Przestępca zawsze zostawia ślad


W najnowocześniejszych metodach wykrywania sprawców przestępstw wykorzystywane są wynalazki na miarę Nagrody Nobla.

04.07.2005 | aktual.: 04.07.2005 08:19

Zabójcy z Magdalenki, którzy przed dwoma laty stoczyli z policjantami całonocną bitwę, nie mieli szczęścia – zginęli w płomieniach, które ogarnęły zamieniony przez nich w fortecę dom. Gdy ugaszono pożar, na teren zdemolowanej posesji wkroczyli technicy kryminalistyki. Jednym z ich zadań było zebranie śladów, które potwierdziłyby, że zabici to Robert Cieślak i Igor Pikus – groźni gangsterzy, od wielu miesięcy poszukiwani przez policję.

– Identyfikację utrudniał fakt, że zwłoki były częściowo zwęglone – opowiada ekspertka z zakresu genetyki z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji (zarówno ona, jak i pozostali eksperci z uwagi na charakter służby pozostaną anonimowi).

– Ale udało się, dzięki temu, że jeden z mężczyzn miał w zaciśniętej dłoni nabój, a drugi założony na rękę zegarek. Wewnętrzna strona bransolety tak mocno przylgnęła do ciała, że przykleiły się do niej nabłonki. Podobnie z nabojem. Zabity ściskał go z taką siłą, że ochronił przed działaniem temperatury. Zebraliśmy próbki z obu przedmiotów, choć w identyfikacji pomogły nam również włosy znalezione w worku na śmieci oraz inny materiał biologiczny, który zdjęliśmy z butelek, puszek i pojemników na leki...

Ślad replikowany

Badania genetyczne, pozwalające ustalić niepowtarzalny profil DNA konkretnej osoby, to dziś jedno z podstawowych narzędzi wykorzystywanych w praktyce kryminalistycznej. I zarazem jedna z jej najmłodszych technik. Umożliwiająca przeprowadzenie badań mimo dysponowania zaledwie kilkoma komórkami metoda PCR (łańcuchowej reakcji polimerazy) została opracowana na początku lat 90. Jej twórcy, Kary B. Mullis i Michael Smith, w 1993 r. otrzymali za to Nagrodę Nobla z chemii. Dzięki PCR w specjalnej probówce z jednego fragmentu uzyskuje się dwie cząsteczki DNA. Dwie nici każdej z nich rozdziela się, podgrzewając roztwór, i znów przeprowadza replikację. W jej wyniku powstają cztery cząsteczki.

Powtórzenie tego zabiegu za każdym razem powoduje podwojenie liczby cząsteczek DNA. Zatem po 20 cyklach mamy do dyspozycji ponad milion cząsteczek identycznych z cząsteczką wyjściową. Co to oznacza w praktyce? Że nawet ledwie widoczny gołym okiem kawałek złuszczonej skóry może posłużyć do identyfikacji przestępcy.

– Na materiale przesłanym do badań szukamy skóry, krwi, śliny, spermy. A czasami szukamy czegokolwiek – mówi ekspertka genetyk. – Weźmy dla przykładu szklankę. Nas nie interesują ewentualne ślady linii papilarnych pozostawione na jej ściankach. Ale baczną uwagę poświęcamy górnym krawędziom szklanki, bo tam, jeśli z niej pito, pozostały nabłonki z warg, z których da się wyizolować DNA. Jednak szklanka rzadko kiedy służy jako przedmiot przestępstwa – najczęściej może wskazywać na to, że osoba o danym profilu była w miejscu jego popełnienia. Podobnie rzecz się ma w przypadku często gubionych przez sprawców okularów czy telefonów komórkowych. Fragmenty tkanki pozostawione w zausznikach, noskach czy okolicach słuchawki pozwalają starannie określić właściciela rzeczy.

