ŚwiatPrzewidział rosyjską agresję na Ukrainę. Teraz przestrzega przed kolejnym ruchem Władimira Putina

Przewidział rosyjską agresję na Ukrainę. Teraz przestrzega przed kolejnym ruchem Władimira Putina

• Były doradca prezydentów USA przestrzega przed kolejnym krokiem Kremla

• Według niego Putin będzie chciał doprowadzić do rozpadu NATO

• Na celownik weźmie kraje bałtyckie, a w szczególności Łotwę i Estonię

• Nie dokona otwartej inwazji, ale wywoła kryzys z udziałem rosyjskiej mniejszości

• Kraje NATO podzieliłby się w ocenie, czy ruszyć Bałtom z pomocą

• Wiarygodność całego systemu obrony kolektywnej Zachodu ległaby w gruzach

Przewidział rosyjską agresję na Ukrainę. Teraz przestrzega przed kolejnym ruchem Władimira Putina
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | U.S. Army photo by Staff Sgt. Pablo N. Piedra
Tomasz Bednarzak

17.11.2016 | aktual.: 17.11.2016 12:07

Aneksja Krymu i rosyjska agresja na Ukrainę była szokiem dla polityków i ekspertów na całym świecie. Jednak nie wszyscy byli zaskoczeni - jednym z tych, którzy przewidzieli taki scenariusz był Paul D. Miller, były analityk CIA i członek prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Miller już w 2012 r. pisał na łamach magazynu "Foreign Policy", że agresja Rosji na Gruzję będzie mieć swoją "kontynuację na Ukrainie", a Władimir Putin "z przyjemnością" wykorzysta zagraniczny kryzys, by na fali nacjonalistycznego wzmożenia uzyskać poklask w kraju.

Miller był krytykowany za przesadne uderzanie w alarmistyczne tony, ale finalnie jego prognozy sprawdziły się co do joty. Teraz przestrzega przed kolejnym potencjalnym krokiem Władimira Putina. Nie jest to dla nas dobra wiadomość, choć nie powinna też być totalnym zaskoczeniem, bowiem były analityk CIA przewiduje, że Kreml weźmie na cel kraje bałtyckie. Podobny scenariusz od co najmniej dwóch lat spędza sen z powiek strategom NATO.

Zdaniem publicysty Moskwa ma obsesję na punkcie NATO, bo widzi w nim nie tylko śmiertelnego wroga, ale i przeszkodę w realizacji jej imperialnych ambicji. Dlatego nadrzędnym celem przyświecającym rosyjskim działaniom jest podważenie wiarygodności Sojuszu, co już częściowo się udało poprzez Gruzję i Ukrainę.

Oba państwa w momencie rosyjskiej agresji nie były co prawda częścią Paktu Północnoatlantyckiego, Zachód jednak oficjalnie obiecywał im członkostwo. Pytaniem było nie "czy", lecz "kiedy" to się stanie. Agresywne działa Rosji pogrzebały te nadzieje, bo nikt teraz nie przyjmie Gruzji z nierozwiązaną kwestią Abchazji i Osetii Południowej, ani Ukrainy z opanowanym przez prorosyjskich separatystów Donbasem.

Gwóźdź do trumny NATO

Gwoździem do trumny NATO ma być podważenie słynnego Artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, stanowiącego, że w razie napaści na jedno państwo paktu, pozostałe udzielą mu pomocy militarnej. Czyli zasady jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Miller przestrzega przy tym, że plan Putina może być wyjątkowo niebezpieczny, bo nie będzie to otwarta inwazja wojskowa, ale operacja o wiele bardziej przebiegła.

W tym świetle kraje bałtyckie są naturalnym celem, zwłaszcza Łotwa i Estonia, gdzie mieszka liczna mniejszość rosyjskojęzyczna. Gdyby Putin wysłał tam swoje zagony pancerne, automatycznie uruchomiłby wspomniany Artykuł 5. Ale wystarczy, że sprowokuje kryzys z udziałem etnicznych Rosjan, którzy zaczęliby domagać się większych praw i autonomii, a także "międzynarodowej protekcji".

Kolejnym etapem byłoby pojawienie się uzbrojonych bojówek na wzór prorosyjskich separatystów w Donbasie, co doprowadziłoby kraje bałtyckie na skraj wojny domowej. Moskwa blokowałaby wszelkie rezolucje ONZ, jednocześnie nalegając na wprowadzenie do krajów bałtyckich rosyjskich sił pokojowych.

Taki rozwój wypadków, nie będący wprost agresją obcego państwa, wbiłby klin pomiędzy państwa NATO. Warszawa z pewnością domagałaby się wypełnienia sojuszniczych zobowiązań i ruszenia Bałtom z pomocą. Ale podobna reakcja Niemiec, Francji czy Włoch nie jest już taka oczywista, ponieważ miałyby wygodny pretekst, by nie brać udziału w niechcianej wojnie. W jednej chwili Sojusz Północnoatlantycki okazałby się wydmuszką i tworem de facto martwym, niezdolnym do podjęcia obrony własnych członków.

Wycofana Ameryka

Według Millera Putin może podjąć taką próbę w przeciągu najbliższych dwóch lat. W momencie kryzysu oczy całego NATO zwrócone będą na Stany Zjednoczone. Jeżeli lider wolnego świata szybko i stanowczo zareaguje militarnie na rosyjskie działania, pociągnie za sobą innych przywódców Zachodu. Istnieje jedna sporo wątpliwości, czy nowy prezydent Donald Trump rzeczywiście by tak postąpił.

Ekscentryczny miliarder w kampanii wyborczej podważał spójność Paktu Północnoatlantyckiego. Mówił, że jest przestarzały, a kraje, które chcą ochrony USA, muszą za nią płacić. Zapowiadał, że dogada się z Władimirem Putinem i niejednokrotnie wyrażał osobisty podziw dla rosyjskiego prezydenta. Newt Gingrich, doradca Trumpa i prominentna postać w jego obozie, mówił w jednym z wywiadów, że "nie warto ryzykować wojny o Estonię, skoro to niewiele więcej niż przedmieścia Petersburga".

Uzasadnione są zatem obawy, że kiedy nadejdzie chwila prawdy, gospodarz Białego Domu pozostawi Europę samą sobie. Będzie to triumf Kremla i spełnienie marzeń Putina o słabym i podzielonym Zachodzie. Miller pisze, że "geopolityczny zegar cofnie się do 1939 roku". Część krajów Europy Środkowo-Wschodniej ulegnie Moskwie i będzie się chciała z nią dogadać, inne - z Polską na czele - będą zbroić się po zęby. W tej wizji najgorsze będzie dopiero przed nami.

Zobacz także
Komentarze (505)