PolitykaProf. Nowak-Far: Polska izoluje się w Unii na własne życzenie

Prof. Nowak-Far: Polska izoluje się w Unii na własne życzenie

Premier Mateusz Morawiecki i szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen
Premier Mateusz Morawiecki i szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen
Źródło zdjęć: © Getty Images | Thierry Monasse
Marcin Makowski
25.10.2021 15:57

- Zaognianie sporu z Unią to ślepa uliczka, zwłaszcza, jeśli premier Morawiecki odwołuje się do metafory III wojny światowej. Taka przesada może być odczytana przez inne państwa członkowskie jako zamykająca możliwość negocjacji, wynikająca z braku pola manewru po stronie polskiej. Rozumiem, że nasz rząd używa tego języka jako taktyki podnoszenia stawki negocjacji - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Artur Nowak-Far, ekspert prawa europejskiego.

Marcin Makowski: Premier Mateusz Morawiecki miał ostrzec w wywiadzie dla "Financial Times", że Komisja Europejska rozpocznie "trzecią wojnę światową", jeśli wstrzyma fundusze mające popłynąć do Warszawy w ramach Funduszu Odbudowy. Jak taki komunikat może podziałać na Brukselę - i czy jest skuteczny?

Prof. Artur Nowak-Far (Szkoła Główna Handlowa): Myślę, że ten komunikat pokazuje, że rząd działa w złej wierze, choć oczywiście to jego prawo, aby używać ostrzejszego języka. Mateusz Morawiecki zapewne sądzi, że ma jeszcze jakieś pole manewru, że Komisja Europejska ustąpi, ale – w moim przekonaniu – najpewniej się przeliczy.   

Dlaczego?

Zaognianie sporu to – w obecnej sytuacji - ślepa uliczka, zwłaszcza, jeśli premier odwołuje się do metafory wojny. Taka przesada może być odczytana przez inne państwa członkowskie jako zamykająca możliwość negocjacji, wynikająca z braku pola manewru po stronie polskiej. Rozumiem, że nasz rząd używa tego języka jako taktyki podnoszenia stawki negocjacji. Zupełnie wprost wysyła przecież komunikat, że o fundusze będzie zabiegać, używając wszelkich metod. Łącznie z robieniem problemów innym państwom członkowskim na forum UE. Problem polega na tym, że tego rodzaje techniki nie podniosą naszej pozycji negocjacyjnej, bo to partnerzy unijni mają asy w tej grze.

Donald Tusk skrytykował słowa premiera w mediach społecznościowych. "Świat zdębiał po wywiadzie polskiego premiera, w którym zapowiada on III wojnę światową wywołaną konfliktem między Polską a Unia Europejską. W polityce głupota jest przyczyną większości poważnych nieszczęść" - napisał na Twitterze. Czy my potrafimy jeszcze rozmawiać o sporze z Unią poza wchodzeniem w emocje? Jakie narzędzia negocjacyjne pozostały? 

Nie chcę komentować słów Donalda Tuska, natomiast jeśli pyta pan o dyplomatyczne pole manewru… Żeby zrozumieć, co zostało, trzeba się zastanowić, skąd w ogóle ta metaforyczna "III wojna światowa"? Ona toczy się dlatego, że w przekonaniu większości państw członkowskich polski rząd nie daje gwarancji wystarczającego poziomu ochrony uprawnień pochodzących z prawa unijnego wobec własnych obywateli oraz obywateli innych państw członkowskich UE, którzy np. prowadzą u nas działalność gospodarczą lub są tu zatrudnione. Komisja Europejska, która reprezentuje interes ogólnounijny, nie ma możliwości ustąpienia. Rząd, który usztywnia się podobnymi komunikatami, pokazuje natomiast, że ma znikome pole manewru i przestrzeni do kompromisu. To raczej krótkowzroczna gra.

Premier kilkukrotnie w mediach oraz na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego w Strasburgu zapowiedział likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. To jeden z warunków przedstawionych przez Komisję, zbliżających Polskę do wypłaty unijnych funduszy. Czy wystarczający? 

