"Przyłożyli nam zdrowo". Rosjanie zemścili się za zabitych dowódców
Rosyjskie rakiety, jakie spadły we wtorek na Mikołajów, były zemstą za śmierć licznych dowódców wroga zabitych przez ukraińskie wojska - podał szef władz obwodu mikołajowskiego Witalij Kim. W wyniku rosyjskich ostrzałów co najmniej 12 osób zostało rannych.
"Przyłożyli nam zdrowo o godzinie 4 rano. Dotychczas zidentyfikowano 19 rakiet wroga, w tym (wystrzelonych z systemów - przyp. red.) Smiercz, Tornado-S. Łącznie mamy w mieście 24 ślady uderzeń. Rosjanie działają na zasadzie odwetu, boją się, że ukraińskie wojska precyzyjnie ich ostrzeliwują i niszczą nie tylko składy z amunicją, ale też punkty dowodzenia razem z generałami" - ocenił Witalij Kim, cytowany przez gazetę internetową Ukrainska Prawda.
Gubernator przekazał doniesienia, że miasto zostało "bardzo mocno" ostrzelane, a w wyniku rosyjskiego ataku uszkodzono m.in. szkołę i szpital. W godzinach porannych szef regionalnych władz informował o 12 osobach rannych.
Stało się tak, ponieważ Mikołajowszczyzna jest jednym z tych regionów, gdzie zginęło najwięcej dowódców wroga, w tym generałów - dodał Kim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Emocjonalne słowa Arłukowicza. "Glapiński to wróg Polek i Polaków"
Wojna w Ukrainie. HIMARS-y sieją spustoszenie wśród Rosjan
Ukraińskie media informowały w ostatnich dniach, że w ciągu minionych dwóch tygodni wojska Ukrainy zniszczyły co najmniej kilkanaście budynków koszarowych i magazynów amunicji przeciwnika na południu i wschodzie kraju, a także w samozwańczych Donieckiej i Ługańskiej Republice Ludowej.
7 lipca dziennik "Wall Street Journal" ocenił, że ten sukces został osiągnięty dzięki dostawom na Ukrainę amerykańskich wyrzutni rakietowych HIMARS. Wcześniej nie było bowiem możliwe precyzyjne ostrzeliwanie rosyjskich celów na tyłach frontu.
Media: Putin nie chce, by dowódcy wsławili się na wojnie w Ukrainie
Niezależny rosyjski portal Meduza napisał we wtorek, że prezydent Rosji Władimir Putin nie chce, by rosyjscy dowódcy wsławili się na wojnie w Ukrainie, bo mogłoby to zagrozić jego pozycji. Dziennikarze podkreślili, że prorządowe media w Rosji regularnie informują o "sukcesach rosyjskich wojskowych", ale bardzo rzadko wspominają o działaniach na froncie dowództwa.
Co więcej, media nawet nie informują, kto dokładnie dowodzi rosyjską armią - wskazuje serwis. Niewiele uwagi poświęca się też samemu ministrowi obrony Siergiejowi Szojgu.
Jedno ze źródeł powiedziało, że Putin "dobrze pamięta lata 90. i nie chce, by w kraju pojawił się 'drugi generał Lebiedź'". Chodzi o znanego generała Aleksandra Lebiedzia, weterana m.in. wojny w Afganistanie i dowódcę 14. armii rosyjskiej w Naddniestrzu. Po zakończeniu kariery wojskowej Lebiedź zajął się polityką. Kandydował na prezydenta, był sekretarzem Rady Bezpieczeństwa i głównym negocjatorem Rosji w Czeczenii oraz gubernatorem Kraju Krasnojarskiego.
Źródło: PAP
Przeczytaj również: