Prof. Machnikowski dla WP: dajemy się wciągać w podwójną grę Państwa Islamskiego
Przy ciałach dwóch terrorystów, którzy dokonali zamachu w Paryżu znaleziono paszporty - syryjski oraz egipski. - Zostawienie tych paszportów przypomina rozwieszenie plakatu. Jest to elementarna próba manipulowania dyskusją na temat imigrantów, społeczeństwem oraz politykami rządzącymi poszczególnymi państwami. Dżihadyści od dawna dążą do polaryzacji i rozwarstwienia społeczeństwa zachodniego (...) Tym samym dajemy się wciągać w podwójną grę Państwa Islamskiego. Jednym z głównych celów terrorystów jest bez wątpienia próba rozbicia jedności UE - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Ryszard Machnikowski, wykładowca Uniwersytetu Łódzkiego i znawca problematyki terroryzmu.
WP: Kilka miesięcy temu Państwo Islamskie ogłosiło, że Syryjczycy i Libijczycy uciekający do Europy popełniają grzech, wystawiając swoje dzieci na wpływy ateizmu, narkotyków, alkoholu i permysywizm seksualny. Czy znalezienie przy ciałach zamachowców z Paryża paszportów z Egiptu i Syrii jest na rękę ISIS? Kraje UE dostały bowiem mocny argument by zmienić swoją politykę wobec uchodźców.
Prof. Ryszard Machnikowski: Nie traktowałbym tego oświadczenia Państwa Islamskiego tak bardzo poważnie. To jest wojna, która toczy się także na słowa. Wiadomo, że terrorystom jest wygodnie, gdy do Europy napływają uchodźcy, ponieważ mogą pomiędzy nimi umieszczać swoich ludzi. Tak najprawdopodobniej było także w przypadku zamachów w Paryżu, choć nie ma jeszcze w tej materii stuprocentowej pewności.
WP: Pojawia się jednak pytanie: po co terroryście podczas przeprowadzania samobójczego zamachu paszport? Wciąż nie wiadomo również czy nie były one sfałszowane. Po co zostawiono te dokumenty?
- Zostawienie tych paszportów przypomina rozwieszenie plakatu. Jest to elementarna próba manipulowania dyskusją na temat imigrantów, społeczeństwem oraz politykami rządzącymi poszczególnymi państwami. Dżihadyści od dawna dążą do polaryzacji i rozwarstwienia społeczeństwa zachodniego. Terroryzm i zamachy to jedynie półśrodki, które prowadzą do szerszych celów. Im chodzi miedzy innymi o wrogie nastawienie społeczności muzułmańskiej przeciwko rdzennej ludności. Jeżeli nacjonaliści i radykałowie zaczną atakować imigrantów, to jest to prosta droga do konfliktu wewnętrznego.
WP: Działania odwetowe wpychają także uchodźców wprost w ręce ekstremistów...
- Dokładnie. Gdy niezradykalizowany muzułmanin zostanie napadnięty przez bojówki narodowe, to będzie bardziej otwarty na rekrutację terrorystów, niż osoba, która nie spotkała się z agresją. Napuszczanie ludzi na siebie i wewnętrzne konflikty są na rękę Państwu Islamskiemu, które zwiększa swoje szanse na pozyskanie nowych rekrutów.
WP: W ten sposób napuszczane na siebie są nie tylko grupy społeczne, ale także państwa UE.
- Tym samym dajemy się wciągać w podwójną grę Państwa Islamskiego. Jednym z głównych celów terrorystów jest bez wątpienia próba rozbicia jedności UE, a przynajmniej jej osłabienie. Państwo Islamskie uważnie śledzi nastroje polityczne w Europie i widzi podziały.
WP: Jaki w takim razie UE powinna objąć kurs wobec uchodźców i terroryzmu?
- Na początku trzeba by zadać pytanie, czy ta unia, jedność pomiędzy państwami w Europie w ogóle istnieje? Czy nie jest tylko na papierze? W tej chwili rozdźwięk pomiędzy poszczególnymi państwami oraz wewnątrz samych państw daje uzasadnione powody by zadawać takie pytania. Moim zdaniem UE jest obecnie papierowym tworem i by cokolwiek wspólnie zrobić, to najpierw musiałaby się odrodzić. Przy obecnych podziałach nie wierzę jednak, by była w stanie realnie się zjednoczyć. Europa nie ma obecnie wspólnego interesu, a nawet wspólnej percepcji głównych problemów.