A tego może zdradzić nawet... zapalniczka. Po słynnej strzelaninie w Parolach bandyci, którzy usiłowali odbić tira z kontrabandą, zostawili na miejscu wiele śladów – krwi i odcisków na kartonach. Policja wytypowała grupę podejrzanych i chcąc zebrać materiał porównawczy, zabezpieczyła w ich mieszkaniach koszulki, szczoteczki i inne przybory osobiste. Wśród nich była także zapalniczka, na iskrowniku której znaleziono starte kawałki naskórka jednego z bandytów. Podobny materiał biologiczny zbiera się z bejsbolówek czy kominiarek – z wewnętrznej części otoku, która ma kontakt z głową. Równie starannie identyfikuje się „użytkowników” typowych narzędzi zbrodni – noży, łomów, pałek czy siekier. Niemal zawsze na rękojeści takich przedmiotów można znaleźć złuszczone kawałki skóry dłoni.

Tego rodzaju ślad zdradził kilka lat temu sprawcę śmiertelnego potrącenia kobiety z dwójką wnucząt na warszawskiej Woli. Tuż po zdarzeniu policja otrzymała zgłoszenie o kradzieży samochodu. Porzucone auto znaleziono wkrótce z dala od centrum. W międzyczasie okazało się, że to właśnie ten samochód brał udział w wypadku. Gwałtowne hamowanie, jakie towarzyszyło zdarzeniu, spowodowało odpalenie poduszki powietrznej. Badanie DNA znalezionego na niej niewielkiego śladu krwi potwierdziło, że poduszka uderzyła we właściciela auta. Kolejna analiza pozwoliła stwierdzić, że wyłącznie do niego należały nabłonki zdjęte z kierownicy. Przyparty do muru właściciel przyznał, że nie było żadnej kradzieży...

Uparty policjant

Kwas dezoksyrybonukleinowy nie występuje tylko w łuszczącym się naskórku, cebulkach włosowych, nasieniu, ślinie czy moczu. DNA izoluje się również ze szpiku kostnego, co uczyniono w sprawie wyjątkowo okrutnego morderstwa sprzed kilku lat. Rozkawałkowane zwłoki kobiety znaleziono w śmietniku na stołecznym Mokotowie. Działania operacyjne doprowadziły do mieszkania, w którym, zdaniem dochodzeniowców, musiało dojść do zabójstwa. Tyle że lokal był wysprzątany, a jego właściciel – zięć zamordowanej – zaprzeczał, by ze śmiercią teściowej miał coś wspólnego.

– Dociekliwy technik znalazł w kratce wanny włosy kobiety – relacjonuje ekspertka. – To jednak nie był dowód, bo teściowa mogła się kąpać u zięcia. Ale policjant się uparł i zaczął grzebać w syfonie. I znalazł skruszone kawałki kości. W tym samym czasie zdjęto parkiet w jednym z pokoi i na wewnętrznej stronie klepek znaleziono ślady krwi. Analiza materiału potwierdziła, że należał do zamordowanej. Zięć zabił ją w pokoju, a w wannie rozkawałkował. Nie wszystko dało się spłukać...

Czyżby więc badania DNA były techniką doskonałą? Nic bardziej błędnego. Materiał biologiczny jest niezwykle podatny na „zabrudzenia”. Zwłaszcza w miejscach zabójstw, gdzie przed przyjazdem ekipy kryminalistycznej są obecni świadkowie, osoby, które odkryły ciało, służby patrolowe, prewencyjne, medyczne i nierzadko – w głośnych sprawach – cała rzesza notabli. W efekcie zdarza się, że badania ujawniają mieszaninę materiału biologicznego uniemożliwiającą jednoznaczną identyfikację („podejrzany MÓGŁ być na miejscu”).

