Prokuratura: na wraku tupolewa nie stwierdzono obecności trotylu i nitrogliceryny
- Nie jest prawdą, że w wyniku przeprowadzonych czynności w próbkach z samolotu znajdują się ślady trotylu i nitrogliceryny - ani na zewnątrz, ani w środku samolotu - oświadczył w imieniu Naczelnej Prokuratury Wojskowej, pułkownik Ireneusz Szeląg, szef wojskowej prokuratury w Warszawie. - Dopiero ekspertyzy laboratoryjne dadzą ostateczną odpowiedź ws. materiałów wybuchowych - podkreślił szef prokuratury. Do dziś pozostaje aktualna konkluzja, że nie było zamachu - zapewnia prokuratura.
30.10.2012 | aktual.: 30.10.2012 16:51
Na specjalnej konferencji prasowej zaprzeczył temu płk Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo ws. katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Jak powiedział, informacje "Rz" wymagają sprostowania, zawierają "szereg informacji nieprawdziwych lub co najmniej nieprecyzyjnych" oraz "nieuprawnione spekulacje". Charakter publikacji gazety o rzekomym wykryciu trotylu na szczątkach samolotu Szeląg uznał za "sensacyjny".
- Powołani przez prokuraturę biegli nie stwierdzili obecności na wraku tupolewa trotylu ani żadnego innego materiału wybuchowego - oświadczył. Zaprzeczył, by - jak pisała "Rz" - stwierdzono ślady materiałów wybuchowych wewnątrz samolotu, na poszyciu skrzydła, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem, na miejscu katastrofy i na wydobytych ostatnio szczątkach Tu-154M.
Szeląg poinformował, że wszystkie szczątki wraku zbadano tzw. spektrometrami ruchliwości jonów pod kątem obecności związków chemicznych mogących stanowić materiały wysokoenergetyczne, w tym wybuchowe. - Biegli nie stwierdzili obecności na badanych elementach jakichkolwiek materiałów wybuchowych - dodał. Zamówiona przez WPO opinia ekspertów z policji dotyczy jakichkolwiek śladów materiałów wybuchowych na wraku. Ich całościowa opinia może być gotowa nawet za pół roku.
Zamówiona przez WPO opinia ekspertów z policji dotyczy jakichkolwiek śladów materiałów wybuchowych na wraku, także występowania uszkodzeń charakterystycznych dla ich użycia. Całościowa opinia biegłych może być gotowa nawet za pół roku. Jak mówił prokurator, biegli jeszcze nie przebadali wszystkich próbek. Tych ostatnich - wyjaśniał Szeląg - zabezpieczono kilkaset, m.in. właśnie przy pomocy spektrometrów.
Według Szeląga czynności biegłych służyły zabezpieczeniu próbek, a nie wyciąganiu wniosków. - Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - podkreślił Szeląg. Dodał, że dziś takie wnioski może "wyciągać jedynie laik, osoba niemająca elementarnej wiedzy na temat tego rodzaju badań".
Jak wyjaśniał Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. Dodał, że wielokrotnie sygnalizowały one możliwość wystąpienia związków chemicznych o budowie podobnej do materiałów wysokoenergetycznych; reagowały np. na namiot wykonany z PCW.
- Urządzenia wykorzystywane są tylko do wstępnych, szybkich testów przesiewowych, wskazujących co najwyżej ma możliwość wystąpienia związków chemicznych mogących być materiałem wysokoenergetycznym. Urządzenie wskazywało biegłym, że badany element powinien być zabezpieczony i poddany szczegółowym, profesjonalnym badaniom w laboratorium - powiedział Szeląg.
Podkreślił, że zgromadzone dowody i uzyskane opinie w żaden sposób nie dostarczyły podstaw do tego, by stwierdzić, że katastrofa była efektem działania osób trzecich, zamachu. - Do dziś nie znajdujemy przesłanek, by się z takiego stwierdzenia wycofać - powiedział.
- Śledztwo nie toczy się w ten sposób, że prokuratura mówi: ten wątek jest już wykończony. Jeżeli tak - wydaje się określoną decyzję procesową (np. zarzuty lub umorzenie jakiegoś wątku - przyp. PAP). W tym zakresie decyzje nie zapadły. Cały czas jest gromadzony materiał dowodowy, który może implikować konieczność przeprowadzenia dalszych czynności. Plan postępowania jest określony szczegółowo i na długi okres naprzód - wyjaśnił Szeląg.
Zarazem powiedział, że nie ma obaw co do tego, czy upływ czasu zniekształci wyniki tych badań. - Otóż taką obawą nie należy zaprzątać sobie głowy. Istnieją urządzenia i metody badawcze, które potrafią wykryć takie materiały dopiero teraz - podkreślił Szeląg.
Poinformował również, że nie ma ekspertyzy, która mówiłaby, iż na ciałach ofiar katastrofy znaleziono ślady materiałów wybuchowych. Niektóre media podawały, że na kilku ekshumowanych ciałach znaleziono ślady podejrzanych substancji, mogących być takimi materiałami. Szeląg podkreślił, że ekspertyzy fizykochemiczne dotyczące próbek pobranych z ciał ekshumowanych ofiar będą częścią jednej opracowywanej opinii.
Doniesienia "Rzeczpospolitej"
Polscy specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, którzy badali wrak samolotu, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych - poinformowała "Rzeczpospolita". Teraz dostali od MON-u zakaz informowania swoich przełożonych o wynikach wykonanych ekspertyz - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM.
Polscy prokuratorzy i biegli mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu bez dokładnego przebadania tupolewa. Twierdzili też, że polscy eksperci, którzy prowadzili wcześniejsze badanie, mieli do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.
Dlatego przez miesiąc badali wrak w Smoleńsku. Ich badania wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę.
Na czele ekipy stali dwaj referenci postępowania smoleńskiego podpułkownicy Jarosław Sej i Karol Kopczyk. Wyposażono ich w najnowocześniejszy sprzęt pozwalający na wykrycie najdrobniejszych śladów materiałów wybuchowych.
O odkryciu biegłych poinformowano natychmiast prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka oraz Donalda Tuska.
Ciężko jednak stwierdzić, jak ślady trotylu znalazły się na wraku. Wciąż pozostaje możliwe, że mógł pochodzić jeszcze z czasu walk w Smoleńsku podczas II wojny światowej.
Do tej pory biegli pracujący dla prokuratury nie stwierdzili obecności we wraku materiałów wybuchowych. Powoływali się przy tym na ekspertyzy rosyjskich specjalistów.
Wypowiedź Andrzeja Seremeta z 27.06.2012
- Dysponujemy opiniami pirotechnicznymi, które poprzez badanie odzieży oraz szczątków wykluczyły działania jakichkolwiek substancji chemicznych – mówił Andrzej Seremet 27.06.2012 w audycji "Gość Radia ZET" Moniki Olejnik.
- Dysponujemy rejestratorem danych technicznych, które niemal do samego końca rejestrują te dane i nic nie wskazywałoby na to, że nastąpił jakiś wybuch – dodał prokurator generalny. Przypomniał również, że prokuratura posiada opinię biegłych wykonanymi po ekshumacji Zbigniewa Wassermanna. - Stwierdzili, że badania szczątków pana Wassermanna wskazują na to, że noszą takie obrażenia, które są charakterystyczne dla ofiar wypadków komunikacyjnych. Nie stwierdzono, aby na to ciało działały siły akustyczne bądź uderzeniowe. Myślę, że ten zestaw informacji jest dość przekonywujący – mówił wtedy Seremet.