Bolesławiec. Przywitali Morawieckiego miską ryżu. Aktywiści usłyszeli zarzuty
Zarzuty dotyczące m.in. udziału w nielegalnym zgromadzeniu i deptania po trawniku usłyszała dwójka przedstawicieli Strajku Kobiet, którzy w kwietniu protestowali przed szpitalem w Bolesławcu. Wizytował tam wówczas Mateusz Morawiecki. Manifestanci na spotkanie z premierem przynieśli miskę ryżu.
06.08.2021 15:49
W kwietniu br. premier Mateusz Morawiecki wraz z wiceminister edukacji Marzeną Machałek zjawili się w szpitalu w Bolesławcu. Szef rządu dziękował medykom za walkę z epidemią koronawirusa. Polityk pochwalił także bolesławiecką ceramikę.
W tym samym czasie przed szpitalem zgromadziła się grupa demonstrantów z lokalnego oddziału Strajku Kobiet. Manifestanci nie otrzymali szansy na spotkanie się z premierem. a z tłumu usłyszeć można było antyrządowe hasła: "Pinokio", "Kłamco", czy "Będziesz siedział".
- Witamy pana premiera tradycyjną miską ryżu, którą ma do zaoferowania Polakom. Oprócz tego wyrażamy swój sprzeciw przeciwko działaniom tego rządu, którym jednym z głównych filarów jest pan Morawiecki wykonujący wszystkie polecenia pana Kaczyńskiego - tłumaczył wówczas "Wyborczej" Dariusz Sas ze Strajku.
Zobacz też: Kulisy dymisji Anny Korneckiej. "Zadzwonił jakiś pracownik"
Strajk Kobiet. Protestowali w Bolesławcu. Aktywiści z zarzutami
Po zakończonej demonstracji przed szpitalem w Bolesławiu manifestanci przenieśli się w okolice znajdującego się niedaleko punktu szczepień powszechnych. Za oba zgromadzenia zarzuty usłyszała dwójka przedstawicieli bolesławieckiego Strajku Kobiet: Kinga Gęsicka-Biały oraz Dariusz Sas.
Kindze Gęsickiej-Biały w sumie przedstawiono dziesięć zarzutów. - Po pięć za dwa miejsca - pod szpitalem, a później pod punktem szczepień - mówi w rozmowie z gazetą aktywistka. Dotyczą one m.in. udziału w nielegalnym zgromadzeniu, używania megafonu, braku maseczki, a także… deptania trawnika. - Przyniosłam miskę ryżu, a w zamian dostałam zarzuty. To pokazuje, w jakich realiach przyszło mi żyć - mówi Gęsicka-Biały.
Działaczka nie przyznała się do popełnienia stawianych jej czynów i odmówiła składania wyjaśnień. - Poinformowałam tylko policjantów, że organizatorem protestów był pan Jarosław Kaczyński i podałam jego adres - tłumaczy "Wyborczej".
Podobne zarzuty usłyszał również Dariusz Sas. On także odpowie za udział w nielegalnym zgromadzeniu, zakłócanie porządku i deptanie trawnika.
Przeczytaj również: Medycy mówią "dość"! Jest termin potężnego protestu pracowników ochrony zdrowia
Źródło: Gazeta Wyborcza