Podczas oględzin warszawskiego oddziału Kredyt Banku, gdzie w 2001 r. zastrzelono cztery osoby, znaleziono dwie pary gumowych rękawiczek. Na ich zewnętrznych powierzchniach zidentyfikowano krew zamordowanych kasjerek. Próbki pobrane z wewnętrznych stron pozwoliły zaś na ustalenie profilów dwóch mężczyzn. Czyżby sprawców? – zastanawiali się eksperci. Zasady stosowane podczas oględzin wykluczały, by były to ślady pozostawione przez kogoś z ekipy. Ta bowiem ma obowiązek wyrzucania przedmiotów użytych do zbierania śladów – rękawiczek, ręczników, wacików – do wyznaczonego worka. Bywa jednak, że do tych reguł nie stosują się pracownicy pogotowia (bądź po prostu nie mają na to czasu). I rzeczywiście – materiał porównawczy, pobrany od lekarza i sanitariusza, pozwolił stwierdzić, że to oni nosili porzucone rękawiczki.

Właśnie – materiał porównawczy. Konieczność jego posiadania to kolejna słaba strona analizy DNA i technik kryminalistycznych w ogóle. Nie zawsze bowiem możliwe jest trafne wytypowanie kręgu potencjalnych sprawców, od których (z tylnej części jamy ustnej) pobiera się wymaz do porównań. Nie zawsze też – w przypadku identyfikacji zwłok – udaje się uzyskać materiał biologiczny od krewnych i rodzin (bo nie wiadomo, do kogo się zwracać). Te problemy częściowo rozwiąże budowana w CLK KGP baza danych DNA. Znajdą się w niej profile genetyczne osób podejrzanych, nieustalonych śladów zabezpieczonych w trakcie oględzin miejsc przestępstw oraz zwłok NN. Baza o nazwie Genom umożliwi m.in. powiązanie śladów zabezpieczonych w różnych miejscach zdarzeń. Skojarzy również nowo rejestrowane profile DNA z profilami osób wprowadzonych do bazy przy okazji innych spraw karnych. Słabość metody DNA nie wynika wyłącznie z przyczyn technicznych. W Polsce w badaniach tego typu wykorzystuje się niekodujące fragmenty DNA. Pozwalają one na
wyodrębnienie 10 charakterystycznych dla danej osoby układów (plus 11. grupowego – płci), nie wskazują jednak zewnętrznych, fizycznych cech osobnika. W większości krajów europejskich dopuszcza się badania zakodowanych części DNA, w Polsce byłyby one sprzeczne z ustawą o ochronie danych osobowych.

Dane niezniszczalne

W czasach, kiedy detektywom nie śniło się nawet o DNA, służby kryminalistyczne posługiwały się głównie daktyloskopią. I tak pozostało do dziś, tym bardziej że współczesna daktyloskopia, dzięki rozwojowi technologicznemu, stała się dużo doskonalszym narzędziem. Technika ta opiera się na spostrzeżeniu, że każdy człowiek ma niepowtarzalny wzór linii papilarnych.

– Chodzi o złączenia linii, ich rozwidlenia, umiejscowienie początków i zakończeń, fragmenty o nietypowych kształtach, kropki, plamki – tłumaczy ekspertka daktyloskopii CLK. – Różne systemy prawne różnie określają liczbę cech wspólnych dla materiału dowodowego i porównawczego. W Europie są kraje, w których wymaga się wskazania siedmiu, 12 lub 16 cech, choć tak naprawdę można powiedzieć, że już przy siedmiu możliwość powtórzenia się jest zerowa. W polskim prawie identyfikacja następuje po ustaleniu 12 wspólnych cech, co oznacza, że prawdopodobieństwo wystąpienia identycznego układu wynosi 1:64 mld. Linie papilarne mają też inną zaletę – są niezniszczalne. Zaszkodzić im może dopiero rozkład gnilny. Filmowe ścieranie opuszków? Cóż, pomaga, ale tylko na dwa tygodnie...

