Przegrany generał Tadeusz Bór‑Komorowski Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych
30 września 1944 roku, kiedy było już wiadomo o zbliżającym się upadku Powstania Warszawskiego, prezydent RP Władysław Raczkiewicz mianował gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego – dowódcę AK – Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych w kraju i zagranicą. Skomentował to celnie Jan Nowak Jeziorański: "W historii wojen, chyba nie tylko polskich, (Bór-Komorowski) był jedynym dowódcą, na którego ten najwyższy awans spadł w chwili klęski i kapitulacji jego wojska".
Bezpośrednim powodem zmiany na stanowisku Naczelnego Wodza był otwarty konflikt między premierem Stanisławem Mikołajczykiem a generałem Kazimierzem Sosnkowskim (pełnił funkcję Naczelnego Wodza przed Komorowskim od 8 lipca 1943 do 30 września 1944 roku). Po tragicznej śmierci gen. Sikorskiego w katastrofie gibraltarskiej (4 lipca 1943) premierem został właśnie Mikołajczyk, a Naczelnym Wodzem gen. Sosnkowski – był to jeden z najgorszych możliwych scenariuszy, bowiem ich wzajemna antypatia, brak zaufania i ścisłej współpracy niechybnie doprowadzić musiał do katastrofy.
Słynny rozkaz nr 19 dla Armii Krajowej gen. Sosnkowskiego (z przemówienia radiowego z 1 września 1944 roku) był już tylko zapalnikiem prowokującym Mikołajczyka do wszczęcia działań, które doprowadzą do odwołania swego przeciwnika ze stanowiska. Sosnkowski w rozkazie nr 19 mówił m.in.: "Pięć lat minęło od dnia, gdy Polska wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancje, stanęła do samotnej walki z potęgą niemiecką [...] Warszawa czeka. Nie na czcze słowa pochwały, nie na wyrazy uznania, nie na zapewnienia litości i współczucia. Czeka ona na broń i amunicję. Nie prosi ona, niby ubogi krewny, o okruchy ze stołu pańskiego, lecz żąda środków walki, znając zobowiązania i umowy sojusznicze".
Przemówienie Naczelnego Wodza pozbawione było salonowej kurtuazji i dyplomacji, wyrażało głęboką frustrację oraz niemoc w obliczu wieści napływających z wykrwawiającej się Warszawy, której to ani alianci, ani tym bardziej sowieci nie spieszyli z jakąkolwiek pomocą. Reakcja aliantów na słowa Sosnkowskiego była natychmiastowa – żądali dymisji Sosnkowskiego, a prasa brytyjska nie kryła oburzenia jego "obraźliwymi" słowami skierowanych do sojuszników walczącej Polski. Premier rządu RP Stanisław Mikołajczyk zachowanie Sosnkowskiego nazwał "wodą na młyn propagandy niemieckiej" i zażądał jego odwołania ze stanowiska Naczelnego Wodza.
Według historyka Mariana Marka Drozdowskiego gen. Sosnkowski stał się ofiarą konfliktu interesów Polaków (dążących do niepodległości) i zachodnich mocarstw (które w ramach chronienia własnych interesów godziły się na oddanie Polski w ręce Stalina): "Sosnkowski został zdymisjonowany pod presją nie tylko Stalina, ale i aliantów zachodnich, za słowa bolesnej prawdy o przyczynach samotnego boju powstańców Warszawy".
Mianowanie na stanowisko Naczelnego Wodza gen. Bora-Komorowskiego 30 września 1944 w przededniu kapitulacji Powstania Warszawskiego miało zresztą charakter czysto symboliczny, bowiem Bór od zakończenia Powstania miał przecież udać się do niewoli niemieckiej (do obozu w Colditz dla niebezpiecznych i prominentnych jeńców wojennych), aż do dnia zakończenia wojny. Obowiązki Naczelnego Wodza Komorowski przejął więc dopiero po dotarciu do Londynu – z końcem czerwca 1945 roku i pełnił je do listopada 1946 roku. Podczas jego nieobecności p.o. Naczelnego Wodza został gen. Władysław Anders, który niechętnie rozstawał się ze swą zaszczytną funkcją po przyjeździe Bora do Londynu. Anders nie tylko niepochlebnie wyrażał się o kwalifikacjach zawodowych Bora-Komorowskiego (brak wyższego wykształcenia wojskowego, ukończone tylko gimnazjum), ale również kategorycznie krytykował go za podjęcie decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego (Anders żądał oddania Bora pod sąd). Jednak spór o najwyższe wojskowe dowództwo Anders
przegrał z Komorowskim, o czym zadecydowało zdanie prezydenta Raczkiewicza, a nowy Naczelny Wódz – autor klęski Powstania Warszawskiego – był kompletnie ignorowany przez władze brytyjskie.
