Przysyłanie imigrantów do Polski - czego nie chcielibyśmy o tym usłyszeć
Uchodźcy prześladowani w swoich krajach za demokratyczne poglądy czy za religię, jak chrześcijanie czy ateiści, powinni mieć prawo osiedlić się w Europie. Czy Europa jednak uzdrowi cały świat i przyjmie wszystkich ubogich na kontynent? W Libii czeka ponoć jeden milion, żeby dostać się do nas, a to może być dopiero początek - pisze Jan Wójcik, założyciel portalu euroislam.pl.
14.05.2015 | aktual.: 14.05.2015 11:05
Czytaj również: "Nie zgadzajmy się na relokację"
Komisja Europejska przedstawiła plan relokacji imigrantów, z którymi borykają się Włosi. Być może z powodu 1-2 tys. osób, które przypadną Polsce, nie ma co wszczynać awantury, ale może być to przysłowiowa stopa między drzwi.
Niestety, obecnie Unia Europejska, a zwłaszcza jej południowe państwa członkowskie, nie wiedzą, jak radzić sobie z nasilającą się imigracją przez Morze Śródziemne. Obraz tragedii rozgrywającej się na morzu przemawia do naszych serc, ale czy powinniśmy wyłączyć w tej sytuacji rozum?
Wiele problemów
Istnieje wiele problemów z imigracją, integracją i demografią, które słabo przebijają się do publicznej debaty. Nawet status osób próbujących przedostać się do Europy jest często mylnie podawany. Z reguły nie są to uchodźcy, a osoby o taki status się starające. Spora część z nich to imigranci ekonomiczni. Część to rzeczywiście osoby uciekające z terenów objętych konfliktem, ale nie uchodźcy objęci prześladowaniami w rozumieniu Konwencji Genewskiej. W dodatku bezpieczne schronienie znaleźli już w krajach sąsiednich wokół Syrii, Somalii, Sudanu Południowego czy Erytrei. Czego zatem chcą? Poprawy swojego losu, skorzystania z dobrobytu i bezpieczeństwa, który państwa Zachodu oferują. Czy mamy prawo im odmawiać?
Na pierwszy rzut oka wydaje się to proste. Europa kurczy się demograficznie, system opieki społecznej wymaga nowych zastępów młodych pracowników, by utrzymać starzejące się społeczeństwo. Jednak czy potrzebujemy rąk, czy głów do pracy? A tu z poziomem wykształcenia imigrantów, a także osób pochodzenia imigranckiego bywa kiepsko.
W Niemczech, Francji, Holandii, krajach skandynawskich badania pokazują, że osoby pochodzące ze środowisk imigranckich średnio kończą edukację na wcześniejszym etapie niż młodzież rdzenna. Duńskie wyniki PISA (badanie uczniów po 15. roku życia) są alarmujące, dwie trzecie osób pochodzenia arabskiego jest funkcjonalnymi analfabetami. A gospodarka ulega zmianie. Dziś już tylko 2 proc. unijnego PKB jest generowane z rolnictwa, 25 proc. z przemysłu, a 73 proc. z usług, które wymagają lepszego wykształcenia.
Dodatkowo analitycy firmy Gartner, zajmującej się badaniami i doradztwem w zakresie IT, szacują, że w ciągu 10 lat 30 proc. stanowisk pracy przejmą roboty. Może to nazbyt optymistyczne przywidywania i może szeroko rozumiana branża IT wytworzy nowe miejsca pracy, ale tu znowu wracamy do problemu wykształcenia, a tu na razie brak pomysłów.
Koszty przewyższają zyski?
Już dziś badania poważnych instytucji, jak niemiecki think tank gospodarczy IFO, ostrzegają, że imigracja ma ujemny wpływ netto na gospodarkę. W Niemczech, zdaniem IFO, statystyczny imigrant kosztuje państwo około 1800 euro rocznie. Z kolei University College of London pod koniec ubiegłego roku opublikował badania, według których imigranci spoza Europy przez 17 lat kosztowali brytyjskie społeczeństwo prawie 120 miliardów funtów. W tym czasie rdzeni Brytyjczycy obciążyli budżet 591 miliardami funtów. Jest ich jednak 20 razy więcej.
W parze z gorszym statusem ekonomicznym idzie większa przestępczość. To koszt dla społeczeństwa, który można przeliczyć na pieniądze, ale dla poszczególnych ofiar i ich rodzin wymiar jest niematerialny. Mamy do czynienia z plagą brytyjskich "grooming gangs" - grup gwałcących i zmuszających do prostytucji nieletnie. 90 proc. skazanych w ostatnich latach to osoby pochodzące z Pakistanu, Indii i Bangladeszu. Brookings Institution badając integrację we Francji stwierdza, że sprawcami 80 proc. poważnych przestępstw są osoby pochodzące z Afryki Północnej, a 70 proc. ofiar to rdzenni Francuzi. W Danii za przestępstwa skazano już ponad jedną czwartą młodzieży - w przedziale wiekowym 20-24 lata - wywodzącej się spoza Europy.
