Policja powstrzymuje protestujące kobiety przed dojściem w okolice domu Jarosława Kaczyńskiego. Żoliborz, 22 października 2020 r.© Agencja Wyborcza.pl

Prof. Jarosław Flis: PiS przegapił moment, w którym ludzie mieli ich dość

- Mówiło się, że protesty Strajku Kobiet się wypaliły. Pewnie tak było, ale nie wypaliły się uczucia, które im towarzyszyły. Te emocje wśród kobiet poczekały, poczekały, no i się doczekały - mówi prof. Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. W rozmowie z WP tłumaczy, gdzie PiS przegrał wyścig o władzę.

Sebastian Łupak: Czy wybory dalej wygrywa się w Końskich? A może raczej we Wrocławiu, stojąc na mrozie o godz. 2 w nocy?

Prof. Jarosław Flis, socjolog Uniwersytetu Jagiellońskiego: Wybory wygrywa się w całym kraju: na wsi, w miastach powiatowych i w aglomeracjach. Sukces chodzi na dwóch nogach: mobilizacja i przekonywanie.

Najłatwiej przekonać wyborców tam, gdzie poparcie dla różnych partii jest wyrównane. Wyborców łowi się w sieci społeczne: najpierw politycy wyborców ku tym sieciom naganiają, np. w czasie osobistego spotkania, wiecu wyborczego czy wydarzenia medialnego. Potem ludzie trafiają do swojej sieci społecznej - w trakcie spotkań ze znajomymi, sąsiadami czy rodziną, ludzie potwierdzają i wzmacniają swój nowy wybór.

Jeśli cała taka sieć jest niechętna danej partii, to powstrzyma wyborcę przed przejściem na jej stronę. Jeśli są już w sieci jacyś sympatycy upatrzonej partii, poprą jego nowy wybór.

Ale do tego musi być ktoś, kogo wciąż można przekonać. Także dlatego najłatwiej jest tam, gdzie poparcie dla danej partii jest średnie, bo tam wciąż jest kogo złowić. Z drugiej strony, tam, gdzie poparcie dla danej partii jest słabe, ciężko o to, żeby ktoś wokół nas - sąsiad, znajomy - potwierdził i wzmocnił nasz wybór.

Prof. Jarosław Flis
Prof. Jarosław Flis© Agencja Wyborcza.pl

Wiemy, że w dużych miastach wygra demokratyczna opozycja, a na wsiach, że PiS. Zostają nam miasta powiatowe.

W średnich miastach walka jest najbardziej wyrównana. Lecz nigdy nie jest tak źle, by można było jakieś miejsce odpuścić - chodzi co najwyżej o koncentrację wysiłków w miejscach najbardziej obiecujących.

Tam, gdzie dobrze wiemy, jak wyborcy zagłosują, czyli np. na bogatych osiedlach skłaniających się ku liberałom, także oni powinni zaznaczyć swoją obecność, żeby w pełni zmobilizować wszystkich sympatyków.

Natomiast na obszarach, gdzie ma się pod górkę, obecność jest potrzebna, żeby nawet i nieliczni zwolennicy, których się tam posiada, mieli odwagę się ujawnić i nadrobić swoją ograniczoną liczebność mobilizacją.

I ta mobilizacja - z jednej strony na wsiach, z drugiej w małych miasteczkach – wyszła lepiej demokratycznej opozycji?

W tych wyborach oba elementy zadziałały na korzyść trójgłowego zwycięzcy: KO, 3D i Lewicy. Po pierwsze oni zdobyli najwięcej nowych wyborców w mniejszych gminach.

Atutem opozycji było to, że na wsi poszło na wybory bardzo dużo nowych wyborców i oni zagłosowali na opozycję. PiS utrzymał tam swój stan posiadania, ale spadło mu poparcie procentowe, ponieważ pojawili się nowi wyborcy, którzy głosowali na opozycję. Tych osób było kilkaset tysięcy.

Dodatkowo największe przesunięcie z PiS na opozycyjną koalicję nastąpiło w miastach średniej wielkości. Tam wyborcy zrazili się do PiS i dali się przekonać, że jest dla nich jakaś alternatywa.

I to poszli tłumnie. Sondaże wskazywały na frekwencję w mniejszych miastach w okolicach 61 procent. A do wyborów poszło 74 procent Polaków.

Przyznam, że mnie też to zaskoczyło.

Nie spodziewałem się, że frekwencja skoczy aż tak. Deklaracje dotyczące frekwencji w sondażach przedwyborczych cały czas były zróżnicowane.

To co zadziałało?

Kilka czynników - generalnie wkurzenie, akcje oddolne, jak "Cicho już byłyśmy" i środowiskowa mobilizacja w ostatniej chwili. Czasem tak jest, że społeczeństwo, jak się zdenerwuje, to atakuje bez ostrzeżenia. Rządzący przegapili moment, w którym ludzie mieli ich już szczerze dosyć.

Wściekłe na PiS mogły być zwłaszcza kobiety, którym odebrano ich prawo o decydowaniu o sobie. Czy to one przesądziły o wyniku wyborów?

Mówiło się, że protesty Strajku Kobiet się wypaliły. Pewnie tak było, ale nie wypaliły się uczucia, które im towarzyszyły. Praktycznie całkowity zakaz aborcji został wprowadzony nie po dyskusji, nie po debacie, nie po referendum, tylko cichcem, za plecami.

