Proces ws. akcji w Magdalence odroczony
Do 23 kwietnia odroczono rozprawę apelacyjną ws. trojga policjantów uniewinnionych w procesie dotyczącym akcji policyjnej w Magdalence. Sąd Apelacyjny uwzględnił częściowo wnioski dowodowe matek dwóch antyterrorystów, którzy wówczas zginęli i zdecydował o przesłuchaniu dodatkowych świadków.
05.04.2007 | aktual.: 05.04.2007 12:19
Do tragicznej w skutkach akcji doszło w marcu 2003 r. Policjanci mieli zatrzymać w Magdalence dwóch przestępców - Roberta Cieślaka i Igora Pikusa - zamieszanych w zabójstwo policjanta w podwarszawskich Parolach w 2002 r. Na terenie posesji, gdzie się ukrywali, bandyci rozmieścili miny-pułapki, które wybuchły w pobliżu policjantów. W wyniku wymiany ognia budynek częściowo spłonął, przestępcy zginęli. Podczas akcji zginęło też dwóch antyterrorystów, a 16 zostało rannych.
"Błąd w ustaleniach faktycznych"
W czerwcu 2006 r. warszawski sąd okręgowy uniewinnił byłą naczelnik wydziału do walki z terrorem kryminalnym KSP Grażynę Biskupską, byłego dowódcę pododdziału antyterrorystycznego komendy głównej Kubę Jałoszyńskiego i byłego zastępcę komendanta stołecznego Jana Pola, uznając, że to nie ich działania, lecz zatrzymywanych przestępców spowodowały śmierć dwóch antyterrorystów i rany kilkunastu innych.
Od tej decyzji apelację złożyła Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce, podnosząc, że sąd pierwszej instancji dopuścił się "błędu w ustaleniach faktycznych i obrazy przepisów postępowania". Domaga się uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania w I instancji.
Odwołały się także oskarżycielki posiłkowe - Krystyna Szczucka i Anna Marciniak, matki zabitych policjantów. Chciały one, by podczas apelacji przesłuchano trzech dodatkowych świadków: dwóch antyterrorystów i właściciela posesji, na której próbowano zatrzymać bandytów. Sąd ostatecznie zgodził się jednak na to, by na świadków powołać dwóch funkcjonariuszy. Jak uzasadniał, właściciel posesji był już przesłuchiwany przez prokuraturę. Jeden z nich jest strzelcem wyborowym - emerytowanym, ale jednym z najlepszych. Powinien udzielić wystarczającej informacji na temat jednego z zasadniczych argumentów oskarżonych, że nie można było użyć strzelca wyborowego. My uważamy, że jednak snajper mógł być wykorzystany, przede wszystkim do odrzucenia przestępców od okien, żeby nie mogli rzucać granatów - powiedział pełnomocnik oskarżycielek Paweł Gadkowski.
Jak dodał, drugi z powołanych świadków jest antyterrorystą w czynnej służbie. Ma pełną wiedzę, służył w oddziale Mariana Szczuckiego (który zginął podczas akcji). Rozmawiał z kolegami, którzy uczestniczyli w akcji, ale ze względu na to, że nadal służą, niechętnie zeznawali na temat uchybień w przygotowaniu akcji. To rzecz zrozumiała, ludzka, bo chcą nadal pracować - dodał mecenas.
"Ktoś musi za to odpowiedzieć"
Matki antyterrorystów z zadowoleniem przyjęły decyzję sądu o powołaniu świadków. Szczucka mówiła, że mieli być przesłuchiwani już wcześniej, ale sąd odrzucił wniosek o ich powołanie. Winni muszą się znaleźć. Ta akcja nie była dobrze przygotowana. Teren nie był rozpoznany. Ktoś musi za to odpowiedzieć - dodała.
Uniewinnieni oficerowie nie chcieli komentować decyzji sądu. Należy ją uszanować - powiedział Jałoszyński. Dodał jednak, że nie sądzi, by nowi świadkowie rzucili na sprawę nowe światło. Po fakcie można opowiadać różne rzeczy. Trzeba było tam być wtedy i znać tamte okoliczności. A bieganie teraz z lornetką i pokazywanie, gdzie można było umieścić strzelca, jest co najmniej śmieszne - powiedział.
Matki straciły synów, nikt z nas nie potrafi ocenić ich bólu. Ja to rozumiem. Natomiast na tamtą chwilę, na tamten czas nie naruszono żadnej procedury - podkreślił Jałoszyński.