"Przychodzi masa krytyczna". Niepokojące sygnały z Brukseli
Komisarze Komisji Europejskiej mają zwiększoną odporność na polityczne ataki, ale nie znaczy to, że pozbawieni są ludzkich emocji. Gdy słyszą o "prawnej wojnie hybrydowej o aspekcie ekonomicznym, która jest prowadzona wobec Polski", czyli język, jakim posługuje się w swoich wystąpieniach Zbigniew Ziobro, przychodzi masa krytyczna.
08.09.2021 18:05
Chodzi o Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, a dokładnie o decyzję TSUE o jej zamrożeniu. Tymczasem Izba dalej działa, orzeka, czyli robi to, czego nie powinna. W KE uznano, że to właśnie jest już przekroczenie masy krytycznej, bo ile można pisać, wyjaśniać, apelować, prowadzić dialog, jak i tak rząd w Polsce robi, co chce. Nie bez znaczenia jest też język stosowany przez znakomitą część polityków obozu władzy od wielu lat, szczególnie polityków Solidarnej Polski.
Komisarze Komisji Europejskiej są politykami, często bardzo doświadczonymi. Muszą mieć zatem nieco grubszą skórę i zwiększoną odporność na polityczne ataki, ale nie znaczy to, że pozbawieni są ludzkich emocji. Gdy słyszą od lat o skandalicznym atakowaniu Polski, o zamachach na naszą suwerenność, o tym, że to Polska walczyła i wygrała z komunizmem i nikt jej nie będzie uczył, co to jest wolność, to przychodzi… masa krytyczna.
W styczniu 2016 roku Zbigniew Ziobro pisał pod adresem komisarza Güntera Oettingera pochodzącego z Niemiec: "Jestem wnukiem polskiego oficera, który w czasie II wojny światowej walczył w podziemnej Armii Krajowej z niemieckim nadzorem". Wczoraj pan minister mówił o "prawnej wojnie hybrydowej o aspekcie ekonomicznym, która jest prowadzona wobec Polski". Mówił o "skrajnie złej woli i chęci atakowania państwa polskiego z pobudek politycznych i że "Komisja Europejska chce poprzez szantaż ekonomiczny wymusić na Polsce działania sprzeczne z naszą konstytucją". To nie jest język negocjacji.
Większość sporów załatwia się w formie dialogu
Tyle o emocjach i języku, choć są one tu bardzo ważne! Jeśli chodzi o kwestie formalne, trzeba sięgnąć do art. 17 Traktatu o Unii Europejskiej. W punkcie 1 tego artykułu czytamy: Komisja wspiera ogólny interes Unii i podejmuje w tym celu odpowiednie inicjatywy. Czuwa ona nad stosowaniem Traktatów i środków przyjmowanych przez instytucje na ich podstawie. Nadzoruje stosowanie prawa Unii pod kontrolą Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Wykonuje budżet i zarządza programami. To dlatego często w języku potocznym nazywa się KE strażniczką traktatów.
To pilnowanie i sposób działania KE także wynika z konkretnych zapisów czy to Traktatu o UE, czy Traktatu o funkcjonowaniu UE. Jeżeli Komisja stwierdzi, że doszło do naruszenia unijnych przepisów lub zostanie złożona skarga w sprawie naruszenia, stara się rozwiązać problem, rozpoczynając dialog z "oskarżonym". Jeśli z tego dialogu nie wiele wynika, albo "oskarżony" nie przyznaje się do winy, Komisja może wszcząć formalne postępowanie "w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego". Postępowanie obejmuje kilka przewidzianych w traktatach etapów, z których każdy jest określony w formalnej decyzji.
Te etapy mają określony czas i generalnie zdecydowaną większość sporów załatwia się w tej pierwszej fazie w formie dialogu. Tyle że zwykle państwom zależy na dialogu, rozmowie, a nie na obrażaniu komisarzy czy bliżej nieokreślonych "brukselskich biurokratów". Dość powiedzieć, że w ciągu ostatnich kilku lat ponad 85 proc. spraw znalazło rozwiązanie na wcześniejszych etapach. Jeśli to się nie udaje, kiedy państwo nie reaguje, nie naprawia uchybienia, to dopiero wtedy KE może zwrócić się do Trybunału Sprawiedliwości o nałożenie opłaty ryczałtowej lub kary pieniężnej. No i oczywiście decyzji TSUE się nie powinno kwestionować, bo wtedy już nie będzie Unii Europejskiej jako Wspólnoty prawa.