Jednak same linie papilarne na niewiele by się zdały, gdyby nie fakt, że ludzka skóra wydziela pot. W 99% składa się on z szybko odparowującej wody, reszta to substancja tłuszczowa. I to dzięki niej poszczególne palce czy całe dłonie pozostawiają na dotykanym przedmiocie odciski linii papilarnych. Większość z nich jest niewidoczna gołym okiem i wymaga specjalnych technik wizualizacji. Na przykład posypania badanej powierzchni proszkiem – sadzą angielską lub argentoratem – którego drobiny przyklejają się do tłuszczu. Tak ujawnione ślady utrwala się, naklejając na nie przezroczystą folię. Nieco inaczej traktuje się odciski pozostawione na papierze – w celu ich wizualizacji używa się specjalnych odczynników chemicznych i światła widzialnego o odpowiednim zakresie (na przykład 505 – niebiesko-zielonego).

Daktyloskopia posiada już własną bazę danych. Mowa o Automatycznym Systemie Identyfikacji Daktyloskopijnej AFIS, którego centralny serwer mieści się w CLK KGP i do którego przyłączone są wszystkie komendy wojewódzkie w kraju. AFIS to zbiór przetworzonych cyfrowo (zeskanowanych) kart daktyloskopijnych, liczący w tej chwili 2,5 mln kart. I każdego dnia powiększający się o kolejne 2 tys. – to skutek przenoszenia do wirtualnych zasobów tradycyjnych, papierowych kart (obecnie jest ich 4,5 mln) oraz bieżącej działalności policji, która daktyloskopuje popełniających przestępstwa i podejrzanych o ich popełnienie. W AFIS-ie znajduje się również baza 50 tys. śladów NN, zebranych z miejsc przestępstw.

Zasadniczo operatorzy systemu wykonują dwie operacje – przepuszczenia przez bazę śladów NN każdej nowo wprowadzonej karty oraz porównania nowych śladów NN z wszystkimi zapisanymi kartami. Żadna operacja nie trwa dłużej niż 12 min. Tymczasem jeszcze kilkanaście lat temu, gdy odciski palców oglądano w papierowym archiwum, podobne przeszukiwanie mogło trwać miesiącami. Decydowano się więc na nie tylko w wyjątkowych wypadkach. A dzisiaj? Każdego roku AFIS identyfikuje ponad 2 tys. nieustalonych wcześniej sprawców przestępstw...

Pył z wykładziny

Nie mniejszym zainteresowaniem policyjnych ekspertów cieszą się ślady butów pozostawione w miejscu przestępstwa. Pozwalają one bowiem zidentyfikować obuwie, jakie miał na sobie sprawca. Do odwzorowania śladu najczęściej używa się gipsu ze specjalnym woskowym wzmacniaczem, zalewając nim wgłębienie. Gips jednak jest zupełnie nieprzydatny, gdy odbicie buta trzeba zebrać ze śniegu – zanim stężeje, wydziela ciepło, niszcząc strukturę śladu.

– Kiedyś w takich sytuacjach używano siarki – opowiada specjalista z zakresu traseologii. – Choć podgrzewana, by nabrała konsystencji płynnego miodu, krystalizowała się szybciej, niż śnieg zdążył stopnieć. Ale to już historia – dziś używamy do śniegu tzw. snowprintu, czerwonego wosku w sprayu.

Współczesna technika pozwala nie tylko na odwzorowanie odcisków wgłębionych – umożliwia również zebranie śladu obuwia z... wykładziny. W tym celu stosuje się tzw. metodę elektrostatyczną. W miejscach, w których mógł się poruszać na przykład włamywacz, rozkłada się folię metalizowaną. Następnie zaś sondą podłączoną do generatora podaje się na nią ładunek elektryczny rzędu 3 tys. woltów. Impuls elektrostatyczny przyciąga pył do folii, na której – jeśli rzeczywiście sprawca stanął na zapylonej powierzchni – odwzorowuje się podeszwa buta. I wszystko układa się pięknie, jeśli podejrzany rzeczywiście ma buty, których podeszwy pasują do zebranego śladu. I nie zaprzecza, że to jego obuwie.