Nie jestem pewien, bo mówimy o jednym z wyroków Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, a gdzie pozostałe? Ostatecznie chodzi o to, aby nie łamać prawa unijnego na innych płaszczyznach. Idzie również o całościowe - a nie wybiórcze - respektowanie orzeczeń TSUE. Problem między Polską a Unią nie sprowadza się tylko do jednej izby w SN, ale do kumulatywnego nagromadzenia takich rozwiązań dotyczących wymiaru sprawiedliwości, które powodują powstanie uzasadnionych wątpliwości, czy są one zgodne z prawem unijnym. 

Premier Morawiecki mówi w cytowanym już wywiadzie dla "FT", że Warszawa "będzie bronić naszych praw każdą bronią, jaką mamy do dyspozycji". Jak rozumie pan tę zapowiedź?

Zacznę od tego, że samo sformułowanie "obrona naszych praw" uważam za błędne, bo "naszym prawem" jest prawo do niezawisłych sądów i praworządnego państwa.

Nie pytam o ocenę tej wypowiedzi, tylko realne mechanizmy, które rząd może zastosować w kontekście "kontry" do działania Unii.

Polska może storpedować m.in. Zielony Ład czy inne programy rozwojowe oraz odnoszące się do nich akty prawne Unii Europejskiej. Dajmy na to Komisja Europejska, która ma inicjatywę ustawodawczą, będzie zgłaszała jakiś wniosek, a Polska będzie próbowała z automatu głosować w kontrze. Tam, gdzie będziemy występować w procedurze większości kwalifikowanej, zostaniemy jednak ograni, ale w przypadku wymogu jednomyślności - czyli w odniesieniu np. do pakietu podatkowego - polska delegacja będzie realnie wstrzymywać prace legislacyjne, bo tu obowiązuje mechanizm weta. 

Jak Unia może na podobne działania odpowiedzieć?

Wieloletnia praktyka obrony przed nadużywanym wetem polega na wyciąganiu poszczególnych kwestii poza agendę UE, a wprowadzenie ją do uzgodnień międzyrządowych – poza sferą prawa unijnego. Można zatem podpisać traktat pomijający Polskę; była już taka groźba w przypadku weta Funduszu Odbudowy. Jak widać, to może powodować zmarginalizowanie naszego państwa. Będąc zawsze na "nie", rząd będzie pomijany w negocjacjach, co nie pozwoli na właściwe realizowanie interesu krajowego w ramach obecności w Unii. Jeśli wszyscy wiedzą, że Polska będzie zawsze na "nie", nie będą z nami niczego negocjować, nie będą proponować nam swoich ustępstw w różnych dziedzinach, w których toczą się unijne negocjacje. 

Mówi pan, jakby Polska była w swojej retoryce zupełnie osamotniona, tymczasem Węgry mówią podobnym językiem. 

Tyle że Węgry w skali unijnej to nieduże państwo, a sam Viktor Orban potrafi szybko zmieniać fronty, gdy widzi, że niewiele zyskuje z obranego scenariusza. Pytanie, co Polska będzie w stanie zaoferować Budapesztowi, czego nie zaoferuje Bruksela? I to w każdej sprawie, w której Polska będzie mówiła to swoje "nie". 

Gdzie ten kierunek może nas zaprowadzić? Z jednej strony słyszymy bowiem ostre zapowiedzi Komisji Europejskiej, a z drugiej podczas szczytu Rady Europejskiej m.in. Angela Merkel apelowała o dialog i niezamrażanie funduszy dla Polski. Czy te pieniądze faktycznie są na szali?

Jestem przekonany, że miliardy euro faktycznie są na szali. W obecnej sytuacji, w której rząd mówi o "III wojnie" najważniejsze decyzje będą już podejmowane poza nami. To kanclerz Niemiec i inni przywódcy państw-płatników netto do budżetu UE będą mówić, co może się stać z pieniędzmi dla naszego państwa. Gdzie jest tutaj polska dyplomacja, bo przecież Donald Tusk – nie będąc rządem - jej nie prowadzi.

Nie on ma się wypowiadać na konferencjach o tym, czy otrzymamy wypłaty z KPO. Polska krok po kroku "pereferyzuje się" na własne życzenie. Nie wiem, czy ta droga prowadzi nas do polexitu, ale już dzisiaj widzimy, że działamy w Unii na zasadzie samoizolacji, ograniczonego pola manewru. To jest najgorszy z możliwych scenariuszy, na dłuższą metę nie do utrzymania. 

Marcin Makowski dla WP Wiadomości

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1731)
Zobacz także