Proces w sprawie Grudnia'70 - Gniech będzie przesłuchany
Były dyrektor Stoczni Gdańskiej im. Lenina Klemens Gniech, który twierdzi w wywiadzie prasowym, że oskarżony w procesie w sprawie Grudnia 1970 r. były wicepremier Stanisław Kociołek zaakceptował plan wojskowych o strzelaniu do ludzi, będzie zapewne przesłuchany w procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Warszawie.
20.07.2005 15:30
Zarówno oskarżający w procesie prok. Bogdan Szegda, jak i przedstawiciel NSZZ "Solidarność" mec. Tadeusz Kilian powiedzieli w środę PAP, że zamierzają złożyć wniosek o przesłuchanie mieszkającego dziś w Niemczech Gniecha.
Trudno, byśmy odpuścili sobie takiego świadka - powiedział Szegda. Dodał, że z uwagi na to, iż Gniech od lat mieszka w Niemczech, nikt wcześniej nie przesłuchiwał go w śledztwie. Nie sądzę, by obecnie były problemy z ustaleniem jego adresu i wezwaniem do sądu. Sądzę, że wezwanie będzie szybko - powiedział prokurator.
W procesie do przesłuchania jest jeszcze kilkuset świadków. Najbliższa rozprawa - we wrześniu.
W wywiadzie dla dodatku "Gazety Wyborczej" Gniech powiedział, że uczestniczył w odbywającej się w gdańskiej komendzie wojewódzkiej MO naradzie.
"Partyjni, milicja, wojsko, SB. (...) Przez zupełny przypadek znalazłem się w pokoju, gdzie oni debatowali, jak zdławić strajk. Co robić, gdy stoczniowcy wyjdą na ulice. Sporo ludzi, nie znam nazwisk, ale dwóch poznałem: był wicepremier Stanisław Kociołek i wiceminister obrony narodowej generał Grzegorz Korczyński (już nie żyje). I taka scena - Korczyński melduje Kociołkowi o sytuacji. Składa propozycję, co robić, gdyby stocznia wyszła na miasto. Mówi krótko: pierwsza salwa będzie w powietrze, nad głowami. Druga, jeśli się nie zatrzymają, po ziemi, pod nogi. I trzecia salwa. Na wprost". "- A Kociołek na to..." - pytał dziennikarz. "Dwa słowa: 'Proszę wykonać'" - mówił Gniech w wywiadzie.
Kociołek zaprzecza w sądzie, by wypowiedział takie słowa. Polskiemu Radiu powiedział, że wypowiedzi Gniecha to konfabulacje. On także chce, by Gniech stawił się w sądzie i złożył zeznania.
12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. I sekretarz PZPR Władysław Gomułka zdecydował o użyciu broni palnej i wprowadzeniu wojska. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu ścisłych władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także ówczesny szef MON gen. Jaruzelski. Gomułka podjął decyzję po przedstawieniu mu nieprawdziwej informacji o zabiciu przez demonstrujących dwóch milicjantów.
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych.
W PRL nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności za wydarzenia Grudnia '70. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. Od 1990 r. Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku prowadziła śledztwo. W 1995 r. skierowała do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku akt oskarżenia przeciw 12 osobom, w tym Jaruzelskiemu, Kociołkowi, wiceszefowi MON gen. Tadeuszowi Tuczapskiemu oraz dowódcom jednostek wojska tłumiących protest. Wszystkim zarzucono "sprawstwo kierownicze" masakry, zagrożone karą dożywocia. Żaden z oskarżonych nie zgadzał się z zarzutami.
Pierwszy raz sąd w Gdańsku zebrał się w marcu 1996 r., jednak proces długo nie mógł ruszyć z powodów formalnych. M.in. na rozprawy nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i podeszłym wiekiem. W 1999 r. proces przeniesiono do Warszawy.
Tu proces Jaruzelskiego i sześciu już tylko pozostałych oskarżonych ruszył w październiku 2001 roku. Jaruzelski mówił, że poczuwa się do współodpowiedzialności politycznej i moralnej, ale nie karnej. Twierdził, że wiele działań wojska i MO to "obrona konieczna lub stan wyższej konieczności".