Ta przestępczość, skoncentrowana w dzielnicach, gdzie osiedlają się imigranci, tworzy strefy o utrudnionym dostępie służb, popularnie zwane "no-go zones". Rząd Francji analizuje te wrażliwe strefy, które trzeba "odbić" przestępczości. W samej Marsylii mowa o 184 kilometrach kwadratowych, gdzie wymagana jest zwiększona praca policji. Naciskają na to obywatele, 60 proc. ankietowanych w 2011 roku Francuzów chętnie widziałoby armię patrolującą przedmieścia. Szwedzki raport policji wymieniający 55 stref "no-go" nieprzypadkowo pokrywa się ze strefami wykluczenia ekonomicznego, zamieszkałymi w znacznym stopniu przez imigrantów.
Z napływem imigrantów z krajów muzułmańskich wiąże się jeszcze jedno poważne ryzyko - terroryzm. Państwo Islamskie zapowiedziało już, że wykorzysta rzesze uchodźców do przemycania swoich agentów na nasz teren i destabilizacji europejskiego bezpieczeństwa. Zwykle dotrzymuje obietnic. Już dzisiaj coraz więcej aresztowań, według statystyk Europolu, związanych jest z terroryzmem islamskim. Także krwawe i liczne w ofiary zamachy to także domena islamskich terrorystów, którzy przejęli już pałeczkę pierwszeństwa od terroryzmu separatystycznego.
Imigrantów będzie jeszcze więcej
Dzisiejsze problemy z nielegalną imigracją mogą okazać się jednak błahe. Do roku 2050 liczba mieszkańców Afryki podwoi się, znaczący przyrost będzie też na Bliskim Wschodzie. W Afryce to oznacza ponad miliard nowych osób i wątpliwe jest, że gospodarka kontynentu będzie rozwijać się szybciej. Nasilą się dotychczasowe konflikty, pojawią się nowe, choćby o zasoby takie jak woda. Nigeria będzie już w połowie islamska i nic nie zapowiada reform, które sprawią, że dystrybucja bogactwa kraju będzie bardziej równomierna. Jak podołamy wtedy zwiększonym napływom imigrantów, skoro dzisiejsze próby dostania się ich do Europy stanowią trudność przerastającą możliwości UE?
Propozycja relokacji imigrantów w innych krajach Europy, to nie jest rozwiązanie problemu. To tymczasowa próba jego rozwodnienia. To próba utrzymania status quo przez rządzące w Niemczech, Włoszech i Francji ugrupowania. Uspokajając antyimigranckie nastroje społeczeństwa liczą, że osłabią partie populistyczne, które gromadzą coraz większy, niechętny imigrantom elektorat.
Unia zapowiada, że nie będzie stosować podejścia Australii, która odsyła imigrantów z powrotem, a ci ubiegający się o azyl czekają w obozach przejściowych w innych państwach. To dzięki temu Australia praktycznie ograniczyła przemyt żywego towaru, który podobnie jak w Europie, miał tragiczne, morskie epizody. My czekamy na zgodę Rady Bezpieczeństwa ONZ, a tę blokuje Rosja, w której interesie jest przysporzyć Unii problemów.
Nie patrzy się też na ekonomikę pomocy uchodźcom. Jeżeli we Włoszech utrzymanie dzienne uchodźcy kosztuje 35 euro, to ilu uchodźcom możemy pomóc w Libanie, Jordanii, Czadzie czy Turcji, przekazując te pieniądze? Zapewne większej liczbie niż tylko jednemu. Nie ma rozmowy o próbie unormowania sytuacji w regionach objętych konfliktem, a przecież to Unia Europejska miała być tym "imperium", które będzie oddziaływało stabilizująco na otoczenie. Tymczasem wsparła Arabską Wiosnę z jej demokratycznym marzeniem, które w praktyce, co było do przewidzenia, doprowadziło albo do powstania państw upadłych jak Libia czy Syria, czy ponownego powrotu dyktatury, a jedna Tunezja wiosny nie czyni.
I wreszcie ostatnie pytanie - co z naszymi, polskimi "uchodźcami". Według GUS, dane na rok 2013, prawie trzy miliony Polaków zagrożone są skrajnym ubóstwem. Czy nie rozmawiamy o nich, bo nie giną w spektakularnych katastrofach, tylko cierpią czekając w skandalicznie długiej kolejce do lekarza?
Uchodźcy prześladowani w swoich krajach za demokratyczne poglądy czy za religię, jak chrześcijanie czy ateiści, powinni mieć prawo osiedlić się w Europie. Czy Europa jednak uzdrowi cały świat i przyjmie wszystkich ubogich na kontynent? W Libii czeka ponoć jeden milion, żeby dostać się do nas, a to może być dopiero początek.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.