– Dla tych, którzy się wypierają, mamy dodatkową atrakcję w postaci spaceru po płycie... – śmieje się przywołany wyżej ekspert z zakresu traseologii.

– Każdy człowiek ma inną budowę ciała, wagę, długość kończyn itp. To zaś powoduje, że sposób stawiania kroków jest równie niepowtarzalny jak odciski palców. A skoro tak, to każdy z nas inaczej zdziera obcasy i zelówki. Z inną siłą naciskając na podłoże, na swój indywidualny sposób deformuje wkładki. Wspomniana atrakcja to podometr – dwumetrowa płyta z bardzo precyzyjnym urządzeniem pomiarowym, dającym dynamiczny odcisk stopy z zaznaczonymi punktami nacisku i rozkładem sił w poszczególnych fazach ruchu. Innymi słowy – pozwalającym stwierdzić, którą częścią buta atakujemy podłoże i jakimi fragmentami stopy wgniatamy wkładki...

Łuski z Arsenału

– Każda broń zostawia na łusce i pocisku charakterystyczne ślady, zarówno grupowe, cechujące określone typy broni, jak i indywidualne – tłumaczy balistyk z Wydziału Mechanoskopii i Balistyki CLK. – Są to najczęściej mechaniczne przytarcia i wgniecenia, z których większość można dostrzec dopiero pod mikroskopem stereoskopowym. Przy czym nie chodzi tu o jakieś gigantyczne powiększenia. Sprzęt, na którym pracujemy, daje zbliżenie rzędu 64 razy, co w zupełności nam wystarcza.

Skąd się biorą wspomniane ślady mechaniczne? Weźmy przykład pocisku. Otóż w lufie broni palnej znajduje się gwint, który po zdetonowaniu ładunku prochowego wprowadza pocisk w ruch wirujący, umożliwiający stabilny lot. A przy tym wcina się w powierzchnię pocisku, tworząc tzw. pola gwintowe. Charakterystyczne ślady to m.in. szerokość tych pól oraz rozmieszczenie bruzd i prążków wewnątrz nich. Oczywiście, tak jak w przypadku poprzednich technik i tu niezbędna jest baza porównawcza. Jeszcze kilka lat temu łuski i pociski pakowano do torebek i w razie konieczności porównywano pod mikroskopem z nowo uzyskanym materiałem dowodowym. Dziś tego typu operacje wykonuje Automatyczny System Identyfikacji Broni ARSENAŁ, a mikroskop służy do weryfikowania jego ustaleń.

– Arsenał to rosyjska, ale dobra technologia – chwali urządzenie wspomniany ekspert.

– Działający w podczerwieni skaner pozwala na dokładne, cyfrowe odwzorowanie powierzchni pocisku i łuski. A gdy dane zostaną już zapisane, wystarczy przepuścić je przez bazę. Cała procedura zajmuje zaledwie kilkadziesiąt minut. Słabe strony systemu? W zbiorach Arsenału nie znajdują się wyłącznie łuski i pociski zabezpieczone z miejsc przestępstwa. Każdy egzemplarz broni legalnie sprzedawanej na rynku jest przedtem odstrzeliwany, a łuski przechowuje się we właściwej komendzie wojewódzkiej. Gdy policja otrzyma sygnał o utraceniu tej broni, materiał z jej odstrzelania trafia do Arsenału. Rzecz jednak w tym, że dziś, przy nieograniczonym dostępie do zagranicznych rynków broni, wcale nie trzeba jej kupować w Polsce... Postarzyć dziecko

Wykorzystywanie zaawansowanych programów komputerowych to codzienność specjalistów z zakresu antroposkopii, zajmujących się identyfikacją osób i zwłok na podstawie zdjęć fotograficznych i zapisu wideo. Zwłaszcza gdy mowa o ekspertach wykonujących postarzenia osób na zdjęciach (progresja wiekowa), przydatne w trwających od dłuższego czasu poszukiwaniach zaginionych.

