Przychodzi baba do lekarza
Sprawdziliśmy: Gdyby bogata ciocia z Ameryki chciała gotówką zapłacić za kompleksowe badania w szpitalu na Opolszczyźnie, odeszłaby z kwitkiem.
15.07.2004 | aktual.: 15.07.2004 09:12
Zbigniew Brachaczek, zastępca dyrektora ZOZ-u w Strzelcach Opolskich, nie przyjąłby takiej klientki. - Komercyjnych usług w szpitalu wykonywać nie możemy, bo mamy podpisaną umowę z funduszem - zaznacza. Julian Pakosz, zastępca dyrektora opolskiego szpitala wojewódzkiego dodaje: - Przez dwadzieścia cztery godziny obsługujemy pacjentów ubezpieczonych. Musielibyśmy wydzielić osobny oddział diagnostyki, gdzie trafialiby tacy pacjenci jak wspomniana ciocia z Ameryki czy zamożni Polacy, których stać na opłacenie z własnej kieszeni badań. Jego zdaniem zapłacić za poważne zabiegi czy operacje mogliby tylko najbogatsi, a tych jest niewielu.
- Mówimy o kwotach rzędu kilku, a nawet kilkunastu tysięcy złotych przy nieskomplikowanych przypadkach - zaznacza Julian Pakosz.
Poza tym ciocia z Ameryki i tam musiałaby czekać w takiej samej kolejce do badania jak ubezpieczeni pacjenci. - Mamy limity przyjęć, bo fundusz płaci nam za określoną ilość porad - mówi doktor Brachaczek ze Strzelec. Jerzy Baran, zastępca dyrektora SP ZOZ w Kędzierzynie-Koźlu nie spotkał się do tej pory z takim przypadkiem jak wymyślona przez nas ciocia z zagranicy. Zagraniczni pacjenci, którzy trafiali do tej pory do kędzierzyńskiej lecznicy, byli ubezpieczeni w swoich krajach i rozliczali się za nich ubezpieczyciele. W Nysie, gdy anonimowo pytamy o możliwość zdiagnozowania cioci, odsyłają nas do dziennego oddziału szybkiej diagnostyki na ulicy św. Piotra.
- Tam proszę umówić się z lekarką, która ustali zakres badań - zachęca miły kobiecy głos. Podobnie sytuacja wygląda w pozostałych placówkach: odpłatne badania krwi, moczu, RTG (tylko ze skierowaniem lekarskim), EKG, mammografię można wykonać w specjalistycznych poradniach przyszpitalnych. - Nie powoduje to jednak przyspieszenia terminu jego wykonania. Badanie nie jest wykonywane poza obowiązującą kolejnością przyjęć - zaznacza Marek Piskozub z Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu.
W tym tygodniu rząd przekazał posłom propozycje zmian do ustawy zdrowotnej. W ostatniej chwili wycofał się z koncepcji, według której pacjenci mieliby dopłacać do niektórych usług. - Niepotrzebnie - mówi Roman Kolek, wicedyrektor opolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Zgadza się z tą opinią Julian Pakosz z opolskiego szpitala wojewódzkiego. - Nawet symboliczne opłaty mogłyby schłodzić zapędy niektórych pacjentów, którzy wizytę u lekarza traktują jak rozrywkę albo konsultują diagnozy u kilku specjalistów. Ale naszego narodowego budżetu te kwoty by nie uratowały - podkreśla.
Teraz medycy są w patowej sytuacji. Z jednej strony prawo nie pozwala im na pobieranie opłat od pacjentów, z drugiej - fundusz płaci zbyt mało za nowoczesne metody leczenia. Julian Pakosz podaje przykład operacji stawu barkowego, w której można zastosować tradycyjne szwy albo tytanowe kotwiczki, z których jedna kosztuje 800 zł. Fundusz wycenia te zabiegi tak samo, według katalogu ustalonego w Warszawie. - Obowiązkiem lekarza jest zastosowanie najnowocześniejszych dostępnych sposobów, ale oczywiste jest, że są one najdroższe - komentuje Pakosz. Mógłby on zaproponować pacjentowi dopłacenie do nowszej technologii, jednak prawo nie pozwala. Dlatego do nowej metody dopłaca szpital i tak m.in. tworzy się jego dług.
W rządowych poprawkach do ustawy znalazła się także propozycja zwiększenia samodzielności wojewódzkich oddziałów funduszy. A to umożliwiłoby na przykład udzielanie kredytów i pożyczek placówkom medycznym. Rząd proponuje przesunięcie o rok terminu wejścia w życie ustawy o państwowym ratownictwie medycznym oraz utworzenie agencji oceny technologii medycznych, która miałaby za zadanie ustalać, które świadczenia mają być gwarantowane określać ich standardy i cenę. Autorzy projektu chcą, by ustawa weszła w życie 1 października.
Oddajcie nam prawo wyboru
Jeśli ponad dwie trzecie Polaków jest zdania, że do usług medycznych pacjent powinien dopłacać z własnej kieszeni, to zaskoczeni tym wynikiem mogą być tylko ci, którzy sądzą, że dwie trzecie Polaków nie wie, skąd biorą się pieniądze w budżecie, na którego garnuszku jest służba zdrowia. Wynik tego sondażu wskazuje na racjonalizm społeczeństwa: większość z nas woli oto płacić za usługi medyczne z własnej kieszeni, niż przepuszczać te pieniądze przez budżet, pozostawiając ich rozdział w gestii urzędników. Te wyniki zostaną jednak przemilczane. Zbyt wielu urzędników w Polsce doskonale żyje z rozdętej do granic absurdu zdrowotnej biurokracji. Zbyt wielu też polityków straciłoby rację bytu, przyznając, że ludzie sami są zdolni do racjonalnych zachowań i wyborów bez prowadzenia ich za rękę. Dlatego od pół wieku służba zdrowia jest w Polsce i reformowana, i na skraju bankructwa.
Edyta Hanszke
Mirosław OLSZEWSKI