Prokuratura: "Oszustwo". Ludzie posła Mejzy z zarzutami
Asystentom posła Łukasza Mejzy postawiono zarzuty oszustwa i fałszowania dokumentów - wynika z informacji Wirtualnej Polski. - Wyszedłbym lepiej, pracując w kebabie, niż u Mejzy - mówi WP jeden ze współpracowników. Sprawa dotyczy działalności firmy polityka i fikcyjnych szkoleń za kilkaset tysięcy złotych.
Sprawa prowadzona przez Prokuraturę Regionalną w Poznaniu, a wcześniej przez Prokuraturę Okręgową w Zielonej Górze, zaczęła się od tekstów Wirtualnej Polski. Jesienią 2021 r. opisaliśmy działalność firmy Łukasza Mejzy - "Future Wolves". Ta jednoosobowa działalność gospodarcza została zarejestrowana w 2019 r. w domu rodziców polityka.
"Future Wolves" została partnerem programów "Lubuskie Bony Rozwojowe" oraz "Lubuskie Bony Szkoleniowe". Pieniądze na bony pochodziły ze środków unijnych, z programu przyjętego przez samorząd województwa lubuskiego. Łukasz Mejza był wówczas radnym sejmiku województwa lubuskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump przekona Putina? "Jest nim zafascynowany"
Fikcyjne szkolenia
W ramach programu mali i średni przedsiębiorcy mogli zgłosić się po bony, które potem realizowali w firmach oferujących m.in. szkolenia. Po zrealizowaniu ćwiczeń firma, która je prowadziła, rozliczała bony u operatora programu. Tak wyglądał proces płatności.
Szkolenia w firmie Łukasza Mejzy wybrało w sumie 52 przedsiębiorców. Na liście były np. salon fryzjerski, studio fotograficzne i firmy handlowe. Według oświadczenia majątkowego złożonego w Sejmie Łukasz Mejza zarobił na działalności "Future Wolves" 961 tysięcy złotych.
Ale jak wykazała kontrola z lubuskiego Urzędu Marszałkowskiego, szkolenia w firmie Mejzy były w znacznej mierze fikcją. Urzędnicy wskazali szereg nieprawidłowości, które przybliżamy poniżej.
I tak np. kontrolerzy próbowali skontaktować się z 10 osobami, które korzystały ze szkoleń "Future Wolves". Spośród nich jedna stwierdziła, że w ogóle nie brała udziału w szkoleniu. Część szkolących dostała certyfikaty ukończenia szkolenia jeszcze podczas jego trwania. Z kolei inni test kończący zaplanowany na pół godziny wykonywali w minutę. Do platformy e-learningowej osoby z różnych firm logowały się, używając jednego numeru IP (numer identyfikacyjny nadawany komputerom i innym urządzeniom, które łączą się z siecią). Stwierdzono też, że niektórzy szkolili się nieustannie - bez wylogowywania się - przez osiem dni.
A po przeprowadzeniu szkoleń cała platforma do ich przeprowadzenia wraz z materiałami szkoleniowymi zniknęła. Została skasowana i kontrolerzy nie mogli zapoznać się z jej treścią. W efekcie urzędnicy zawiadomili prokuraturę o nieprawidłowościach przy wydawaniu unijnych pieniędzy.
Powyborcze przyspieszenie
Za rządów PiS sprawą zajmowała się Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze. Na jej zlecenie agenci CBA przeszukali m.in. dom rodziców posła. Gdy śledczy chcieli stawiać zarzuty, sprawa została przeniesiona do Prokuratury Regionalnej w Poznaniu. Tam czynności straciły na intensywności. Dopiero po zmianie rządu prokuratura potwierdziła nieprawidłowości stwierdzone wcześniej przez urzędników. 31 października 2024 r. zarzuty usłyszało trzech współpracowników Łukasza Mejzy: jego obecny asystent Franciszek P., były asystent oraz były współpracownik firmy Future Wolves.
Według prokuratury Franciszek P. popełnił sześć przestępstw polegających na oszustwie i fałszowaniu dokumentów, których miał się dopuścić przy prowadzeniu szkoleń pod nazwami "Customer Experience, czyli obsługą klienta na poziomie Pro [e-learning]", "Internetowy Lider, czyli wizerunek firmy w social media [e-learning]" oraz "Skuteczne zarządzanie i budowanie zespołu [e-learning]". Wszystko w ramach działalności firmy "Future Wolves" Łukasza Mejzy.