WP: W zamachach w Paryżu część terrorystów mieli stanowić ludzie urodzeni w Europie. To kolejny duży problem.
- W języku angielskim nazywa się to zjawisko homegrown terrorists. Chodzi o terrorystów własnego chowu. Ten problem jest znany od ponad dekady. Gdy popatrzymy na zamachy z 7 lipca 2005 roku w Wielkiej Brytanii, to przecież dokonali ich też ludzie urodzeni na terenie Anglii. W przypadku Paryża mamy najprawdopodobniej do czynienia z miksem. To pokazuje, że terroryzm nie jest problemem importowanym, ale wewnętrzną sprawą Europy. Wszyscy wiedzą o tym od dawna...
WP: I niewiele w tej materii robią...
- Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Państwa próbują sobie poradzić z tym problemem, jednak nie ma dobrych sposobów by go rozwiązać. Politycy zdają sobie sprawę z tego, że pewna część populacji jest wrogo nastawiona do swojego państwa. Dobrym przykładem jest rozegrany kilkanaście lat temu mecz Francja-Algieria, na którym znaczna część Francuzów obecnych na stadionie kibicowała gościom, a gdy grano Marsyliankę gwizdała. Z przykrością trzeba stwierdzić, że polityka multikulturowa się nie sprawdziła i wiemy to już mniej więcej od 10 lat.
WP: Z ust polityków ciężko jednak usłyszeć tak jednoznaczną tezę.
- Wynika to z poprawności politycznej. Proszę zauważyć, że po raz kolejny dochodzi do zamachów terrorystycznych, a politycy nadal zaklinają rzeczywistość i mówią, że nie ma to nic wspólnego ze społeczeństwem multikulturowym. Prawda jest jednak taka, że dopóki nie zdiagnozuje się dobrze problemu, to nie będzie można go rozwiązać. Europa ma obecnie problem z diagnozą, więc trudno mówić o tym, że uda się znaleźć rozwiązanie.
WP: Coraz częściej pojawiają się głosy mówiące o tym, że NATO powinno zaangażować się w konflikt w Syrii oraz walkę z Państwem Islamskim. Jak pan ocenia takie pomysły?
- Jest to kompletny absurd. Byłaby to świetna wieść dla Władimira Putina, który mógłby spokojnie rwać Ukrainę na strzępy. Wydarzenia z ostatnich tygodni są bardzo na rękę Rosji. Używając porównania jest to "wyasfaltowana droga" do spełnienia celów Putina.
WP: Niektórzy powołują się na artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, który mówi, że zbrojna napaść na jedno lub więcej państw w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko wszystkim.
- Tak, ale Francja musiałaby się zwrócić do pozostałych państw o pomoc militarną, a do tej pory tego nie zrobiła i wydaje mi się, że nie chce tego robić. Podobnie było podczas zamachów z 11 września 2001 roku w USA. Gdy państwa europejskie chciały wówczas pomóc sojusznikowi, to usłyszały od Stanów Zjednoczonych, że te poradzą sobie same.
WP: Po wydarzeniach w Paryżu pojawiły się stwierdzenia, że mamy do czynienia z "pląsającą III Wojną Światową". Jakby by pan się odniósł do takiego stwierdzenia?
- Jest to chwytliwy, dziennikarski greps. Ja bym tego, co obecnie dzieje się na świecie, tak nie nazwał. Widzimy liczne konflikty, które towarzyszą radykalnej zmianie globalnego porządku politycznego. Przecież konflikt ze światem dżihadu trwa od 1996 roku, gdy Osama bin Laden wypowiedział wojnę USA. Do tego dochodzą jeszcze działania Rosji, która próbuje rozgrywać np. konflikt w Syrii do swoich celów.
WP: Czy to rozgrywanie swoich interesów przez największe państwa nie doprowadzi jednak do globalnego konfliktu?
- Zależy, co rozumiemy przez globalny konflikt. Jeżeli mówimy o wojnie atomowej pomiędzy Rosją a USA, to nie wierzę w taki scenariusz. Nie jest jednak wykluczone, że dojdzie do klasycznych konfliktów zbrojnych. Może przyjść taki moment, że zobaczymy np. walki dywizji pancernych. Obecnie prawdopodobieństwo spełnienia się takiego scenariusza jest niewielkie. Sytuacja jest jednak tak dynamiczna, że ciężko jest w tym momencie cokolwiek przewidywać.