PolitykaPrzez lata bronił PiS. Teraz to jego największy wróg

Przez lata bronił PiS. Teraz to jego największy wróg

Przez ostatnie 10 lat należał do najbardziej zażartych obrońców lidera PiS. Teraz należy do jego zaciekłych wrogów. Zwalczanie Jarosława Kaczyńskiego zjednało Michałowi Kamińskiemu nowych przyjaciół. Wśród nich Romana Giertycha, byłego lidera LPR, oraz Zbigniewa Ziobrę, dawnego wewnątrzpartyjnego konkurenta w PiS, który właśnie poszedł w jego ślady, dokonując kolejnego rozłamu partii. I otworzyło drzwi salonowych mediów, gotowych do zaserwowania widzom każdej porcji antypisowskich przemyśleń eurodeputowanego.

Przez lata bronił PiS. Teraz to jego największy wróg
Źródło zdjęć: © PAP | Wiktor Dąbkowski

22.11.2011 | aktual.: 22.11.2011 11:14

Michał Kamiński nie musiał zresztą wiele robić, by salony mainstreamu stanęły przed nim otworem. Ma wielu znajomych wśród nieprzychylnych PiS-owi dziennikarzy. Z Andrzejem Morozowskim z TVN24 i jego żoną Agatą Nowakowską z „Gazety Wyborczej” przyjaźni się do tego stopnia, że gościł na ich weselu, a oni byli na weselu Kamińskich.

– Nie ukrywamy tej przyjaźni, choć były między nami różne momenty. Ja na przykład miałem do Andrzeja pretensje o taśmy Beger. Nie odzywałem się do niego przez rok. Ale nie potrafię się dłużej na kogoś gniewać – tłumaczy Kamiński w rozmowie z „GP”.

To właśnie w TVN24 Kamiński wygłasza najbardziej ostre teksty przeciwko dawnemu pryncypałowi. To w audycji Morozowskiego żalił się, że prezes chce go zmusić do kablowania na kolegów pod groźbą wyrzucenia z partii za kontakty z Pawłem Poncyljuszem, Joanną Kluzik-Rostkowską i Elżbietą Jakubiak.

Młodzieńcza nienawiść, czyli z NOP do ZChN

„Przyznał mi kiedyś, że jako młody człowiek, pracownik biura ZChN w Sejmie, nienawidził mnie bardzo za krytykę jego partii i ogólny, jak uważał, oportunizm. Wtedy go nie znałem. Zobaczyłem go w sejmie lat 1997–2001 – młody, tęgi, znakomicie dający sobie radę na mównicy, nieco oryginalny, np. występujący o uczczenie pamięci Władysława Broniewskiego, poety rzeczywiście wybitnego, ale gdzie Broniewski, a gdzie ZChN”. Tak Jarosław Kaczyński opisuje Michała Kamińskiego w swoim Alfabecie, wydanym w książce „Polska moich marzeń”.

Na początku lat 90. ówczesny lider Porozumienia Centrum rzeczywiście mógł nie zwrócić uwagi na nieopierzonego, ledwie 20-letniego działacza, choć ten miał już pierwsze kroki do kariery za sobą. Pod koniec PRL został członkiem Narodowego Odrodzenia Polski (NOP), organizacji nawiązującej do tradycji przedwojennego ONR. – Czym się wyróżniał? Miał lekką rękę do pisania – mówi nam Adam Gmurczyk, prezes NOP.

Po okrągłym stole na ówczesnej scenie politycznej kotłuje się jak w tyglu, NOP przystępuje do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. W ten sposób Kamiński, który nie ma wówczas nawet 18 lat, staje się przypadkowo najmłodszym członkiem założycielem ZChN.

NOP nie na długo zagrzewa miejsca w ZChN. – Parę miesięcy później niemal wszyscy członkowie NOP opuścili Zjednoczenie. To było ok. 300 osób. W ZChN zostało tylko czterech, wśród nich Michał Kamiński. Już wtedy umiał wyczuć, skąd wieje wiatr, potrafił się przyssać do ludzi władzy – uważa Gmurczyk.

– NOP uważał, że ZChN jest zbyt krytyczny wobec rządu Tadeusza Mazowieckiego. Ja widziałem w ZChN szansę na budowanie bardziej racjonalnej prawicy – twierdzi Kamiński w rozmowie z „GP”.

