PolskaPrzebieg negocjacji utajniony. Co MON chce ukryć?

Przebieg negocjacji utajniony. Co MON chce ukryć?

Ministerstwo Obrony Narodowej z każdym rokiem coraz więcej działań okrywa tajemnicą. Nie wiadomo, jakie będzie wyposażenie nowego sprzętu, ile ten sprzęt ma kosztować, a czasem nawet MON nie chce zdradzić, co w ogóle chce kupić. Patrząc na przejrzystość działań naszych zagranicznych partnerów, widać, że Polska pod tym względem cofnęła się do czasów PRL.

Polscy żołnierze
Polscy żołnierze
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2021 Anadolu Agency

07.02.2022 10:15

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeszcze sześć lat temu jawność działań w polskim resorcie obrony była raczej oczywistością. Tuż po zmianie władzy, Antoni Macierewicz jako szef MON utajnił Plan Modernizacji Technicznej - wcześniej każdy zainteresowany mógł sprawdzić, na jakim etapie realizacji znajdują się poszczególne programy zbrojeniowe. Za utajnieniem planu modernizacji polskiej armii poszły kolejne ruchy i wkrótce niejawne zaczęły się stawać wszelkie przedsięwzięcia, które z jakiegoś powodu mogły wizerunkowo zaszkodzić ministerstwu.

W zasadzie jawne zostały jedynie kwoty wydawane na zakupy, choć resort nie zawsze jest skłonny podać szczegóły zamówienia. O przejrzystości zamówień, jaką mają obywatele państw skandynawskich, Stanów Zjednoczonych czy Szwajcarii, Polacy mogą pomarzyć. Jak w praktyce państwo polskie odmawia mediom - i obywatelom - wglądu w informacje, które powinny być jawne, widać wyraźnie na przykładzie sprzętu lotniczego – samolotów wielozadaniowych i śmigłowców.

Ekspresowy program Harpia

W 2017 r. Inspektorat Uzbrojenia MON rozpoczął fazę przygotowawczą programu Harpia, w ramach którego resort obrony miał wybrać następcę wyeksploatowanych samolotów MiG-29 i Su-22. W 2018 r., po serii tragicznych wypadków z udziałem MiGów-29, ministerstwo postanowiło przyspieszyć procedurę zakupu ich następców. Fazę wstępną zakończono już pod koniec lutego 2019 r.

4 marca 2019 r. MON ogłosiło, że na podstawie niejawnej decyzji ministra Mariusza Błaszczaka w sprawie pozyskania samolotów wielozadaniowych, Polska zakupi F-35A. Miesiąc później powołano komisję zakupową, która rozpoczęła negocjacje ze stroną amerykańską.

Nadal jednak nie wiadomo, z jakim wyposażeniem będą kupowane samoloty, jaki sprzęt naziemny do ich obsługi będzie potrzebny, co przemówiło za zakupem właśnie F-35A i czy w ogóle brano pod uwagę nabycie innego typu maszyn - np. kolejnej wersji posiadanych już F-16. Nie poinformowano również, jakie zadania mają wypełniać nowe samoloty i w jaki sposób zostaną wkomponowane w system obrony Rzeczpospolitej. Przede wszystkim jednak do tej pory nie wiadomo, ile ostatecznie będą kosztowały.

Wiceminister Wojciech Skurkiewicz informował posłów, że "ostateczna cena zakupu wielozadaniowych samolotów F-35A dla Sił Zbrojnych RP zostanie ustalona po zakończeniu negocjacji ze stroną amerykańską". Posłowie zresztą bardzo często dopytują o postępowania zakupowe, których przejrzystość budzi wątpliwości. Niestety MON nie potrafi odpowiedzieć szczegółowo, ponieważ albo sam nie zna odpowiedzi na pytania, albo z jakiegoś powodu nie chce na nie odpowiadać i zasłania się tajemnicą.

Tak zatem przebiegał harmonogram działań MON: Polska najpierw ogłosiła, co i od kogo będzie kupowała, choć nie wiedziała, ani ile za to zapłaci, ani nawet czego potrzebuje, aby nowy sprzęt prawidłowo funkcjonował. A społeczeństwo nie dowie się, dlaczego wybrano dany model, ponieważ decyzja jest niejawna.

Szwajcarska jakość

Żadne z państw europejskich nie prowadzi zakupów nowych samolotów w taki sposób jak Polska. Na drugim biegunie przejrzystości działań jest Szwajcaria. Tam obywatele wiedzą, na co wydawany jest każdy frank.

Helweci mogą stanowić dla całego świata najlepszy przykład społeczeństwa obywatelskiego, które nie tylko wprost sprawuje kontrolę nad władzą, ale także bezpośrednio decyduje o najważniejszych zakupach dla armii. Oczywiście władze wspierają obywateli w wyborach, dostarczając im wszelkich potrzebnych informacji.

Szwajcarzy przede wszystkim wymagają od producentów testów porównawczych. Gdy Schweizer Luftwaffe zgłosiło parę lat temu potrzebę wymiany myśliwców wielozadaniowych F/A-18C/D Hornet - bo już tylko jedna trzecia nadawała się do prowadzenia operacji - władze pod uwagę wzięły pięć modeli samolotów. W 2019 r. rozpoczęły się testy porównawcze Eurofighter, Rafale, JAS-39 Gripen E, F/A-18E/F Super Hornet i F-35A Lightning II. Każdy z nich musiał wykonać 17 lotów i zrealizować pięć różnych zadań w parze i pojedynczo. Każde zadanie było odpowiednio punktowane. Po zakończeniu testów wyniki opublikowano. Wygrał F-35A.