Franciszek P. od lat współpracuje z Łukaszem Mejzą. Dziś jest jedynym asystentem posła wymienionym na stronie Sejmu. Był zaangażowany m.in. w działalność firmy Vinci NeoClinic, która oferowała niesprawdzone kuracje w podejrzanej klinice w Meksyku. Wiosną 2023 r. pisaliśmy, że P., który namawiał rodziców śmiertelnie chorych dzieci na niesprawdzoną terapię za ogromne pieniądze, dostał posadę w państwowym banku PKO BP. Po naszej publikacji stracił tę pracę.
Dwóch kolejnych współpracowników Mejzy (w tym jeden były asystent poselski) usłyszało w sumie pięć podobnych zarzutów.
Żaden z podejrzanych nie przyznał się do popełnienia zarzucanych im czynów. Wszyscy odmówili też złożenia wyjaśnień oraz odpowiedzi na pytania.
"Za ułamek średniej krajowej"
Wirtualnej Polsce udało się porozmawiać z byłym asystentem Łukasza Mejzy. Poprosił o anonimowość.
- Nie chciałbym być kojarzony z jego osobą, bo to w oczywisty sposób negatywnie oddziałuje na każdą sferę mojego życia. Wystarczy mi wstydu, gdy ktoś mnie kojarzy z Łukaszem - mówi mężczyzna.
- Nie jestem pierwszą osobą, której kontakty z Łukaszem Mejzą nie wyszły na dobre, a dochodzą do mnie informacje, że pojawia się ich coraz więcej. Przez bardzo długi czas za ułamek minimalnej krajowej, a przez pierwsze kilkanaście miesięcy za równe zero i benefity pracownicze typu kebab na mieście, sprzątałem mu mieszkanie, woziłem z imprezy na imprezę i znosiłem autorytarny styl zarządzania oraz wiele mało śmiesznych, ćwierćinteligenckich żartów, bo jak wielu innych uwierzyłem mu w to, że przy nim odniosę sukces - wspomina były asystent posła.
Jak skomentuje zarzuty dotyczące oszustwa i fałszowania dokumentów w ramach szkoleń prowadzonych przez firmę posła wybranego z listy PiS?
- Nie wchodząc w szczegóły, moje zarzuty dotyczą korzyści odniesionych przez pana Mejzę, nie przeze mnie samego. Wyszedłbym lepiej, pracując w kebabie. Przynajmniej nie miałbym zarzutów. A jego to nie interesuje. Uważam się za uczciwą osobę i jeśli będzie taka potrzeba, to będę próbował to udowodnić - mówi były asystent. Dodaje, że wszyscy jego koledzy odeszli od Mejzy, a jeden z nich musi na drodze cywilnej dochodzić swoich roszczeń.
Na pytanie o to, czy działali na polecenie posła Mejzy, odpowiedział: - Tak zaradnej grupy nastolatków, która byłaby w stanie poprowadzić firmę, szukałbym na którymś z wydziałów Harvardu, nie w zielonogórskim biurze z odpadającymi tynkami.
- Niedawno dowiedziałem się, że on skleił sobie kolejną grupę młodych chłopaków po technikum. Opowiada im bajki o świetlanej przyszłości, a oni przychodzą do jego biura i pracują. Mam nadzieję, że przejrzą na oczy szybciej, niż my to zrobiliśmy - kończy nasz rozmówca.
Nie komentują sprawy
Łukasz Mejza, który w czasie, gdy według śledczych dochodziło do oszustw, kierował działalnością "Future Wolves" i wydawał polecenia swoim współpracownikom, na razie nie usłyszał żadnych zarzutów w tej sprawie. Chroni go immunitet poselski. Śledczy nie ujawniają, czy i kiedy zamierzają wystąpić o jego zniesienie. Na razie śledztwo przedłużono o kolejne miesiące.
W Sejmie procedowany jest z kolei wniosek o zniesienie immunitetu ws. nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych posła Mejzy. W sprawie jego działalności toczą się również dwa inne śledztwa w Zielonej Górze i Warszawie.
Łukasz Mejza i Franciszek P. nie odpowiedzieli na naszą prośbę o skomentowanie sprawy.
Szymon Jadczak jest dziennikarzem Wirtualnej Polski