Przyszedł Smoleński na proces Rywina
Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchał w procesie Lwa Rywina Pawła Smoleńskiego, autora artykułu pt.
"Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika" z 27
grudnia 2002 r., a także biegłych, którzy analizowali nagranie
słynnej rozmowy pod kątem psychologicznym i technicznym.
Smoleński potwierdził przed sądem, że otrzymał od redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Adama Michnika w lipcu 2002 roku zadanie kupienia wysokiej klasy dyktafonu, na którym - jak się potem okazało - nagrano rozmowę Michnika z Rywinem, a potem prowadził dziennikarskie śledztwo na temat całej sprawy.
O szczegółach tego śledztwa nie chciał mówić ani przed prokuraturą, ani przed sejmową komisją śledczą, powołując się na tajemnicę dziennikarską, z której zresztą sąd wówczas go nie zwolnił.
"Można powiedzieć, że śledztwo dziennikarskie przyniosło marne efekty i skończyło się fiaskiem. Od końca lipca do końca grudnia 2002 r., gdy opublikowano tekst, nie udało się uzyskać nowych wiadomości, poza wypowiedziami premiera Leszka Millera, prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, Andrzeja Zarębskiego i samego Lwa Rywina, który powiedział, że nie będzie się wypowiadać" - zauważyła sędzia Ewa Grochowska-Szmitkowska.
Smoleński przyznał, że jest tak, jak sformułowała to sędzia, ale dodał, że cały czas miał nadzieję, iż uda się tę sprawę wyjaśnić i trafić na nowe ślady. Dodał, że w rozmowach z kilkudziesięcioma osobami uzyskał "wiele informacji o korupcyjnych mechanizmach w środowisku producentów telewizyjnych", ale nie mógł ich wykorzystać, gdyż udzielono mu ich anonimowo. Dodał, że on sam nie naciskał na to, by przyspieszyć termin publikacji tekstu i powtórzył, że o terminie publikacji nie decyduje dziennikarz, lecz redaktor naczelny.
Sąd i obrońcy Rywina pytali Smoleńskiego, czy wiedział o spotkaniu Michnika z Aleksandrem Kwaśniewskim i notatce, jaką latem 2002 r. Rywin przekazał prezydentowi. Smoleński zeznał, że choć wiedział o tej notatce, to nie opublikowano jej, bowiem uznano, że byłoby to złamanie tajemnicy śledztwa dziennikarskiego i ujawnienie źródła informacji.
Smoleński dodał, że wówczas nie łączył propozycji Rywina z pracami nad ustawą o rtv, ale dziś nie może tego wykluczyć. Dlatego też - jak powiedział, odpowiadając na pytanie prokuratora, gdy przygotowywał tekst, nie rozmawiał z Aleksandrą Jakubowską, Lechem Nikolskim czy Włodzimierzem Czarzastym.
Błąd redakcyjny Smoleńskiego
Świadek przyznał, że nie spisał całości nagrania rozmowy Rywina i Michnika, a jedynie te fragmenty, które uznał za istotne dla sprawy. Podobnie jak przed komisją śledczą Smoleński powiedział, iż określenie tego "stenogramu" nagrania jako "pełny tekst" ich rozmowy to błąd redakcyjny, wynikający z jego "bałaganiarstwa".
Indagowany o to przez obrońców Smoleński przyznał, że przytaczając fragmenty nagrania, dokonał zmian w treści, by była bardziej zrozumiała dla czytelników. W jego przekonaniu zmiany te nie zmieniały jednak sensu korupcyjnej propozycji Rywina.
Pytany przez mec. Wojciecha Tomczyka, dlaczego w swym artykule nie wspomniał o drugim dyktafonie, który także nagrał rozmowę, Smoleński odparł, że o tym po prostu zapomniał.
Smoleński przyznał też, że nie zapytał Michnika, na jaki temat rozmawiał z Rywinem na tarasach Agory, gdzie byli przed wejściem do gabinetu redaktora naczelnego. Smoleński powiedział, że nie zapytał też Michnika, o czym rozmawiał on z Rywinem, gdy odprowadzał swego gościa z gabinetu do wyjścia. Na wcześniejsze pytanie mec. Piotra Rychłowskiego Smoleński oświadczył, że w czasie swego dziennikarskiego śledztwa nie uzyskał dokumentacji o pracach nad ustawą o rtv.
