Rosyjska ofensywa na Ukrainie
Zmiękczona zachodnimi sankcjami i pikującymi cenami ropy naftowej Rosja w ostatnim czasie wysyła sygnały, że jest gotowa pójść na ustępstwa w sprawie Donbasu. Jednak opcja siłowa wciąż leży na stole. Rok temu nikt nie przewidział, że dojdzie do aneksji Krymu. Zatem dziś również niczego nie możemy wykluczyć.
Na wiosnę wschód Ukrainy znów może zapłonąć. Władimir Putin i jego zausznicy, postawieni pod ścianą ogromnymi kłopotami gospodarczymi, mogą stać się nieobliczalni i zdolni do desperackich działań. Kolejna zwycięska kampania będzie miała na celu zjednoczenie rosyjskiego społeczeństwa, utrzymanie w kraju patriotycznego wzmożenia i odwrócenie uwagi od wewnętrznych problemów.
Nie ulega wątpliwości, że wymarzonym celem Kremla jest zmiana władzy w Kijowie na taką, która byłaby mu uległa. Rosjanie łakomym okiem mogą też spoglądać na kompleks militarno-przemysłowy wschodniej Ukrainy, który przed wojną był blisko powiązany z ich zbrojeniówką.
Istnieje również kwestia anektowanego Krymu, z którego utrzymaniem Rosja ma ogromne problemy. Z tego powodu może pokusić się o wywalczenie lądowego korytarza łączącego ją z półwyspem, a być może ciągnącego się nawet dalej, aż do kontrolowanego przez Moskwę separatystycznego Naddniestrza.
Na zdjęciu: rosyjskie haubicoarmaty samobieżne podczas ćwiczeń na terenie Białorusi.