Żaden traktat szczegółowo nie opisuje wszystkich spraw
Gdy padają głosy, że to, co się dzieje wobec Polski, jest niezgodne z traktatami, bo przecież nigdzie nie jest napisane nic np. o tym jak ma działać system dyscyplinujący sędziów, to mamy do czynienia z oczywistą manipulacją. Żaden traktat, żadna konstytucja szczegółowo nie opisuje wszystkich spraw. Ale można z szerszych zapisów traktatowych, wcześniejszych wyroków TSUE - słowem z całego dorobku prawnego UE - wyciągnąć jednoznaczne wnioski. W interesującej nas prawie sięgnąć można np. do art. 4 Traktatu o UE, w którym jest mowa o zasadzie "lojalnej współpracy". W punkcie 3. tego artykułu czytamy: Państwa Członkowskie podejmują wszelkie środki ogólne lub szczególne właściwe dla zapewnienia wykonania zobowiązań wynikających z Traktatów, lub aktów instytucji Unii. W postępowaniu wobec Polski stosuje się bardzo jasny art. 258 traktatu o funkcjonowaniu UE, który brzmi: Jeśli Komisja uzna, że Państwo Członkowskie uchybiło jednemu z zobowiązań, które na nim ciążą na mocy Traktatów, wydaje ona uzasadnioną opinię w tym przedmiocie, po uprzednim umożliwieniu temu Państwu przedstawienia swych uwag. Jeśli Państwo to nie zastosuje się do opinii w terminie określonym przez Komisję, może ona wnieść sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
I tak można długo wymieniać potwierdzając, że wszystko toczy się zgodnie z ustalonymi i przyjętymi także przez Polskę regułami. Nie ma zatem co się dziwić, że Komisja Europejska wystosowała wczoraj wniosek o nałożenie kary, bo przeszła całą procedurę o naruszeniu i wyczerpała możliwości załatwienia tej sprawy z rządem Polski na drodze dialogu. Choć komisarz Vera Jourova podkreśliła, że "jesteśmy gotowi do współpracy z polskimi władzami, aby znaleźć wyjście z tego kryzysu".
Czy ma to związek ze wstrzymaniem wydania opinii przez KE dla polskiego Krajowego Programu Odbudowy? Wszystko ma związek i to oczywiście też. Po tym jak komisarz Paolo Gentiloni, który odpowiada w KE za sprawy gospodarcze, powiedział, że brak decyzji wynika z trwającej w Polsce dyskusji o prymacie prawa unijnego nad krajowym lub odwrotnie właściwie wszystko stało się jasne. Jak Komisja może pozytywnie ocenić nasz KPO, który powstał na podstawie rozporządzenia będącego unijnym prawem, skoro polski rząd podważa wyższość tego prawa nad krajowym! Podważanie tej zasady stwarza obawy o właściwą realizację planu.
Bez niezależnego sadownictwa będzie problem
Rządzący w Polsce uważają, że to nie ma nic wspólnego z oceną KPO, bo przecież Komisja Europejska dokonuje oceny na podstawie 11 kryteriów, które są takie same dla wszystkich państw. Nigdzie tam nie ma nic o prymacie prawa UE nad krajowymi. Czyli mamy ten sam argument, że czegoś wprost nie ma. Ale są inne zapisy! Między innymi w punkcie odwołującym się do tzw. semestru europejskiego, w którym określone są właściwe warunki dla inwestycji. A co jest takim "właściwym warunkiem"? Niezawisłe i niezależne sądy! I to ta sprawa jest głównym punktem sporu i trudnych rozmów przedstawicieli KE z rządem w Polsce, który twierdzi, że negocjacje dawno zakończył.
Potwierdza to Jan Olbrycht, poseł do Parlamentu Europejskiego, sprawozdawca wieloletniego budżetu UE. Wczoraj miał spotkanie z bardzo ważną postacią Komisji Europejskiej, podczas którego ta osoba powiedziała jasno: bez niezależnego sadownictwa będzie problem. Oczywiście podważenie pierwszeństwa prawa UE nad krajowym też, ale to pierwsze jest najważniejsze. Rząd musi wykonać poważny gest zmieniający tę sytuację, choćby w sprawie Izby Dyscyplinarnej, by odblokować dostęp Polski do pieniędzy z Funduszu Odbudowy i Odporności.
Im szybciej, tym lepiej, bo Komisja Europejska już rozpoczęła wewnętrzne przygotowania, do uruchomienia kolejnej broni: "mechanizmu pieniądze za praworządność". Miała czekać, aż TSUE wypowie się, czy ten mechanizm jest zgodny z unijnym prawem. Naciskana bardzo mocno, pod groźbą skargi do TSUE o zaniechanie działań, która już szykuje Parlament Europejski, może sięgnąć po tę broń jeszcze w tym roku.
Plakaty, którymi rząd obwiesił Polskę, że oto już, już płynie do nas 770 mld złotych, powoli blakną, ale nie dopłynął ani jeden grosz. Warto było przekraczać masę krytyczną?