Po zakończeniu przesłuchania Smoleńskiego sąd wezwał do złożenia ekspertyzy biegłych. Z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie przyjechała psycholog, która analizowała stan emocjonalny i wzajemne relacje między Michnikiem a Rywinem w trakcie ich rozmowy oraz ekspert w dziedzinie fonoskopii, który analizował nagranie pod kątem technicznym. Oboje nie zgodzili się na ujawnienie ich danych ani wizerunków.
Dwóch rozmówców - dwie gry
Biegła psycholog powiedziała, że sama analiza treści nagrania daje podstawę, by stwierdzić, że rozmówcy nie byli w relacji "dwóch bliskich osób", a emocje wyrażali powściągliwie. Większym ekstrawertykiem okazał się dla biegłych Michnik. Każdy z rozmówców miał inną intencję - uznała biegła, wyjaśniając, że zamiarem Rywina było złożenie propozycji i uzyskanie od Michnika wiążącej odpowiedzi, Michnik zaś chciał "po dziennikarsku" dowiedzieć się jak najwięcej o tym, kto przysłał Rywina, czy rzeczywiście za jego ofertą stoi premier Leszek Miller i jakie są szczegóły propozycji. "Intencje obu rozmówców były czytelne, ale każdy z nich grał w swoją grę" - dodała.
Psycholog wskazała, że zarówno Michnik, jak i Rywin próbowali przejąć kontrolę nad rozmową - na początku Rywin, gdy przedstawiał swą ofertę i starał się uwiarygodnić, mówiąc o swych koneksjach i wpływach. Potem zaś Michnik - kiedy pytał Rywina o to, kto go przysłał. Rywin - według psycholog - unikał jednoznacznych odpowiedzi.
Biegła nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie sądu, czy propozycja Rywina miała charakter korupcyjny, czy biznesowy. Wskazała jednak w tym kontekście na "element szantażu" ze strony Rywina, który powiedział Michnikowi, że jeśli nie zgodzi się na jego propozycję, to zaryzykuje utratę kontroli nad kształtem ustawy o rtv.
Ekspert od fonoskopii przygotował dla sądu multimedialną prezentację - na odwróconym tyłem do publiczności ekranie demonstrował wykresy natężenia częstotliwości różnych sygnałów, jakie zarejestrował dyktafon. Przede wszystkim jednak potwierdził, że ustalono, iż nagranie rozmowy Michnika i Rywina na cyfrowym dyktafonie jest autentyczne, pochodzi z 22 lipca 2002 r., powstało w czasie od godz. 10.55 do 11.50 i nie nosi żadnych śladów montażu czy ingerencji.
W ustaleniu tego biegłym pomogła metoda badawcza polegająca na odczycie nagranego sygnału pola elektrycznego, które oscyluje w granicach 50 Hz, z odchyleniami w granicach 0,5 Hz. Na podstawie danych o natężeniu pola elektrycznego z Polskich Sieci Elektroenergetycznych biegli mogli ustalić, czy jakieś fragmenty nagrania były "przemontowywane" - analiza nie dała jednak podstaw do takiego wniosku. Biegli próbowali na kopii nagrania dokonać takiego montażu, ale nie udało im się zrobić tego bez żadnych śladów nawet wtedy, gdy używali specjalistycznego sprzętu.
Obrona Rywina usiłowała również z biegłym wyjaśnić 27 nieścisłości wykrytych pomiędzy nagraniem a stenogramem z niego. Ekspert tłumaczył, że niektórych słów nagranych na dyktafon cyfrowy nie udało się odczytać, ponieważ tego rodzaju zapis powoduje tzw. kompresję dźwięku, która jest nieodwracalna. Takich problemów nie dostarczył niekompletny - z uwagi na wkręcenie się taśmy - zapis dokonany na analogowym magnetofonie Smoleńskiego. Dlatego, w niektórych wypadkach eksperci uzupełnili braki w stenogramie przy pomocy drugiego nagrania.
Biegły wyjaśnił, że uszkodzenie taśmy w dyktafonie Smoleńskiego stwierdzono w środku nagrania, co oznacza, że taśma z kasety wkręciła się w tryby dyktafonu w trakcie odsłuchiwania nagrania lub wtedy, gdy usiłowano przewinąć taśmę do początku.(iza)