Prof. Andriej Zubow: w sprawie Krymu wśród Rosjan zwyciężyła radziecka mentalność
Entuzjazm, jaki wśród Rosjan wywołało przyłączenie Krymu, świadczy o tym, że w umysłach ludzi silniejsze od doświadczenia życia w demokratycznym kraju okazało się doświadczenie radzieckiej przeszłości - mówi rosyjski historyk prof. Andriej Zubow.
01.07.2014 | aktual.: 01.07.2014 08:03
Naukowiec pracujący w elitarnym Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych (MGIMO) został w marcu zwolniony za publiczną krytykę polityki prezydenta Władimira Putina wobec Ukrainy; w kwietniu decyzję cofnięto. W czerwcu Zubow udzielił wywiadu.
Skąd bierze się dążenie dzisiejszej Rosji do tego, by być czy wydawać się mocarstwem?
Prof. Andriej Zubow: W pewnym stopniu w każdym kraju, który przeżył upadek i rozpad imperium, utratę swojej potęgi, w społeczeństwie na długo utrzymuje się nostalgia po minionej wielkości. Jest to charakterystyczne i dla imperium brytyjskiego, i dla Francji. W Rosji jednak jest to szczególnie bolesne, ponieważ ta wielkość była budowana w warunkach całkowitej blokady informacyjnej. Ludzie byli wychowywani w idei, że są nosicielami prawdziwego wielkiego ducha, przyszłości całej ludzkości. Kiedy wszystko to się zawaliło - i ideologia i imperium - ludzie pozostali nie tylko bez wielkiego i silnego państwa, ale też z oszukanymi nadziejami, że robią coś znaczącego i wielkiego.
Tak więc, gdy nagle okazało się, że wszystko to jest ważne, że to wrogowie zniszczyli wielki kraj, a my teraz go odbudujemy - i pierwszym etapem odbudowy jest Krym, a wrogowie próbują oderwać od Rosji Ukrainę - to wywołuje to wielki entuzjazm. Poziom tego entuzjazmu jest wyjątkowy, nikt nie oczekiwał nawet, że może być aż taki. Oznacza to, że ta radziecka mentalność zajmuje bardzo wielką część świadomości przytłaczającej większości naszych obywateli. Jest to podświadoma radzieckość pod cienką warstwą doświadczenia współczesnego, doświadczenia demokratycznej Rosji. Ta cienka warstwa została przez władzę rozerwana, a podświadoma radzieckość wyszła na powierzchnię.
Czy jest tak nawet w młodym pokoleniu?
- Tak, jakkolwiek jest to dziwne, i budzące u mnie gorycz. Jeśli w kraju średnio 83 procent społeczeństwa popiera nowe tendencje polityczne władzy, to wśród osób w wieku 18-30 lat jest to 87 procent. Młodzież, która w ogóle nie doświadczyła życia w kraju radzieckim, która nie wie, co w nim było dobrego, a co złego, i żyje tylko opowiadaniami ojców, dziadków i nauczycieli, ta młodzież swój idealny model lokuje w przeszłości. I orientuje się nie na osobiste zalety, osobisty sukces ekonomiczny, inicjatywę w biznesie, a przede wszystkim na narodową wielkość. To świadczy, że społeczeństwo jest o wiele bardziej chore, niż przypuszczaliśmy.
Pan niejednokrotnie publicznie krytykował politykę państwa wobec Ukrainy. Jak dzisiaj wygląda pana sytuacja?
- W sposób zupełnie niezrozumiały. Nie wiem, co będzie ze mną w pracy, ale najprawdopodobniej umowa ze mną nie zostanie przedłużona, póki co formalnie jestem w MGIMO profesorem, ale 30 czerwca umowa się kończy. Po wszystkich tych wydarzeniach nie pozwolono mi prowadzić wykładów dla studentów - "nie rekomendowano" prowadzenia wykładów; moje zajęcia przekazano innym profesorom. Jeśli kontrakt wygaśnie, stracę pracę, nie wiem, co będzie dalej, trudno powiedzieć.
Jaka była reakcja środowiska akademickiego?
- Bardzo wielu naukowców podpisało list protestacyjny przeciwko zwolnieniu mnie. Przy czym, nie tylko ci, którzy politycznie się ze mną solidaryzowali. Wielu podkreślało, że mają inne poglądy polityczne, ale uważają, że fundamentalną zasadą wolności akademickiej jest prawo człowieka do swobodnego wyrażania swoich poglądów, tym bardziej - poglądów wyważonych, popartych argumentacją naukową. Jeśli człowiek zostanie tego prawa pozbawiony, to o jakiej w ogóle wolności akademickiej można mówić w naszym kraju?
- Wydaje mi się, że dominuje strach, ponieważ wszyscy ci ludzie całkiem niedawno byli absolutnymi stronnikami nienaruszalności granic i uznania norm prawa międzynarodowego; rektor i w większości władze uczelni są też absolwentami MGIMO, to osoby wykształcone w dziedzinie prawa międzynarodowego. Nagle to wszystko zostało naruszone. I ci sami ludzie patrzą mi w oczy, mówiąc - "rozumiesz, jak to tak bez Krymu...". To znaczy - mnie wydaje się, że im samym jest wstyd za to, co mówią; lub też, na tyle przywykli do oscylowania zgodnie Z linią władzy, że uważają to za naturalne. Nie wiem.