkiej. W podręcznikach Rubikonu seks pozamałżeński powoduje „rany psychiczne, moralne i społeczne” („Wokół nas”, s. 90). „Współżycie seksualne jest odpowiedzialne tylko między tymi osobami, które potrafią zagwarantować dojrzałe rodzicielstwo oraz zapewnić właściwe
wychowywanie dzieci. Warunki te mogą spełniać jedynie osoby, które trwają w nierozerwalnym związku małżeńskim” („Wokół nas”, s. 41). A ja jestem taka mała...
Tradycyjny model rodziny idzie w parze ze stereotypami płci. Lektura „Wokół nas” Rubikonu pouczy gimnazjalistę, że „dziewczęce serce jest głodne miłości” (s. 81), podczas gdy mężczyzn „subtelny świat uczuć nie pociąga” (s. 83). Również w seksie kobiety są bierne, a mężczyźni aktywni. Kobietę nazywa się glebą i mieszkaniem, mężczyznę – siewcą (s. 95). Bycie kobietą i sama kobiecość oznaczają akceptację tradycyjnej roli matki i żony. Współczesne dążenia emancypacyjne kobiet nazywa się tu „negatywnym nastawieniem do roli matki i żony”, „kłopotami z identyfikacją”, „niedocenianiem kobiecości” (s. 101). Również w podręczniku Graf-Punktu emancypację kobiet uznano za przyczynę zakłóceń w identyfikacji młodych ludzi z własną płcią oraz frustracji mężczyzn pozbawionych tradycyjnych ról (s. 81). W podręczniku wydawnictwa Żak czytamy: „wymienione cechy męskie i kobiece wyznaczają role rodzinne i zawodowe. Wskazują, jakie funkcje w rodzinie powinna (podkreślenie K.Ch. i T.Ż.) pełnić kobieta, a jakie mężczyzna” (s. 10).
Skoro kobieta została stworzona do poświęceń, powinna poświęcać się dla rodziny, skoro jest z natury łagodna, musi ustępować mężczyźnie, który jest z natury agresywny. Łagodność nie predestynuje jej do ról zawodowych, które wymagają samodzielności, chyba że jest – oględnie mówiąc – nietypowa.
Bojaźń i drżenie
Większość polskich podręczników gimnazjalnych wywołałaby skandal w Niemczech, Holandii czy Francji. W Polsce realizują rządowe założenia, które – jak wynika z zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia – będą za chwilę jeszcze bardziej konserwatywne. W tej sytuacji fakt, że niespełna 30% szkół zdecydowało się na edukację seksualną, jest raczej krzepiący. Ani ministerstwo, ani kuratoria nie dysponują danymi, które podręczniki wybrali nauczyciele. Jeśli uczniowie zechcą kierować się w życiu przekazywaną w szkole „wiedzą”, seks będzie otoczony bojaźnią, za to ciąża w siedemnastej wiośnie życia stanie się zjawiskiem tyleż codziennym, co nieprzewidywalnym. Nikt nie zna dnia ani godziny.
Katarzyna Chmielewska jest redaktorką kwartalnika „Bez dogmatu” i miesięcznika „Le Monde Diplomatique. Edycja polska”; Tomasz Żukowski jest historykiem literatury w IBL PAN oraz redaktorem kwartalnika „Bez dogmatu”