Przykładny lekarz i mąż w domu katował żonę. Wciąż pracuje w szpitalu
Andrzej F., został prawomocnie skazany za znęcanie się nad byłą żoną. Mimo to psychiatra wciąż jest ordynatorem w Świętokrzyskim Centrum Psychiatrii w Morawicy. – A dlaczego miałby nie być? – pyta Jacek Musiał, dyrektor szpitala.Nie ma żadnych przesłanek, by odwołać go z funkcji - mówi.
O sprawie głośno było jesienią ubiegłego roku, teraz pisze o niej "Gazeta Wyborcza". W wyroku z marca 2018 roku sąd nie zabronił doktorowi F. pełnienia funkcji ordynatora. Jan Klocek, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach informuje, że w takim przypadku decyzja należy do dyrektora szpitala.
Sąd Okręgowy w Kielcach skazał Andrzeja F. na rok i trzy miesiące więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Tym samym utrzymany został w mocy wyrok, który prawie rok temu zapadł przed Sądem Rejonowym w Kielcach. Sąd uznał, że psychiatra jest winny fizycznego, psychicznego i seksualnego znęcania się nad byłą żoną, także lekarką.
Na pytanie gazety, czy dyrektorowi szpitala nie przeszkadza prawomocny wyrok na koncie ordynatora, Jacek Musiał odpowiada: – Ja nic o tym nie wiem, to nie są moje sprawy – twierdzi.
"Słyszał pan o wyroku w sprawie karnej?"– Proszę mnie o to nie pytać, to nie jest moja sprawa – ucina Musiał.
Przykład idealnego małżeństwa
Państwo F. pobrali się w 2000 roku. Przez kilka pierwszych lat małżeństwa wiedli szczęśliwe życie. Oboje to znani lekarze, zrobili doktoraty, mieli troje dzieci, dobrą pracę, awansowali, przeprowadzili się do nowego domu.
Pokrzywdzona nie kryła przed sądem, że mężczyzna popisywał się przy znajomych. "Byłam idealną żoną” – opowiadała. W małżeństwie źle zaczęło się dziać około 2008 roku. Ale nikomu się nie skarżyła, dopiero po czasie zwierzała się tylko najbliższej rodzinie, szukała pomocy u rodziców i teściów, a gdy już było bardzo źle, także w ośrodku wsparcia dla ofiar przemocy.
Wołanie o pomoc
Na policję pierwszy raz zdecydowała się pójść pod koniec kwietnia 2013 roku. Złożyła zawiadomienie. Kilka miesięcy wcześniej uciekła z dziećmi w domu. Potem były kolejne zawiadomienia.
"Na moją krytykę, że pije, odpowiadał wyzwiskami. Groził, że pozbawi mnie stanowiska, pracy, że skończę na ulicy [...]. Że weźmie kredyt, który będę spłacać do końca życia. Uważam, że on mógł spełnić te groźby, bo ma bardzo duże znajomości [...]".
Kobieta zeznała, że Andrzej F. nadużywał leków uspokajających, zdarzało się, że łączył je z alkoholem.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza" to tylko ta mniej drastyczna część zeznań pokrzywdzonej. Są w nich także opisy awantur, kiedy Andrzej F. podnosił rękę na żonę, raz zepchnął ją ze schodów, a tłumaczył, że sama spadła, bo miała buty na wysokich obcasach. Podczas zeznań kobiety padło wiele opisów okrutnych i wulgarnych wyzwisk, sytuacji, kiedy w pijackim amoku oskarżony wywarzył drzwi do pokoju, w którym kobieta zamknęła się przed nim z dziećmi. A także opisy czynów, "których ze względu na szacunek do pokrzywdzonej kobiety nie przystoi tu przytoczyć".
Andrzej F. utrzymywał pod początku, że jest niewinny. Proces w pierwszej instancji trwał aż trzy lata. Oskarżony kilkakrotnie nie pojawił się na rozprawie, przedstawiał zwolnienie lekarskie. Były też problemy, by stawił się na zarządzone przez sąd badanie lekarskie – tłumaczył m.in., że „nie odebrał awiza, bo był w Japonii, a jutro nie pojedzie, bo jest konsultantem i ma swoje czynności”.
Źródło: Gazeta Wyborcza