– Poza wysokiej klasy programem graficznym trzeba do tego dużej wiedzy – mówi ekspert specjalizujący się w progresji wizerunków zaginionych dzieci.

– I jak największej liczby jak najświeższych zdjęć zaginionej osoby. Jeśli jest nią dziecko, niezbędne są zdjęcia rodziców, rodzeństwa, najlepiej z okresu, gdvy byli w aktualnym wieku dziecka.

I tu zaczynają się problemy. Rzadko kiedy rodziny są w stanie dostarczyć zadowalający materiał zdjęciowy. W przypadku dzieci bardzo często kończy się na marnej fotografii wyrwanej z legitymacji szkolnej. Z wizerunkiem pokrytym pieczątką, nierzadko porysowanym długopisem. Najpierw zatem konieczne jest wyczyszczenie fotografii. To, co dzieje się później, wymaga od autora progresji nie tylko wiedzy anatomicznej i antropologicznej, lecz także znajomości matematyki i geometrii oraz uzdolnień plastycznych. Nie istnieje bowiem program automatycznie zmieniający cechy twarzy – wszystkie te czynności należy wykonać ręcznie.

– Wiadomo na przykład, że z wiekiem zmieniają się wielkość nosa i wysokość czoła – wyjaśnia specjalista. – Twarz z okrągłej staje się bardziej pociągła. Po utracie zębów mlecznych i osadzeniu się solidniejszych, stałych, wydłużeniu ulega okolica wargowo-bródkowa. Pierwotne zdjęcie trzeba więc „rozciągnąć”, uzupełnić o elementy z innych zdjęć, typologicznie zbliżonych.

W tym celu korzysta się również z bazy zdjęć sygnalitycznych (fotografii z policyjnych kartotek). Problem jednak w tym, że zdjęcia sygnalityczne przedstawiają osoby dorosłe. Bywa zatem, że w komponowaniu portretu antroposkopijnego wykorzystuje się fotografie... dzieci policjantów i ich znajomych.

Stworzenie kompletnego wizerunku trwa najczęściej około tygodnia. Czy istnieje maksymalny pułap postarzenia?

– Nie, zdarzyła mi się już ekspertyza, w której postarzyłem wizerunek mężczyzny o 30 lat – opowiada ekspert. – Istnieje za to pułap minimalny. Bardzo trudne jest dokonanie progresji wiekowej niemowlęcia. Na takiej twarzy nie ma czego się złapać – niemowlęta są do siebie tak bardzo podobne. Minimalny wiek dla skutecznej progresji to cztery-pięć lat. Największy osobisty sukces w tym zakresie? Kiedyś otrzymałem pojedyncze, słabej jakości zdjęcie siedmioletniej dziewczynki. Od 10 lat poszukiwała jej policja w Polsce i Stanach Zjednoczonych. Oddając gotowy już portret, bałem się, że pewnie nijak nie ma się do obecnego wyglądu dziewczyny. Po trzech dniach dziecko zostało znalezione, a jakiś uprzejmy policjant przesłał mi jej aktualną fotografię. Odnaleziona wyglądała jak na moim portrecie...

Jak wynika z danych KGP, w strukturach policji służbę pełni 1764 techników kryminalistyki, którzy uczestniczą w oględzinach miejsc przestępstw i ujawniają oraz zabezpieczają różnego rodzaju ślady kryminalistyczne. Rocznie przeprowadza się w Polsce około 300 tys. oględzin. W laboratoriach kryminalistycznych pracuje 634 ekspertów kryminalistyki, którzy badają zabezpieczone ślady i dowody rzeczowe, wydając opinie kryminalistyczne. Średnio w ciągu roku wykonuje się około 150 tys. ekspertyz z różnych dziedzin kryminalistyki.

Marcin Ogdowski

Za pomoc w zbieraniu informacji dziękuję dyrekcji i specjalistom z CLK KGP.

Źródło artykułu:Tygodnik Przegląd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)