Kamiński wkrótce zaczyna pracę w biurze parlamentarnym ZChN. Po wyborach w 1991 r. zostaje asystentem Wiesława Chrzanowskiego, swojego mentora, z którym – jak twierdzi jeden z jego kolegów – wspinał się po górach, teraz lidera partii i marszałka Sejmu.

Gdy w 1993 r. prawica przegrywa wybory, zadomowiony w parlamencie Kamiński przeistacza się w sprawozdawcę sejmowego. To wtedy koledzy po fachu zaczynają nazywać go „Misiem”.

To może wydawać się dziwne, ale w ówczesnym Sejmie politycy i dziennikarze bez skrępowania sobą nawzajem i bez obawy, że ktoś zrobi z tego użytek medialny, raczyli się alkoholem. „Miś” daje się poznać jako świetny kompan do zabawy. Jako korespondent gdańskiego Radia Plus imponuje umiejętnością nadawania z głowy relacji z Sejmu na żywo, nawet gdy jest „po dużym balu”. Jego donośny głos często wówczas słychać w biurze prasowym, gdzie znajdowały się dostępne dla dziennikarzy telefony. Ale „Miś” wzbudza także kontrowersje, gdy przyjmuje zaproszenia na nieoficjalne imprezy z udziałem polityków skupionych wokół jednej z najbardziej mrocznych postaci tego okresu – Mieczysława Wachowskiego.

Równocześnie, co dziś może wydawać się jeszcze dziwniejsze, Kamiński będąc dziennikarzem wciąż działa w ZChN. Gdy Ryszard Czarnecki zostaje w 1994 r. szefem Zjednoczenia, „Miś”, mając zaledwie 23 lata, awansuje na rzecznika partii.

Towarzyszka życia wzywa do bojkotu

Zbliżają się wybory prezydenckie w 1995 r. „Miś” zostaje rzecznikiem kampanii wyborczej Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jeździ z nią po kraju, nabiera doświadczeń.

– To prezes Czarnecki rekomendował poparcie Gronkiewicz-Waltz na prezydenta. To była inna osoba niż dziś, brutalnie atakowana, wydawało się, że miała większą szansę na pokonanie Lecha Wałęsy, tego wielkiego szkodnika, niż Jan Olszewski – mówi Kamiński.

Równolegle robi karierę medialną. W 1994 r. zostaje szefem katolickiego Radia Vox w Bydgoszczy. Jego podwładnym jest wówczas raczkujący adept dziennikarstwa, Tomasz Sekielski, późniejsza gwiazda TVN i TVN24.

– Przyjmowałem go do pracy. Później, niezależnie ode mnie, przeniósł się do Warszawy. Po latach odświeżyliśmy znajomość – opowiada Kamiński.

W 1996 r. obejmuje fotel dyrektora Radia Łomża. To pomaga mu, gdy rok później z Łomży wystartuje w barwach AWS w wyborach do parlamentu. Po raz pierwszy uzyska wówczas mandat poselski.

W Sejmie daje się poznać jako płomienny mówca, obrońca tradycyjnych wartości, ale także bohater skandali towarzyskich. Tajemnicą poliszynela staje się jego romans z posłanką Sojuszu Lewicy Demokratycznej Sylwią Pusz. Plotki wywołuje także jego znajomość z partyjną koleżanką Pusz – Agnieszką Pasternak.

W 1999 r. wywołuje wściekłość środowiska „Wyborczej”, gdy wraz z Markiem Jurkiem (wtedy członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji) oraz Tomaszem Wołkiem (wtedy redaktorem naczelnym „Życia”) wyrusza na spotkanie z przebywającym w Londynie pod opieką Margaret Thatcher gen. Augusto Pinochetem. Na lotnisku Kamińskiego dopadają bojówkarze lewaccy, którzy spryskują jego płaszcz sprajem nasączonym śmierdzącą substancją. „Odlatujcie faszyści, nie wracajcie!” – wołali za nimi.

Gdy w 2000 r. Kamiński na zjeździe regionalnego ZChN zaapeluje: „Miejmy odwagę powiedzieć: »Chcemy Polski dla Polaków«”, „Gazeta Wyborcza” odnotuje: „Wybucha awantura na cały kraj. Sylwia Pusz z SLD, do niedawna towarzyszka życia Kamińskiego, wzywa do bojkotu towarzyskiego posła ZChN”.

Ataki na Kamińskiego sięgają apogeum, gdy broni mieszkańców Jedwabnego przed zarzutami postawionymi w książce Grossa.