Znając wyniki testów, rekomendację parlamentu i informacje, co dokładnie będzie zawierał pakiet zakupowy, Szwajcarzy mieli zdecydować, czy postępowanie będzie kontynuowane, czy też należy zrezygnować z zakupu i oszczędzić 6,6 mld dolarów. W referendum Helweci zdecydowali, że rząd może kupić 36 najnowszych samolotów.

Kilka lat wcześniej z kolei, gdy politycy zarekomendowali, by mimo gorszych wyników testów szwedzkich Saab JAS-39E Gripen zastąpią one F-5E/F Tiger II, Szwajcarzy w referendum zdecydowali się odrzucić propozycję zakupu. Prasa poinformowała, że mieszkańcy uznali, że taki zakup jest nieopłacalny i na razie zbędny.

Szwajcaria jest oczywiście w pewnym sensie ekstremum - także ze względu na wielkość kraju - ale można też zajrzeć do państw, które mają podobną historię ostatniego półwiecza jak Polska.

Wielozadaniowe śmigłowce Black Hawk

Litwa, Łotwa i Słowacja postanowiły wymienić swój park śmigłowcowy, ponieważ ich poradzieckie śmigłowce Mi-8 dożywały swoich lat. Wszystkie państwa przeprowadziły postępowanie zgodnie z wszelkimi zasadami sztuki. Od szczegółowej analizy potrzeb i możliwości, przez badanie rynku aż po ostateczny wybór, jakim okazały się śmigłowce UH-60M, których używa wiele armii świata.

Wszystkie rządy wystąpiły do Kongresu Stanów Zjednoczony o zgodę na sprzedaż maszyn w takiej samej konfiguracji - czyli z takim samym wyposażeniem - jak dla amerykańskich sił zbrojnych. Sojusznicy nie mieli problemu, aby wydać zgodę. Wszyscy kongresmeni zgodnie uznali, że wzmocni to potencjał zaprzyjaźnionych armii. Niedługo później wszystkie kraje kupujące sprzęt opublikowały dane dotyczące kwot wydanych w USA i przede wszystkim szczegółów dotyczących zakupionego wyposażenia.

Wszystko jest tajne

Tuż po głośnym zerwaniu z Francją rozmów dotyczących dostawy śmigłowców Caracal w 2016 r. Antoni Macierewicz zapowiedział zakup amerykańskich maszyn Black Hawk z dostawą do końca tego samego roku. Miał też zostać podpisany kontrakt z PZL Mielec. Ale mijały lata, a resort nadal serwował obywatelom tylko obietnice zakupów. W końcu w styczniu 2019 r. MON wydało komunikat o zamiarze zakupu śmigłowców Black Hawk dla Wojsk Specjalnych. Nie była to jednak wersja, jakiej używają amerykańscy specjalsi. Był to model S-70i, którego wówczas nie używała żadna armia na świecie, ponieważ nie był projektowany jako śmigłowiec wojskowy.

Jakby tego było mało maszyny kupiono bez wyposażenia. Później musiano odesłać je do producenta, aby zainstalować potrzebny sprzęt. To zupełnie jakby kupić samochód w najtańszej wersji, a potem wracać z nim do salonu dokupywać potrzebne wyposażenie.

Przebieg negocjacji w sprawie zakupu śmigłowców do tej pory nie jest znany. Już na samym początku MON objął postępowanie tajemnicą. Na pytania dziennikarzy i interpelacje posłów resort odpowiada zdawkowo albo zasłania się tajemnicą.

Na pytanie o cenę wyposażenia, które ma zostać zamontowane, Centrum Operacyjne MON odpowiada, że:

"(...) koszt jednego śmigłowca wraz z wyposażeniem, w roku dostawy, wyniósł ok. 75 mln złotych netto. W skład pakietu logistycznego wchodzi zapas części zamiennych i eksploatacyjnych oraz sprzęt na potrzeby obsługi naziemnej śmigłowców, a pakiet szkoleniowy obejmuje kompleksowe szkolenie pilotów i personelu technicznego. Z uwagi na fakt, że szczegóły i kwoty dotyczące ww. pakietów stanowią niejawne części umowy podlegające ustawowej ochronie, nie ma możliwości podania szczegółowych informacji w przedmiotowym zakresie".

Doszło do takich absurdów, że resort tak samo odpowiada na pytanie o to, czy śmigłowce będą wyposażone w sondy do tankowania. Sondy mają ponad trzy metry długości i są widoczne gołym okiem nawet ze sporej odległości. Ministerstwo uznało jednak, że ich obecność jest informacją niejawną. Więc nie odpowie na to pytanie.

Tajne przez poufne

Te dwa zakupy nie są wyjątkiem. Odkąd politycy Prawa i Sprawiedliwości kierują resortem obrony, większość zakupów prowadzona jest w ramach tzw. pilnej potrzeby operacyjnej, która jest wytrychem do kupowania sprzętu bez postępowania przetargowego. Dzięki temu resort może kupić dowolny sprzęt z półki i nie tłumaczyć się z wydanych pieniędzy.

Jest to jednak duży problem w sytuacji, gdy żołnierze dostają przez to wydmuszki, jak w przypadku śmigłowców S-70i, a ministerstwo ucina temat oświadczeniem, że "śmigłowce spełniają wymagania Sił Zbrojnych".

Takich wątpliwości nie mają obywatele wszystkich wymienionych powyżej państw. Wiedzą, na co wydawane są ich podatki i czy żołnierze otrzymują sprzęt, na jaki zasługują i którego potrzebują. Polacy wiedzą jedynie, że pojawią się śmigłowce.

W tym samym czasie trwa festiwal propagandy sukcesu, a minister Błaszczak może ogłaszać, że polscy żołnierze otrzymują najlepszy sprzęt.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także