Proces ws. "skoku stulecia". Fałszywy konwojent ukradł 8 mln złotych, teraz się tłumaczy: pomysł pojawił się rok wcześniej
Adam K., emerytowany policjant i ochroniarz, oskarżony m.in. o przywłaszczenie 8 mln zł przewożonych z banku w Swarzędzu w lipcu 2015 r. oświadczył przed sądem, że po raz pierwszy pomysł kradzieży pojawił się rok przed zdarzeniem.
Proces w tej opisywanej pewien czas temu w mediach sprawie ruszył w środę przed łódzkim sądem okręgowym. W lipcu 2015 r. w Swarzędzu Krzysztof W., który jechał w konwoju z pieniędzmi, odjechał autem przewożącym gotówkę. Wkrótce potem porzucony samochód znaleziono; konwojent zniknął wraz z pieniędzmi. Szukano go dłuższy czas. Jak się okazało, zmienił wygląd i tożsamość.
Prokuratura oskarża w sprawie sześć osób: czterem zarzuca się udział w zorganizowanej grupie przestępczej i przywłaszczenie mienia o znacznej wartości. Wśród nich są: b. policjant i pracownik firmy ochroniarskiej 45-letni Adam K., u którego miano podzielić łup, 47-letni Marek K., który miał brać udział w opracowaniu planu napadu i ubezpieczać przewożenie pieniędzy oraz dwaj konwojenci: 43-letni Dariusz D. i 47-letni Krzysztof W.
Dwie kolejne oskarżone osoby to: 47-letnia Agnieszka K. i 71-letni Wojciech M., którzy mieli pomagać w ukryciu zrabowanych pieniędzy i wpłacić na założone konto w jednym z banków 250 tys. zł. Pieniądze te mieli otrzymać od Adama K. Wszystkim grozi kara do 10 lat więzienia.
Większość oskarżonych odmówiła składania wyjaśnień. Zgodzili się odpowiadać na pytania sądu i obrońców. Jako pierwszego sąd przesłuchał Adama K.
Konwojent: pomysłodawcą skoku był szef firmy ochroniarskiej Grzegorz Łuczak
W odpowiedzi na pytania sądu mówił m.in., że po raz pierwszy pomysł kradzieży pieniędzy pojawił się rok przed zdarzeniem. Według niego pomysłodawcą był szef firmy ochroniarskiej Grzegorz Łuczak (jest cały czas poszukiwany). K. zaznaczył jednak, że była to luźna rozmowa, bo w tamtym czasie nie było osoby, która mogłaby ukraść pieniądze. O pomyśle poinformował również swego kolegę Marka K. To właśnie on miał - jak twierdzi Adam K. - zadeklarować, że znajdzie odpowiednią osobę. Później okazało się, że był nią Krzysztof W.
W. przygotowując się do akcji, zmienił wygląd: zgolił głowę i zapuścił brodę; zażywał też środki, które sprawiły, że przybrał na wadze. Zatrudniając się w firmie ochroniarskiej, podał fałszywe dane osobowe. Początkowo pracował w Łodzi, ale z obawy, że może go w mieście ktoś rozpoznać, przeniósł się do Poznania.
Według Adama K. następnie czekano na okazję. Jednym z warunków rozpoczęcia akcji było to, że W. miał być w tym dniu kierowcą. W końcu okazja się nadarzyła. Po kradzieży sprawcy mieli pojechać we wcześniej ustalone miejsce. Przepakowali pieniądze z firmowej furgonetki do innego samochodu i pojechali do domu Adama K. Tam podzielili łup na cztery kupki. Jedną z nich miał dostać Łuczak.
Łuczak wykopał pieniądze ze skrytki i uciekł. Jest poszukiwany przez policję
Jak mówił K. i on i Łuczak wzięli ze swoich części po ok. 250 tys. zł na własne wydatki. Resztę zakopali na działce. Według Adama K., Łuczak wrócił po jakimś czasie, wykopał pieniądze i uciekł, po czym kontakt z nim się urwał.
Krzysztofa W. oraz Marka K. przywieziono do sądu z aresztu, gdzie będą co najmniej do 30 kwietnia. Pozostali oskarżeni odpowiadają z wolnej stopy. W sądzie nie było Agnieszki K. ani Wojciecha M.
Nim rozpoczął się proces obrońca jednego z oskarżonych zgłosił wniosek o wyłączenie w całości jawności rozprawy ze względu na ważny interes prywatny pokrzywdzonego. Sąd jednak wniosku nie uwzględnił i rozpoczął proces.
W związku z tą sprawą, w Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia dobiega końca proces przeciwko Andrzejowi W., któremu poznańska prokuratura postawiła zarzut przekroczenia uprawnień. Jako funkcjonariusz policji miał on nie dopełnić swoich obowiązków służbowych. Będąc policjantem, zataił wiedzę o przestępstwie, utrudniał śledztwo.