Przez telefon wywołał alarm bombowy. Tłumaczył, że się przejęzyczył
Telefoniczne pomyłki często bywają źródłem nieporozumień. Kiedy jedna z nich staje się powodem do uziemienia lotniska i wywołania alarmu bombowego, przestaje być zabawnie. Tak właśnie stało się w Bombaju, gdzie biznesmen zadzwonił do władz portu lotniczego z zapytaniem o opóźnienie jego lotu. Niestety został opacznie zrozumiany.
Obywatel Indii został oskarżony o wywołanie alarmu bombowego w porcie lotniczym króla Śiwadźiego w Bombaju. On sam upiera się jednak, że został po prostu źle zrozumiany i chciał tylko sprawdzić opóźnienie swojego lotu. Niestety jego tłumaczenia na niewiele się zdały i mężczyznę na lotnisku zatrzymała policja.
45-letni Vinod Moorjani, biznesmen i dyrektor w jednej z amerykańskich firm, został oskarżony o użycie przez telefon słów "bomb hai" lub "bomb fata hai", czyli "jest bomba" lub "bomba wybuchła". Zwrot miał paść w czasie rozmowy telefonicznej z pracownikami lotniska. Moorjani twierdzi jednak, że użył skrótu "Bom-Del", od używanego w lotnictwie skrótu BOM, opisującego kurs między Bombajem a New Delhi.
W stolicy Indii miał przesiąść się w samolot do Włoch, a następnie do Virginii w USA. Podróżował wraz z żoną i dziećmi. Władze lotniska twierdzą, że Moorjani skontaktował się z nimi po tym, jak zdenerwowały go kolejne opóźnienia lotu do New Delhi. Miał celowo uziemić lotnisko, żeby loty zostały odwołane. Dzięki temu mógłby kontynuować podróż do stolicy. Moojaniemu postawiono zarzut m.in. zastraszania.
Zobacz też: Alarm bombowy na pokładzie samolotu
Jesteś na kupnie nowego sprzętu RTV lub AGD i nie chcesz przepłacać? Zobacz stronę Media Expert kody rabatowe.