Smoleńsk zaszkodzi w kampanii

Nadchodzą kolejne wybory. AWS rozsypuje się. W marcu 2001 r. powstaje Przymierze Prawicy. Michał Kamiński porzuca ZChN i przystępuje do PP z nadzieją na start w wyborach – kandydaci Przymierza mieli startować z list rosnącego w siłę PiS. – Doszło wtedy do bardzo charakterystycznej sytuacji – opowiada nam jeden z działaczy PiS. – Jarosław Kaczyński zapowiedział negocjatorom z PP, że dwóch kandydatów z ZChN nie widzi na listach PiS, a mianowicie Stefana Niesiołowskiego i Michała Kamińskiego. Niesiołowski zareagował histerycznie, wszystkich poobrażał i w efekcie startował z RS AWS. Kamiński zachował się jak cwany lis. Na wewnętrznym spotkaniu powiedział, że to niesprawiedliwe, a na zewnątrz, że udowodni, iż zasługuje na start z list PiS – dodaje.

Po jakimś czasie dzięki wstawiennictwu Marka Jurka, jednego z liderów Przymierza, rzeczywiście otrzymał miejsce na liście.

– Znamienne, że Kamiński był jednym z pierwszych, obok Kazimierza Marcinkiewicza, którzy potem odeszli od Jurka, starającego się – m.in. z Kazimierzem Ujazdowskim – ochronić niezależność Przymierza – dodaje nasz rozmówca.

Jurek do dziś w rozmowie podkreśla walory Kamińskiego: – Michał to bardzo barwny i inteligentny człowiek, ma imponujące zdolności językowe. Na dowolny temat w paru językach jest w stanie na zawołanie wygłosić 10-minutowe przemówienie – mówi „GP”.

Kamiński w cuglach wygrał wybory. Pomógł mu fakt, że startował z Białostocczyzny, która miała dość obwiniania za Jedwabne.

Jeden z polityków PiS twierdzi, że Kamiński poprosił po wyborach lidera PiS o spotkanie. – Przyszedł ze spisem swoich krytycznych wypowiedzi pod adresem Jarosława Kaczyńskiego. Złożył samokrytykę. Przyznał, że zrobił błąd. Wtedy Kaczyński mu chyba wybaczył – uważa.

Od tego czasu Kamiński, wraz z nierozłącznym Adamem Bielanem, z którym się znakomicie uzupełniali, niezmiennie przebywali w otoczeniu prezesa. Razem także dostali się do europarlamentu. Ich pozycję wzmocniła prezydencka kampania wyborcza z 2005 r., wygrana przez Lecha Kaczyńskiego. Prowadzona przez pisowskich spindoktorów kampania parlamentarna w 2007 r. nie była już tak udana. Od tego czasu nabrzmiewał ostry konflikt między frakcją Kamińskiego i Bielana a frakcją ich największego wewnętrznego krytyka – Zbigniewa Ziobry. – Nie ukrywam, że moim zdaniem Ziobro ma wszystkie złe cechy Kaczyńskiego, ale nie ma jego zalet. Jeśli obecnie z kimś z tej frakcji rozmawiam, to z Jackiem Kurskim, ale czysto towarzysko, a nie politycznie – twierdzi Kamiński.

Konflikt obu frakcji nabrzmiewa, a jego apogeum przypada na czas rozliczeń po zeszłorocznej kampanii prezydenckiej.

– Uważałem, że nie należy akcentować Smoleńska w kampanii wyborczej Jarosława, bo będzie to wykorzystywane przeciwko niemu, że gra tragedią w kampanii. Po drugie – że spuścizna prezydentury Kaczyńskiego będzie postrzegana wyłącznie w kontekście rozgrywki dwóch partii – tłumaczy Kamiński. Jednak po kampanii dochodzi do definitywnego rozstania się lidera PiS z Kamińskim, Bielanem i grupą działaczy skupionych przy Jakubiak i Kluzik-Rostkowskiej, którzy stworzyli partię Polska Jest Najważniejsza.

– Po prezydenckiej kampanii wyborczej poczułem się oszukany, bo usłyszałem, że kampanię robili zdrajcy – mówi Kamiński. – Kiedy zrozumiałem, że dla Jarosława Kaczyńskiego ważniejsze jest przywództwo w partii niż zwycięstwo jego obozu politycznego, uznałem, że mam prawo głośno mówić, dlaczego zdecydowałem się odejść z PiS, ryzykując utratę własnej pozycji politycznej. Gdybym siedział cicho, byłbym kandydatem na wiceszefa europarlamentu – twierdzi.

(...)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)