Noc trwała całą dobę
Na początku 1947 roku Stefania została dołączona do transportu więźniów odchodzącego do Workuty za kręgiem polarnym. Ta nazwa wzbudzała wśród więźniów przerażenie. "Kiedy przybyłam na Workutę, trwała zima. Najsroższa, jaką w życiu przeżyłam. Od tego czasu nie miałyśmy już imion i nazwisk. Nadano nam numery i tylko w ten sposób się do nas zwracano. Były naszyte na czapkach i plecach. Cały czas nas upokarzano. (...) W obozie byłam jedyną Polką wśród setek Ukrainek i Rosjanek. Kiedy miałam wolną chwilę, wychodziłam przed barak i po cichu recytowałam zapamiętane z dzieciństwa wiersze. Robiłam to, żeby nie zapomnieć ojczystej mowy" - czytamy.
Zimą w ogóle nie wschodziło słońce, noc trwała całą dobę. "Nienawidziłyśmy purgi - polarnego zjawiska atmosferycznego. To była straszliwa burza śnieżna, która chłostała ziemię biczem zlodowaciałego śniegu. Biada ludziom, którzy znajdowali się wtedy na zewnątrz. Natychmiast byli cali oblepieni śniegiem i zamarzali. Zdarzały się przypadki zamarznięcia całych brygad, które purga zaskoczyła podczas pracy z dala od obozu. Zamarzniętych, zesztywniałych ludzi znajdowano dopiero późną wiosną, gdy tajały śniegi.
Zdarzało się jednak, że wyprowadzano nas w trakcie purgi, aby odkopać ze śniegu tory kolejowe. Śnieg był tak zbity i zamarznięty, że trzeba było rozbijać go kilofami. Jak skałę. Kopałyśmy wzdłuż torów specjalny śniegowy tunel, żeby pociąg mógł swobodne przejechać".
Na zdjęciu: zwolnieni z łagru Polacy, mieszkańcy Workuty, w maju 1955 roku. Stefania czwarta od prawej.