Był urodzonym oficerem kawalerii, lecz bez przywódczej charyzmy
Tadeusz Bór-Komorowski był urodzonym oficerem kawalerii rozkochanym w swym fachu – koniach, sporcie i zawodach konnych. Niewątpliwie był wielkim i oddanym ojczyźnie patriotą, wybitnym oficerem kawalerii i dobrym jeźdźcą, a zarazem człowiekiem o niezwykłej skromności. Nie miał jednak przywódczej charyzmy, ani odpowiednich predyspozycji – politycznych, wojskowych, osobowościowych – do pełnienia najwyższych urzędów w państwie. Nie posiadał dyplomu ukończenia Wyższej Szkoły Wojennej, jego wykształcenie ograniczało się do skończenia gimnazjum, austriackiej szkoły podchorążych oraz kilku kursów wojskowych. Jak pisze historyk i uczestnik Powstania Warszawskiego Jan M. Ciechanowski: "Komorowski zaczął robić zawrotną karierę dopiero w konspiracji, gdzie brak odpowiednich kwalifikacji był pokryty tajemnicą i niewiele mówiącymi, chociaż nie raz szumnymi pseudonimami i gdzie nie było odpowiednich warunków do ich sprawdzenia (...) W normalnym, regularnym wojsku i frontowych warunkach cała wojskowa kariera gen. Tadeusza
Bora-Komorowskiego zakończyłaby się na dowodzeniu brygadą kawalerii. Tymczasem ten liniowy oficer kawalerii, którego przypadek i zrządzenie losu – aresztowanie gen. Stefana Grota-Roweckiego – wyniosło na stanowisko dowódcy AK i kazało mu decydować o losach stolicy i narodu, chociaż przerastało to tragicznie jego skromne możliwości zawodowe i intelektualne".
O przywódczych umiejętnościach Bora-Komorowskiego nie najlepszego zdania byli nawet jego współtowarzysze płk. Janusz Bokszczanin "Sęk" twierdził, iż cała wiedza Bora-Komorowskiego ograniczała się do "umiejętności dowodzenia pułkiem kawalerii". Podobnego zdania był też płk. Józef Szostak "Filip": "Bór był uczciwym, honorowym i może odważnym człowiekiem, ale nie miał absolutnie żadnych danych, aby zajmować stanowisko, jakie okoliczności mu przeznaczyły. Ten miły, dobrze wychowany i elegancki oficer kawalerii ani z wykształcenia wojskowego ani z talentów wojskowych nie nadawał się na Komendanta Głównego Armii Krajowej. Bór nie był żadną wybitną indywidualnością, nie górował nad podwładnymi charakterem ani żadnymi walorami, które predysponowałyby go na przywódcę".
Decyzja prezydenta Raczkiewicza wynosząca gen. Bora-Komorowskiego na najwyższe stanowisko wojskowe wydawała się być kuriozalna, jednak poza politycznymi przyczynami (naciski aliantów, Stalina oraz konflikt na linii gen. Sosnkowski – premier Mikołajczyk) istotne były też motywacje "moralne". Bór-Komorowski już jako dowódca AK nie był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, jego awans na jeszcze wyższe stanowisko miał więc być pośrednio nobilitacją niezwykłej waleczności i ofiarności szeregowych powstańców warszawskich oraz cywilnych mieszkańców Warszawy. Ten swoisty akt hołdu, jaki poprzez tę nominację składał prezydent RP walczącej stolicy, de facto jednak nobilitował tylko jednego generała, podczas gdy blisko 20 tys. żołnierzy i około 200 tys. mieszkańców Warszawy zginęło niemal anonimowo w trakcie 63 dni krwawych i beznadziejnych walk.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski
Jan M. Ciechanowski „Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego”, Warszawa 2009
Jan Nowak-Jeziorański „Kurier z Warszawy”, Warszawa 2005
Agnieszka Cubała „Ku wolności... Międzynarodowe, polityczne i psychologiczno-socjologiczne aspekty Powstania Warszawskiego”, Warszawa 2003
„Mocarstwa wobec Powstania. Wybór dokumentów i materiałów” pod. Red. Mariana Marka Drozdowskiego, Warszawa 1994