Wszyscy wiemy, że Trybunał Konstytucyjny wprowadził te obostrzenia tylko dlatego, że Jarosław Kaczyński wymyślił, że mu się to do czegoś przyda w wewnętrznych rozgrywkach z radykałami.

Te emocje wśród kobiet poczekały, poczekały, no i się doczekały…

W rezultacie na konserwatywnych Kaszubach startująca do Senatu Anna Górska z lewicowej Partii Razem pokonała Dariusza Drelicha z PiS – wojewodę pomorskiego.

Tu mogło zadziałać jeszcze coś innego. Przypomnę, co Mateusz Morawiecki powiedział do Donalda Tuska: "genów nie oszukasz". Sugerował, że Tusk ma w genach jakąś proniemieckość czy zgoła zdradę. Wcześniej atakowano go też przecież "dziadkiem z Wehrmachtu". Kaszubi mogli to odebrać jako atakowanie także ich i podważanie ich polskości.

Ja, gdybym był Kaszubem, bardzo bym się czymś takim zdenerwował. Akurat miałem prapradziadka Austriaka. To co, nie mogę być dziś prawdziwym patriotą, bo "genów nie oszukasz"? Szczęśliwie okazało się raz jeszcze, że to nie jest dobry pomysł na kampanię.

Wybory 2023 r. Głos oddaje Jarosław Kaczyński
Wybory 2023 r. Głos oddaje Jarosław Kaczyński© PAP | Tomasz Gzell

W tej kampanii PiS rzucił propagandowo wszystko, co miał. Straszył Polaków uchodźcami, Niemcami, seksualizacją dzieci, Agnieszką Holland, Brukselą, a na koniec nawet Kijowem. Czy wyborcy uodpornili się na taką retorykę?

Znane przysłowie mówi, że nadgorliwość jest gorsza od sabotażu. I to się tu potwierdziło. PiS po prostu użył za dużo sztuczek PR, czyli jak ja to określam "przePIARzył". Dobre wrażenie też trzeba umieć zrobić.

Za dużo propagandy, agresji, za dużo wrogów wokół i wewnątrz?

Wszystkie te chwyty były przesadzone, wyolbrzymione i teatralne. Widać to w kwestii referendum, które okazało się porażką PiS. Jak się gra znaczonymi kartami, też można przegrać. Pytania w referendum były właściwie retoryczne. Prawdziwe referendum w dniu wyborów dotyczyło tego, czy odsunąć PiS od władzy.

Gdy wyborcy w Gdańsku widzą, że najwięcej głosów w Lublinie zdobył Przemysław Czarnek, są zszokowani. Czy naprawdę mamy dwie Polski, tę wschodnią i zachodnią?

Nie można tak myśleć! Gdyby Przemysław Czarnek był jedynką PiS w Gdańsku czy Szczecinie, to zdobyły tam najwięcej głosów wśród swojego elektoratu.

I druga rzecz: media powinno się przeklinać za te mapy malowane tylko dwoma kolorami, wzdłuż linii dawnych zaborów.

Dlaczego?

Czy jeśli w klasie jest 12 chłopców i 8 dziewczynek, to jest to klasa męska, a jak jest 12 dziewczynek i 8 chłopców, to klasa jest żeńska? A rywalizacja między tymi klasami to jest walka płci? Bzdura!

W województwach pomorskim i zachodniopomorskim PiS też ma swoich wyborców. Ma ich mniej, ale ma. Te mapy są kompletnie łudzące. Jeśli gdzieś poparcie dla PiS wynosi 54 procent, to cały czas 46 procent nie głosuje na PiS. Po drugiej stronie też są nasi wyborcy. Ważniejsze dla sukcesu opozycji jest dotarcie do swoich wyborców na Lubelszczyźnie, a nie delektowanie się przewagą na Pomorzu.

PiS mimo wszystko dostał prawie 36 procent i był na pierwszym miejscu. Dlaczego?

Często jest tak, że wyborcy danej partii, którzy są już zmęczeni i rozczarowani jej dotychczasowymi działaniami, przy kolejnych wyborach zostają w domu. Jednak PiS-owi udało się ich zmobilizować po raz trzeci. To duży sukces tej partii. Dodajmy, że wiele osób było też autentycznie zadowolonych z tego rządu.

Pieniądze, jako wabik, tym razem nie zadziałały? Elektorat roszczeniowy, czy też cyniczny, dostał przecież 800 plus, dodatkowe emerytury, 700 zł dla nauczycieli czy tańszą benzynę na Orlenie tuż przed wyborami.

Jestem przeciwny używaniu takich sformułowań jak "elektorat roszczeniowy". Nie zgadzam się z opowieścią o tym, że jest "elektorat cyniczny", który tylko czeka, kto mu coś da.

To są obraźliwe sformułowania. Biorą się z przekonania, że tak jak ja myślą i działają wszyscy ludzie rozsądni, więc ci o odmiennych od moich poglądach muszą być głupi lub podli. To fałszywy ogląd rzeczywistości, który bardzo tych odmiennych zraża.

Po prostu wyborców niezadowolonych z rządów PiS było więcej niż tych zadowolonych. W polityce są dwa etapy: najpierw nic nie jest w stanie ci zaszkodzić, a później nic nie jest w stanie ci pomóc. I PiS po ośmiu latach rządów osiągnął ten drugi etap.

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Jarosław Kaczyńskipiswybory 2023
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1465)